Hello!
Być może - jeśli czytacie bloga wystarczająco długo - zauważyłyście, że bardzo lubię historie o akcjach ratunkowych i ucieczkach. Być może to wynik tego, że w dzieciństwie naoglądałam się filmu Tunel (i Twierdza), być może tego, że akcja ratunkowa wymaga analizy i szukania sposobów - wręcz rozwiązania zagadki. Wolę jednak, gdy są to historie wymyślone.
Bardzo dobrze pamiętam, jak z zapartym tchem i przerażeniem śledziłam wiadomości płynące z Tajlandii w 2018 roku. Mam wręcz wrażenie, że cały świat wstrzymywał oddech w tamtym czasie. Pamiętam też różne zaskakujące dyskusje na temat nurkowania jaskiniowego i tego, jak wyciągnąć dzieci bez doświadczenia z tak zalanego miejsca. Był to czas wielkiego napięcia i wielkiej niepewności.
Ten wstęp jest potrzebny, aby napisać o dwóch produkcjach dotyczących tych wydarzeń: pierwsza z nich to film Rona Howarda - Trzynastu lub Trzynaście żyć, druga seria Netflixa - Thai Cave Rescue (chociaż gdzie będzie ta recenzja wyjaśniam na koniec).
Trzynaście żyć
Trzynaście żyć to bardzo długi film - trwa dwie i pół godziny, a jego narracja i tak jest poszatkowana i zaskakująco szybka. Przeskakujemy pomiędzy bohaterami. Przeskakujemy pomiędzy dniami. Niewiele widzimy z planowania, z przemieszczania się bohaterów - za to cały czas coś robią. Cała akcja ratunkowa przedstawiona jest jak coś niepodlegającego dyskusji i bez wahania zaprzęgnięto wszystkie możliwe środki, aby wyciągnąć dzieci z jaskini.
Chociaż widz wie, jak cała sytuacja się zakończyła, to film ogląda się z zaskakującym napięciem. Nawet pomimo tego, że czasami przypomina on bardziej dokument niż film fabularny. I pod pewnymi względami wewnętrznie to nie jest bardzo rozemocjonowana narracja. Może dlatego że - chociaż mamy głównych bohaterów w postaci nurków - to nie jest film o ludziach. To film o akcji ratunkowej. Która dzięki temu obrazowi okazała się jeszcze bardziej dramatyczna niż wiedziałam, że była. Na przykład nie miałam pojęcia, że zalano ludziom pola uprawne, aby odprowadzić wodę, żeby bardziej nie zalewała jaskini - i nie przesadzam, gdy piszę, że to niesamowicie wzruszające i byłam na granicy płaczu, gdy woda w CGI zalewała pola pod górą. Naprawdę mam nadzieję, że odpowiednio zapłacono tym ludziom.
Ze względu na długość filmu w czasie oglądania można stracić skupienie. Momentami można nawet uznać, że bywa on nudny. Jednocześnie jest długi - a tyle rzeczy można było jeszcze dodać! Warto go zobaczyć (jest na Amazon Prime).
Gdy sprawdzałam sobie rzeczy o tym filmie, wpadłam na informację o dokumencie National Geographic na temat tej akcji - Na ratunek. Misja w jaskini. Aż dziwne, że nie widziałam go wcześniej.
Na ratunek. Misja w jaskini
Ten film ma coś, czego brakowało mi w Trzynastu życiach - ludzi w mundurach. A dokładniej - pamiętałam z telewizji konferencje prasowe, a Trzynaście żyć w ogóle nie porusza tej sprawy od tej strony.
To może być moje skrzywienie dotyczącego tego, że po prostu wolę dokumenty i niefikcję, ale ten film jest lepszy niż Trzynaście żyć. Jednak jest coś immanentnie wartościowego w poznawaniu historii w opowieści osób, które w niej uczestniczyły. Jest w nim też wiele oryginalnych materiałów. Ten dokument lepiej pokazuje, ilu ludzi brało udział w całej tej akcji, przedstawia kontekst kulturowy oraz planowanie. Ale - chociaż pokazuje, że woda była z góry przekierowywana - nie pokazuje, gdzie była przekierowywana. Warto też docenić to, że wypowiada się w nim żona Samana Kunana - byłego komandosa, który włączył się w akcję, ale niestety zginął. Wypowiadają się także partnerki nurków. Nie ma za to wypowiedzi rodziców dzieci. I chociaż przedstawiono opowieść o górze i o tym, jak przybył ważny mnich, nie wspomniano, że trener drużyny był wcześniej mnichem i fakt, że medytował razem z dziećmi, miał duże znaczenie dla ich przeżycia.
Gdy oglądałam Trzynaście żyć, uderzyło mnie to, że dzieci, które pozostawały w jaskini, musiały oglądać, jak ich koledzy są narkotyzowani, związywani (opaskami zaciskowymi aka trytkami!) i zabierani pod wodę przez zasadniczo niemówiących po tajsku obcych ludzi. W dokumencie poznajemy jak dogłębnie źle z całym tym planem usypiania dzieci czuł się doktor. W Trzynastu życiach też było to tak pokazane, ale gdy słyszy się, że lekarz mówi, że czuł się, jakby przeprowadzał eutanazję to naprawdę robi się człowieka bardzo szkoda. Widać było, że wciąż nie czuje się zbyt komfortowo z tym tematem. Jak Trzynaście żyć było bardziej filmem o akcji ratunkowej, tak Na ratunek jest bardziej filmem o nurkach.
Tutaj miała być recenzja Thai Cave Rescue, ale okazało się, że obok serialu fabularnego Netflix zrobił też dokument - The Trapped 13: How We Survived the Thai Cave. Thai Cave Rescue jest reklamowane tym, że jego ekipa jako jedyna uzyskała dostęp do samych chłopców, więc widać Netflix postanowił to podwójnie wykorzystać i mamy też dokument. A że ja postanowiłam oglądać wszystko - o obu netflixowych produkcjach napiszę, po piątym października.
Zapraszam na blogaskowego Facebooka oraz mojego Instagramy (bookart_klaudia) oraz redaktorskie_drobnostki!
Trzymajcie się, M
Przeczytałam z dużą ciekawością.
OdpowiedzUsuńMam zamiar zobaczyć dokument.
OdpowiedzUsuńOsobiście nie jestem fanką.
OdpowiedzUsuńNie jestem przekonany do tego filmu. ;)
OdpowiedzUsuńMuszę obejrzeć. Lubię tego typu filmy.
OdpowiedzUsuńJeden z nich ten po prawej oglądałam - sama pamiętam jak śledziłam te wydarzenia z zapartym tchem
OdpowiedzUsuńTo coś idealnego dla mnie. Koniecznie zapisuje ;)
OdpowiedzUsuń