Hello!
Udało mi się obejrzeć nowe odcinki Black Mirror - i jak to w antologiach serialowych bywa: są odcinki lepsze, są odcinki słabsze i są odcinki z absurdalnymi konceptami.
Common People
To w zasadzie interesujący odcinek, ale znudził mi się gdzieś w połowie - za dużo można się było domyślić już na początku, po czym obserwowało się to, czego człowiek się spodziewał, w nadziei na jakiś zwrot akcji, który w zasadzie nie następuje i trudno być zaskoczonym decyzją bohaterów, bo byli to common people z common sense. Zakończenie nie jest szokujące ani smutne na dobrą sprawę, jest takie rozsądne, że jednak aż trochę boli.
Ale też jeśli odcinek chciał zobrazować to, że uzależniamy swoje życie od subskrypcji firm, które nie wiadomo, co mogą wymyślić, oczekiwać i za co będziemy musieli jeszcze dopłacać - to robi to, waląc łopatą prosto w mózg widza. W tym odcinku nie ma ani grama subtelności, może nie jest on grubiański per se, ale niewiele mu brakuje.
Bete Noire
Na początku odcinek mnie nudził, a główna bohaterka nie wydawała się postacią łatwą do polubienia, jednak wraz z kolejnymi mijającymi minutami razem z nią miałam wrażenie, że moje władze umysłowe mnie zawodzą. Aż okazuje się, że tak, za całym pojawieniem się znajomej ze szkoły głównej bohaterki w jej obecnej pracy, może stać głębsza fabuła. Więc z czasem oglądanie odcinka staje się coraz bardziej niekomfortowe i nie wiadomo, czy chce się dowiadywać, dokąd ten obłęd zaprowadzi główną bohaterkę.
A potem się okazuje, że zakończenie odcinka jest nie wiadomo, czy bardziej kuriozalne, czy żenujące, ale gdzieś w tych rejestrach. I nawet jeśli próbował (a może wcale nie próbował, może to był tylko pretekst) powiedzieć coś na temat skutków plotek i prześladowania w szkole, to mu się to nie udało.
Hotel Reverie
Czyżby wszystkie pieniądze castingowe poszły na ten odcinek? Ale nie narzekam, jeśli obecność znanych twarzy na początku ma sugerować ciekawy epizod.
To był bardzo ładny epizod, wzruszyłam się na koniec. Trochę przeciwieństwo pierwszego - wydaje się, że mówi i pokazuje dokładnie to, co musi, aby widz jednak sam przemyślał sobie pewne podejmowane w nim tematy i zagadnienia, zamiast łopatologicznej przewidywalności. A czego tu nie mamy: i samotność połączona z chęcią ucieczki od świata, i AI, i wymyślne technologie zamknięte w pomyśle tego, aby nagrać stary film jeden do jednego jak był tylko z nową aktorką w roli głównej - przenosząc ją na wygenerowany plan tegoż filmu.
Plaything
Och, to Peter Capaldi! Tego aktora też znam (i teraz się zastanawiam, czy nie poznałam kogoś z pierwszych odcinków).
Programista stworzył Tamagochi tylko na komputerze. Tylko że to prawdziwe stworzenia zdolne do zbudowania komputerowej cywilizacji, o ile dostarcza im się osprzęt. Główny bohater oddaje swoje życie zajmowaniem się nimi, bo natura ludzka w postaci jego znajomego się ujawniła i postanowiła stworki pozabijać - a on cóż... zabił znajomego. A stworki wszystko widziały. (I kto nie robił różnych rzeczy w Simsach, niech pierwszy rzuci kamieniem; ale ludzie i bez dystansu monitora potrafią być tak po prostu okrutni, poczytajcie sobie o performansie Mariny Abramović „Rytm 0”).
Zakończenie odcinka jest trochę otwarte: albo możemy uwierzyć głównemu bohaterowi, że stworki postanowiły koegzostować z ludźmi, stworzyć świat pełen pokoju, zbiorowej inteligencji, albo biorąc pod uwagę to, czego były świadkami trzy dekady wcześniej, postanowiły jednak uśmiercić ludzkość.
Eulogy
Jak spojrzeć na swoje życie z innej perspektywy. Jak zmarnować sobie życie i obwinić za to kogoś innego, bo nie rozumiało się, jak ważna jest to dla niego jedna prosta rzecz i nie dostrzegało się poświęceń, które ta osoba dla ciebie robiła. To bardziej psychologiczny odcinek i takie trochę studium osobowości i osobistego egocentryzmu niż kwestia technologii. W tym przypadku możliwość spojrzenia na swoją przeszłość poprzez wejście do zdjęć i przebycie pewnej wędrówki z wirtualną przewodniczką pomogła bohaterowi w końcu pogodzić się z przeszłością. To krótki i kameralny odcinek i po ukazaniu się siódmego sezonu słyszałam, że jest z niego najlepszy i chyba trzeba się z tym stwierdzeniem zgodzić.
USS Callister: Into Infinity
To przygodowy odcinek będący kontynuacją pierwszego odcinka czwartego sezonu. Oglądałam z zaciekawieniem, ale jest trochę za długi.
Zapraszam na blogaskowego Facebooka oraz moje Instagramy (bookart_klaudia) oraz redaktorskie_drobnostki!
Trzymajcie się, M