poniedziałek, 11 listopada 2024

Top 5 najsmutniejszych anime

 Hello!

Biorąc pod uwagę obecny brak treści o anime na blogu, trudno uwierzyć, że był rok, gdy publikowałam wpisy o anime co tydzień. Ale przeglądając ostatnio Instagram, wpadłam na listę 5 najsmutniejszych anime według "Animate Times" - portalu newsowy Animate, największego sprzedawcy mangi i anime w Japonii - i prezentowała się ona następująco:

5 najsmutniejszych anime

1. Violet Evergarden
2. Your Lie in April
3. Anohana: The Flower We Saw That Day
4. Angel Beats!
5. A Place Further than the Universe

i nie mogłam się pozbyć wrażenia, że jest ona bardzo... niesmutna. Neutralna. Że jest mnóstwo o wiele smutniejszych anime, a te znajdujące się na liście mogą wywoływać wiele różnych emocji - w tym oczywiście smutek - ale niekoniecznie smutek był tą największą i najważniejszą. Widziałam 3 pierwsze anime z listy, a Angel Beats! wiem, czego dotyczy. Tylko ostatnie anime prawie nic mi nie mówi. I tak Violet Evergarden to fantastyczne anime i tak ma smutne - a nawet rozdzierające serce, tragiczne i dramatyczne - wątki, ale naprawdę nie sądzę, aby umieszczanie go szczycie listy najsmutniejszych, to był komplement dla fabuły i bohaterów (to znaczy mam wrażenie, że to anime reprezentuje sobą o wiele więcej niż smutek; w wręcz ogólnie raczej w przypadku tego tytułu lepszym słowem byłoby wzruszenie). Your Lie in April nie lubię z wielką pasją, nigdy nie rozumiałam popularności tego anime i gdy jeszcze było zapowiadane, uważałam, że jest przereklamowane. Anohana: The Flower We Saw That Day to bez wątpienia smutne anime - w recenzji napisałam nawet niesamowicie smutne. Na pewno Angel Beats! zasługuje, aby być na liście zdecydowanie wyżej. Być może nawet na pierwszym miejscu. Ostatniego anime nie widziałam ani ja, ani nie widzieli go moi bracia, więc trudno mi się wypowiedzieć.  

Gdybym miała robić swoją listę to znalazłyby się na niej anime (w nawiasach skopiowałam moje opinie z recenzji na blogu); kolejność nieistotna: 

Zankyou no Terror (Terror in Resonance) ("Tak dogłębnie smutnego anime nie widziałam ani wcześniej, ani do tego pory"). [To "do tej pory" bez kontekstu brzmi dziwnie, chodziło o czas pomiędzy obejrzeniem tego anime a opublikowaniem tekstu].

Banana Fish ("Chyba, że czytaliście mangę (...). Nie róbcie tego - będziecie mieli serce złamane dwa razy. Bo chociaż mniej więcej od początku wiadomo, że cała ta historia nie możne się dobrze skończyć, fabuła i dramaturgia ostatniego odcinka poprowadzona jest tak, żeby widz czuł jak wbijany mu jest nóż w plecy i łamie mu się serce. Twórcy jeżdżą sobie po emocjach widzów walcem").

Hakuouki ("to powolne rozdzieranie serca, a potem deptanie pozostałych kawałeczków").

I tak zastanawiając się nad moją listą i przeglądając inne listy smutnych anime, doszłam do wniosku, że A) nie widziałam wielu smutnych anime, B) abym uznała anime za smutne, smutek musi być emocją, którą pamiętam - a prawda jest też taka, że w wielu przypadkach niewiele pamiętam - w związku z tym anime, a nie tylko faktem, że było mi smutno/płakałam podczas oglądania, C) wiele smutnych anime z tychże list pamiętam z wielu innych odczuć, ale nie smutku. I tak na przykład Grobowiec świetlików (Hotaru no haka) (to film, a chciałam, aby moja lista dotyczyła serii), który bardzo często pojawia się na szczycie takich list jest tragiczny, ale oglądanie tej animacji raczej wywoływało we mnie zdenerwowanie, aby nie napisać wściekłość. Z drugiej strony mamy film Hotarubi no Mori e (W stronę lasu świetlików), który też często pojawia się wysoko na tych listach i jest jedną z moich ulubionych animacji ever, i tak zasadniczo jest smutny, ale to taki smutek cyklu życia i harmonii w naturze - jest smutny i piękny jednocześnie. I tak jeśli znaleźlibyście recenzję tego anime na blogu, to w zasadzie smutek się z niej wylewa, ale z czasem widzę tę historię bardziej jako piękną. Na marginesie zawsze wydawało mi się ciekawe, że w tytule i jednego, i drugiego filmu są świetliki. 

Poprosiłam też braci o zrobienie swoich list (i wszyscy jakoś nie możemy dojść do 5 tytułów, więc tytuł dzisiejszego wpisu jest trochę naciągany - chyba że policzmy filmy).

Brat 1:
Hai to Gensou no Grimgar
Cyberpunk: Edgerunners
Devilman: Crybaby
Fullmetal Alchemist

Brat 2:
Fullmetal Alchemist
Danganronpa
Houseki no Kuni (Land of the Lustrous, Kraina klejnotów)
Devilman Crybaby


I zastrzeżenie - to oczywiście nie tak, że istnieje jakaś uniwersalna lista smutnych anime albo jedna lista jest lepsza od drugiej, bo to nie zadanie z dobrymi lub złymi odpowiedziami, a kwestia wrażeń i pamięci i oczywiście tego co się widziało (bądź nawet bardziej - czego się nie widziało).

Zapraszam na blogaskowego Facebooka oraz moje Instagramy (bookart_klaudia) oraz redaktorskie_drobnostki!

Trzymajcie się, M

środa, 6 listopada 2024

Wszystko, co chcieliście wiedzieć o przypisach, ale baliście się zapytać 1

 Hello!

Ponieważ jestem zakopana w redakcji artykułów naukowych do czasopisma - dziś lekki, łatwy i przyjemny wpis o przypisach! Wpis jest bardzo skrótowy, ale poradników jak robić przypisy i opisujących ich rodzaje jest w sieci sporo, a ja chciałam przedstawić nieco inne podejście. 

Nie wiem, kiedy sprawa przypisów w książkach stała się dla mnie bardzo ważna, ale wiem, że gdy sama pisałam teksty, przypisy nie były pytaniem czy – tylko jakiego rodzaju. Pierwsze świadome przypisy robiłam do pracy na olimpiadę polonistyczną w drugiej klasie liceum. Na studiach przypisy stały się oczywistością - i nawet większą, gdy zaczęłam polonistykę. 

Ranking przypisów

6. Brak przypisów.

5. Brak przypisów, ale jest bibliografia.

4. Przypisy jako linki i tylko do artykułów dostępnych w internecie.

3. Porządne przypisy do źródeł internetowych.

2. Tylko linki do źródeł internetowych, ale porządne przypisy bibliograficzne.

1. Porządne przypisy zarówno do źródeł internetowych, jak i bibliograficznych.

Cały czas się uczę bycia mniej oceniającą, ale zrobiłam w życiu milion przypisów, poprawiłam miliard (i mogę napisać, że poprawianie przypisów trwa tysiąc razy dłużej, niż zrobienie ich porządnie od razu, więc jak macie do czegoś robić przypisy - to róbcie je od razu i porządnie!) i doszłam do wniosku, że o ile z braku przypisów Salomon nie naleje (choć może próbować, ale musi zależeć i autorowi, i wydawnictwu), tak słabe przypisy (aka linki) można zwalić na zwyczajne lenistwo. Nie wierzę, że w całym procesie pracy nad książką czy czasopismem w czasie redakcji lub korekty nie było czasu, aby przepisać imię, nazwisko autora/autorki i tytuł tego, co się cytuje. Wydrukowane linki nie działają! 

Gdzie umieszczać przypisy?

Na dole strony

Na końcu rozdziału / podrozdziału

Na końcu książki 

W nawiasach 

Umieszczenie przypisów może się różnić w zależności od rodzaju przypisów. Na przykład przypisy bibliograficzne mogą być na końcu rozdziału, ale przypisy wyjaśniające na dole strony. Ale najczęściej wszystkie przypisy (bibliograficzne, wyjaśniające, zawierające dygresje, dopowiedzenia, nawet polemiki) znajdują się na dole strony. Gdy mamy przypisy bibliograficzne w nawiasach, przypisy wyjaśniające będą na dole strony (raczej nie na końcu rozdziału/książki, ale w zasadzie mogłyby być). 

Mogę też sobie wyobrazić sytuację, gdy po lewej stronie rozkładówki jest tekst główny, a cała prawa strona to same przypisy. Lub inne przykłady. Mam na półce książkę z wydrukowanymi kodami QR zamiast przypisów - po zeskanowaniu od razu odnoszą do tekstu, na który powoływała się autorka.

Rodzaje przypisów 

Najpopularniejsze przypisy to przypisy oksfordzkie (przypisy tradycyjne) - z odniesieniem w indeksie górnym i wyjaśnieniem na dole strony. W szranki z nimi o tytuł najpopularniejszych przypisów stają przypisy harwardzkie - z odniesieniami w nawiasie bezpośrednio w tekście. Przynajmniej jeśli chodzi o artykuły do czasopism; nie jestem pewna, czy w książkach naukowych przypisy harwardzkie są popularne - choć może zależeć to od dyscypliny, natomiast prawie na pewno nie zobaczycie przypisów harwardzkich w książkach popularnonaukowych czy nawet reportażach bądź innym non-fiction.

Jeśli piszecie artykuły do czasopism naukowych zwykle mają one opracowane swoje przypisy i sposób zapisywania bibliografii - i tak czasami jest to skomplikowane, ale zwykle są przykłady. Ewentualnie sytuację uratuje redaktor (chyba że wysłaliście artykuł z zupełnie źle zrobionymi przypisami, on wróci do Was i sami będziecie je poprawiać) - jak ja na przykład w tej chwili.

To jest pierwszy wpis o przypisach - będzie ich więcej. Więc jeśli zgodnie z tytułem, macie jakieś pytania dotyczące przypisów - pytajcie!

Zapraszam na blogaskowego Facebooka oraz moje Instagramy (bookart_klaudia) oraz redaktorskie_drobnostki!

Trzymajcie się, M

niedziela, 3 listopada 2024

Quo vadis - Hellbound 2

 Hello!

Przyznaję, że niewiele pamiętałam z pierwszego sezonu i dopiero gdy wróciłam do swojej recenzji, uświadomiłam sobie, że zakończył się on clifhangeram. Ale jakim? Nie pamiętałam.  

To że Hellbound ma z religią - i to szeroko rozumianą - niewiele wspólnego, było jasne od poprzedniego sezonu, a ten skupia się o wiele bardziej na politycznych aspektach - a być może nawet aspiracjach - tego, do czego doprowadziły kulty i tajne organizacje. Nowa Prawda jest w zasadzie w strzępach, bo nie jest w stanie niczego upilnować, a rząd postanawia wykorzystać ją do swoich celów - i widzowi może być prawie przykro, jak pani rządowa sekretarz pomiata, szantażuje i wykorzystuje do swoich celów obecnego przywódcę tego ruchu. Z drugiej strony mamy anarchistów: głośnych, nieprzyjemnych, brutalnych wierzących w to, że mają rację - zdołali też opanować miasto. I chociaż nie widzimy tego wiele, od bohaterów często słyszymy, że ich świat pogrążony jest w chaosie. 

Po drugiej stronie politycznego spektrum dostajemy historie bohaterów: policjant z córką z zeszłego sezonu się ukrywają, a Heejung jest bardzo, bardzo chora. Min Hye-jin jest częścią tajnej organizacji Sodo i ukrywa dziecko, które przetrwało demonstrację, oraz dzieci bohaterki, która powstała z martwych / wróciła z piekła oraz przeżywa dylematy dotyczące tychże dzieci i tego, czy można tak odseparowywać je od świata zewnętrznego i traktować jak przedmioty. Poznajemy także historię innego członka Sodo - a w zasadzie jego żony - i tego jak sekty piorą mózgi. 

Nowa Prawdy działająca wraz z rządem (czy raczej rząd wykorzystujący Nową Prawdę do propagowania doktryny, która będzie dla niego najkorzystniejsza) przygotowuje nową wersję prawdy / woli boskiej, a Arrowhead podejmuje zaskakujące działania z nowymi-starymi bohaterami, których nikt by się nie spodziewał zobaczyć razem. 

Sekretarz to jedna z bardziej porażających postaci - bo wprost mówi o co jej chodzi i oczekuje bezwzględnego posłuszeństwa, na dodatek to taki typ bohatera, który podporządkowuje sobie wszystkich w pomieszczeniu, tylko się w nim pojawiając. Co stawia ją w prawdziwym kontraście wobec nowego przywódcy Nowej Prawdy, który jest sfrustrowany i często, gdy pojawia się na ekranie, wygląda, jakby miał ochotę się rozpłakać. Inną ciekawą rzeczą związaną z sekretarz jest to, że dopiero gdy się pojawiła, Nowa Prawda zaczęła robić jakieś postępy w komunikacji z Park Jungją - i nie sposób nie odnieść wrażenia, że nawet jeśli sekretarz sama nie rozmawiała z drugą bohaterką, to sam fakt pojawienia się kobiety posiadającej władzę, sprawił, że Jungja zaczęła nieco się otwierać. Widać było, że Nowa Prawda nie potrafi z nią rozmawiać i jej słuchać (ale w zasadzie nie wiem, czy nie wynika to po prostu z tego, że przywódca kultu nie portretowany jako zbyt bystra postać). W zasadzie cały sezon kręci się wokół Park Jungjy, ale nawet jeśli któryś z bohaterów jej słucha, to żaden nie rozumie, z czym jej słowa się wiążą. Podsumowując, mamy w tym serialu 3 przywódców sekt oraz tajną organizację powiązaną z nadnaturalnym fenomenem, a i tak wielkim władcą marionetek jest przedstawicielka rządu.

Drugi sezon Hellbound przeszedł trochę problemów produkcyjnych, gdy okazało się, że aktor grający Junga Jinsu Yoo Ah-in ma poważne problemy z prawem (a dokładnie - z narkotykami i innymi nielegalnymi substancjami) i zastąpił go Kim Sung-cheol. I trzeba napisać, że sprawdził się w tej roli znakomicie. W przypadku tego serialu zmiana aktora doskonale wpasowała się w fabułę, gdyż Jung Jinsu powraca w nim dosłownie i w przenośni jako nowa osoba - a doświadczenia, które zdobył po drodze sprawiają, że zachowuje się więcej niż nerwowo, ale okazuje się także obojętny wobec świata. Jednocześnie jest jedyną postacią, która może stanowić równą konkurencję dla pani sekretarz, aczkolwiek nie mają wielu okazji, aby się skonfrontować.

Hellbound to seria, którą łatwiej opisywać, niż oceniać. Stwierdzać o niej pewne fakty, a interpretację jednak pozostawić każdemu oglądającemu. Jednak jedno jest pewne - sześć i to około 40-minutowych odcinków, to nie jest wystarczający czas, aby wybrnąć z wątków zapoczątkowanych w pierwszym sezonie, satysfakcjonująco przedstawić rozwój bieżących wydarzeń, sprawić, że widz jakoś zżyje się z bohaterami - ale też tu w zasadzie (poza detektywem i jego córką) nie ma takich bohaterów, do których widz mógłby podejść w rozsądny sposób; jest Min Hye-ji, ale w kontraście do pozostałych głównych postaci, mimo swojego statusu i odpowiedzialności, stanowi tylko trybik w organizacji Sodo i na dobrą sprawę nie ma aż tak dużo czasu na ekranie (a szkoda!). Trudno też rozstrzygnąć, gdzie w dalszej perspektywie ma dążyć fabuła, bo nawet krótkoterminowe cele naszych bohaterów stają się oczywiste dopiero, gdy dojdzie do jakiegoś momentu kulminacyjnego. Gdyby się nad tym zastanowić, to wydaje się, że cały sezon przedstawia jakieś 3 dni z życia bohaterów (co prawda chyba upływa więcej czasu, gdzieś jest nawet jakiś przeskok o kilka tygodni, mamy też retrospekcje), ale zasadniczej akcji góra 3 dni.

I nie piszę, że chciałabym, aby Hellbound było przewidywalne, ale aby miało się poczucie, że z działań bohaterów wyniknie coś na dłuższą metę - a tutaj naprawdę trudno dostrzec jakiś większy plan, coś spajającego. Czasami może to przeszkadzać w oglądaniu bardziej, a czasami po prostu obserwuje się to, co twórcy serialu chcą przedstawić widzowi w danym momencie. A czasami oglądasz dopiero drugi odcinek i zastanawiasz się, czy cały drugi sezon to nie jeden wielki filler, bo sezon trzeci jest już zaplanowany, ale jeszcze go nie ogłoszono. W skrócie - ten sezon ma problem z zarządzaniem czasem.

Trudno mi jednoznacznie ocenić ten sezon - ale z poprzednim było chyba podobnie. Naprawdę wydaje się, że serial zyskałby na nieco dłuższym sezonie albo przynajmniej dłuższych odcinkach, bo w obecnym stanie rzeczy efekt jest dość chaotyczny - mamy tu wielu bohaterów w bardzo różnych środowiskach - a fabuła jak kula śniegowa tylko łapie kolejne elementy do wyjaśnienia, nigdy tego jednak nie robiąc. A wydaje się, że widz może trwać w zawieszeniu bez odpowiedzi tylko pewien określony czas. Obawiam się, że gdy wyjdzie 3 sezon - zdziwiłabym się gdyby nie wyszedł - to o wydarzeniach z drugiego zapomnę, tak jak zrobiłam to z pierwszym. 

Hellbound podobnie jak w sezonie pierwszym zostawia widza z większą liczbą pytań niż odpowiedzi. Różni bohaterowie mówią o naprawianiu świata, ale 99% z nich to egoiści, którzy chcą tylko załatwić swoją sprawę i nie widzą nic więcej poza czubkiem własnego nosa. Sprawa nadnaturalnych fenomenów gmatwa się jeszcze bardziej, ale być może w tym momencie powinno być jasne posłańcy z piekła po prostu są, dorabianie do nich religii kończy się kultem, a ludzkość powinna zaadaptować się do nowych warunków i ani widzowie, ani bohaterowie nie powinni zajmować się ich wyjaśnianiem. Narzekam i zastanawiam się, ale 3 sezon na pewno obejrzę, licząc, że w końcu otrzymam jakieś odpowiedzi.

Zapraszam na blogaskowego Facebooka oraz moje Instagramy (bookart_klaudia) oraz redaktorskie_drobnostki!

Trzymajcie się, M