środa, 11 grudnia 2019

Nic nie wnosząca - Tajna misja w kraju wielkiego blefu

Hello!
Zaskakująco dawno nie było na blogu nic związanego z książkami o Korei. Najwyższa pora nadrobić tę zaległość.

Przepraszam za takie nieoryginalne zdjęcie, ale gdzieś zgubiłam folder ze zdjęciami okładek. Szukałam go na całym laptopie, spędziłam 3 godziny porządkując inne foldery, ale tego nie znalazłam.


Tytuł: Korea Północna. Tajna misja w kraju wielkiego blefu.

North Korea Undercover: Inside the World's Most Secret State

Autor: John Sweeney

Tłumacz: Małgorzata Halaba

Wydawnictwo:  Muza


Autor książki robi dobre wrażenie już we wstępie, bo opisuje jak jest - dziennikarze muszą ukrywać, że są dziennikarzami, więc podał się za profesora. Ale nie robi z tego faktu nie wiadomo czego, po prostu go stwierdza. Z resztą później jego tożsamość i kłamstwo wyszło na jaw, ale on nie był już w KRLD. Wspomina także, że przewodnicy to zasadniczo mili ludzie, ale turyści poprzez swoje nieodpowiednie zachowanie mogą narobić im problemów, a sama praca przewodników polega głównie na mydleniu oczu. Zapowiadało się naprawdę dobrze, ale powinnam się już nauczyć, że na pewno dobrze się nie skończy.

Zrozumieć Koreę Północną to jak próbować rozwiązać osobliwą zagadkę kryminalną: najpierw potykasz się o leżące w bibliotece zwłoki i rzucony obok dymiący jeszcze pistolet, po czym trup nagle ożywa, wstaje i mówi ci, że nie ma żadnego pistoletu, że pistolet ten wcale nie dymi, a tak w ogóle to biblioteka jest wytworem twojej imaginacji.

 (fragment promujący książkę)

Ale im dalej w książkę tym jest gorzej, a styl i sposób w jaki autor informuje czytelnika o swoich tezach i przemyśleniach, zaczyna przypominać, coś co roboczo nazwałam stylem amerykańskim - to znaczy wydaje mu się, że zjadł wszystkie rozumy, a do tego próbuje być jednocześnie zabawny sarkastyczny i ironiczny. W niektórych momentach książki zastanawiam się czy te złośliwe przymiotnik oraz ogólna ironiczna narracja nie są jakąś metodą obronną samego autora, aby nie musiał pisać poważnie, ale doszłam do wniosku, że nie. To po prostu taki typ autora, że wymyślił sobie tezę, sam znalazł jej potwierdzenie w książkach, a swojemu czytelnikowi przedstawia ją we własnej książce, proponuje czy też pokazuje i narzuca, takie postrzeganie Korei Północnej jakie on sobie wymyślił. Bo wiecie z jednej kilkudniowej, turystycznej wycieczki do KRLD, podczas której jest się głównie w jednym mieście (oraz punktach turystycznych) można wyciągnąć wnioski niepodważalnie dotyczące całego kraju.

Tak się też zastanawiam, czy ludzie nie potrafią napisać książki o swojej wycieczce do Korei Północnej bez opisywania historii tego kraju. Nie liczyłam, ile raz się już pojawiała, bo i w pewnym momencie zaczęłam to trochę pomijać, ale teraz to i ja sama mogłabym napisać biografię Kim Ir Sena tylko na podstawie tych wszystkich fragmentów książek, które przeczytałam do tej pory. A z resztą widzieliście dwie części koreańskiego bingo - pewne motywy powtarzają się w tych książkach cały czas. Już gotowa jest też analiza tej książki pod tym kątem i będzie opublikowana sobotę.

Podsumowując, nie czytajcie, prawdopodobnie się rozczarujecie, raczej na pewno nie dowiecie się niczego nowego. A względnie jeszcze zdenerwować, że papier został wykorzystany na kolejną niewnoszącą niczego książkę o czyjejś podróży do KRLD. Jeśli macie czytać jakoś książkę o KRLD, wybierzcie książkę Koreańczyka/Koreanki, ja polecam książkę Drogi Przywódca - o której miałam napisać, nie napisałam, a teraz służy mi za najlepszą książkę dotyczącą Korei Północnej (tylko uważajcie na książkę pod tytułem Przeżyłam, jej nie czytajcie).

Trzymajcie się, M

2 komentarze:

Jesteście dla mnie największą motywacją.
Dziękuję.
<3