Hello!
Przez przypadek obejrzałam prawdopodobnie najnudniejszy, najbardziej irytujący i najbardziej bezwyrazowy film o zakładnikach, jaki istnieje. Historia jest prosta: potrzebowałam włączyć coś do prasowania, a filmy o odbijaniu zakładników (szczególnie z ambasad) są zazwyczaj ciekawe - dla mnie szczególnie w kontekście podglądania pracy negocjatorów i tego, jak się rozmawia z osobami stawiającymi żądania. W 6 dniach negocjator Max (grany przez Marka Stronga) także jest najciekawszym bohaterem, ale poprzeczka nie jest wysoko zawieszona, a jego działania - nawet w dobrej wierze - są bardzo ograniczone przez rząd brytyjski.
Wszystkie znaki na niebie i ziemi (to znaczy materiały promocyjne) mówiły, że to film bardziej skupiony na jednostce specjalnej - ale ja nie miałam o tym pojęcia przed seansem i trochę się zdziwiłam.
Ale jaka jest sytuacja w filmie? Jest rok 1980. Uzbrojeni napastnicy zajmują irańską ambasadę. Przez sześć dni toczą się napięte negocjacje, a elitarny brytyjski oddział szykuje się do wejścia. Może gdybym doczytała (i zobaczyła wcześniej plakat filmu), jak ważne było wojsko i jego specjalne oddziały, byłabym mniej zaskoczona i w sumie rozczarowana tym, co zobaczyłam w filmie. A ostatecznie - szczególnie po napisach informujących, jak potoczyły się dalsze losy bohaterów - okazuje się, że to w sumie dość propagandowy obraz na dobrą sprawę, chwalący oddziały SAS.
I teraz muszę napisać coś ważnego - film jest inspirowany prawdziwymi wydarzeniami, a ja oceniam to, co widziałam na ekranie oraz podejście do bohaterów, nie do prawdziwych wydarzeń. (Na marginesie niekiedy filmy bazujące na faktach, mają swój specyficzny klimat, ten nie - ale trudno mi to wyjaśnić). Ponieważ bohaterowie są nijacy, mocno zapatrzeni w siebie, w większości w ogóle nie rozumieją o co chodzi osobom trzymającym zakładników, sami zakładnicy są w tym wszystkim gdzieś na szóstym planie i tak ogólnie to zasadniczo kibicowałam tym porywaczom, aby dostali ten autobus i wylecieli z kraju.
Jedynymi bohaterami, którzy mają w tym filmie jakieś uczucia są Salim - czyli osoba, z którą rozmawia negocjator, oraz wspominany wcześniej negocjator Max. Który ma na tyle przyzwoitości, aby poczuć się chociaż trochę winnym/smutnym, że do wejścia wojsk do ambasady doszło. Natomiast żołnierze - poza pojedynczymi przebłyskami - pokazani są jako w ogólne nie biorący pod uwagę tego, że wejście do ambasady będzie się wiązało z prawdopodobną śmiercią części zakładników i tylko szykują się do tego, jak dzieci na wycieczkę do Disneylandu. (To be fair, przygotowywali się do tego profesjonalnie, ćwiczyli układ budynku i w ogóle, ale to nie zmienia faktu, że jak ktoś chce koniecznie wejść do tego budynku strzelać, to jest to nieprzyjemne uczucie dla oglądającego). Miałam wrażenie, że pokazano ich jako bardzo zdehumanizowanych i niedoceniających/nierozumiejących jak ważne są negocjacje. Co dość ciekawe, aczkolwiek nie wiem, czy na plus, nie ma w 6 dniach bezpośredniego konfliktu pomiędzy SAS a negocjatorem - a konflikty wojsko-cywile w takich filmach są ich wręcz immanentną częścią. Tutaj nie, bo każda z grup bohaterów operuje zupełnie osobno i kontaktują się jedynie przez telefon (posłańców lub krótkofalówki). Dlatego też fakt, że Max i Salim (trzymający zakładników) mają w ogóle jakąś relację tak bardzo rzuca się w oczy, wysuwa na pierwszy plan i sprawia, że chciałoby się wierzyć, że żądania porywczy zostaną spełnione.
Poza wojskiem mamy jeszcze organ rządowy - bardzo sztywny do granic niedecyzyjności. Który przez to jak wolno i jak zgodnie z prawem oraz poleceniami od Margaret Thatcher chce rozwiązywać problem, na dobrą sprawę niepotrzebnie przedłużał całą sytuację. Kolejnym zespołem bohaterów są dziennikarze: a dokładnie dziennikarz, operator kamery oraz prezenterka BBC. Która przedstawiona jest jako dzielna reporterka, relacjonująca niesamowitą akcję brytyjskich sił specjalnych (na swego rodzaju polecenie premier Thatcher) - a ja zastanawiałam się, jakim sposobem to ma być rozsądne, bo wydawało się irracjonalne. Relacja BBC miała przestraszyć zamachowców i mieli się poddać? Obecność wątku dziennikarzy BBC, którzy fabularnie są mocno doklejeni do reszty wątków i jako tacy nic nie wnoszą - ale podobno byli ważni w czasie prawdziwej operacji Nimrod - tym bardziej podkreśla takie dziwne poczucie propagandowości tego filmu. Aczkolwiek dlaczego jednostka SAS (czy szerzej brytyjskie wojsko) w roku 2017, gdy ten film wychodził, potrzebowałaby takiego przekazu medialnego i w pewnym sensie poklepania po plecach, jest dla mnie zagadką.
Film ma ocenę 6,2 na IMDB i 6,1 na Filmwebie i mam wrażenie, że one dużo wyjaśniają.
Zapraszam na blogaskowego Facebooka oraz mojego Instagramy (bookart_klaudia) oraz redaktorskie_drobnostki!
Pozdrawiam, M
Wiem komu będziecie się podobało.
OdpowiedzUsuńAkurat tego filmu w planach nie mam, ale słyszałam, że z tematyki zakładnicy dobry jest serial bodajże „the hijack". Oglądałaś go może?
OdpowiedzUsuńDo prasowania oglądam teraz serial "The Last of Us". Polecam :)
OdpowiedzUsuńLubię czytać o SAS :)
UsuńMnie ten film nie przekonuje, ale z pewnością znajdzie swoich zwolenników.
OdpowiedzUsuńTeż lubię produkcje z negocjatorami w roli głównej, ale ten film sobie odpuszczę :)
OdpowiedzUsuń