Wstyd się przyznać, ile czasu zabierałam się za przeczytanie tej książki - a właścicielka wydawnictwa Yumeka była tak miła, że wysłała mi egzemplarz, chociaż akurat przy tym tytule nie pracowałam. Ale w końcu mi się udało i mogę nawet napisać, że ostatecznie czytanie Kotów z Shinjuku zajęło dwa popołudnia.
Tytuł: Koty z Shinjuku
Autor: Durian Sukegawa
Tłumaczenie: Małgorzata Samela
Wydawnictwo Yumeka
Rozrywkowa dzielnica Tokio, lata 80. XX wieku. Sfrustrowany, niepotrafiący się odnaleźć w życiu Yama trafia do knajpy z zamiarem utopienia smutków w alkoholu. Jednak ten przypadkowo znaleziony lokal oraz jego stali bywalcy na zawsze odmienią jego życie. Co ma do ukrycia cicha kelnerka pracująca w knajpie? Co z tym wszystkim mają wspólnego koty? Zanurz się w tętniące życiem i rozświetlone neonami Shinjuku, podążając za śladami kocich łap i odkryj jego tajemnice. (Opis wydawnictwa)
Koty z Shinjuku łatwo mogły stać się opowieścią o rodzącym się cynizmie wobec życia, świata i ludzi, ale - mimo pewnych jasnych inklinacji - narracja nie podąża w tę stronę. Nasz głównych bohater Yama doświadcza czegoś na kształt wypalenia zawodowego, gdyż nie miał możliwości dostania pracy w sektorze, o którym marzył, choć udało mu się złapać gdzieś obok. Niestety w trakcie narracji obserwujemy postępujący mobbing i przemoc, której staje się obiektem ze strony swojego przełożonego. Kreacja głównego bohatera uderza czytelnika wręcz wyjątkową samotnością, której on doświadcza.
Narracja jest pierwszoosobowa, zdania przeważnie dość krótkie, poznajemy więc dokładnie ogląd świata Yamy. Co bardzo pozytywnie zaskoczyło mnie w tej książce, to fakt, że mimo swojego położenia, bohater nie ma maniery zakładania tego, co myślą o nim inne postaci i przypisywania im intencji, których wcale nie muszą mieć - a gdy czytałam kilka innych książek z Japonii było to tak obecne w narracjach, że aż zaczęłam się zastanawiać, czy jest to jakiś trend, czy jest to w jakiś sposób typowe dla literatury z Japonii (i tak wiem, że to szeroka kategoria).
I przechodząc do bohaterów - Yama twierdzi, że do lokalu „Karinka”, który odkrył, przychodzą przeciętne osoby, ale tak naprawdę są to postaci ekscentryczne i niecodzienne. Literaturoznawca we mnie każe mi się także zastanowić nad faktem, że bohaterowie (poza niektórymi) nie dostają imion a przydomki czy pseudonimy. Czy to znak tego, jak są wyjątkowi, czy raczej tego, że Yama tak naprawdę ich nie poznaje, a poznanie imienia i nazwiska to ważny akt, który może stanowić tak o początku znajomości, jak i jej końcu? Yama nie ocenia bohaterów, których opisuje, jedynie przekazuje o nich najważniejsze informacje (albo te, które sam o nich wie). Jedynym bohaterem, który jest oceniany, jest on sam - i jest to ocena negatywna.
W wielu recenzjach widziałam stwierdzenie, że to książka bez zwrotów akcji i muszę się z tym nie zgodzić, bo ma ona bardzo zaskakujący punkt kulminacyjny. Choć piszę to z pewną ostrożnością - ta książka jest tak zaskakująca, jak bywa samo życie. Ogólnie można powiedzieć, że jest ona bardzo życiowa - nawet jeśli nie każdy z nas trafia do nietypowego lokalu z ekscentrycznymi bywalcami.
Ważnym motywem książki jest rozważanie o tym do kogo kierować swój przekaz, swoje ambicje czy po prostu to, co ma się do powiedzenia. Przełożony głównego bohatera twierdzi, że do mas Japończyków siedzących przed telewizorami, Yume - barmanka z „Karinki”, która, jak się okazuje, pisze wiersze - że jednak należy swoje komunikaty do jednostek. Podstawowa zasada marketingu brzmi: „Jeśli coś jest dla wszystkich, to jest dla nikogo”, więc Yume (oraz komik pojawiający się na jednym spotkaniu) mają rację, a jednak to przemocowy przełożony Yamy prowadził działająca agencję i robił programy, myśląc o masach.
A gdy już tak skaczemy po motywach można jeszcze wspomnieć, że nietrudno doszukać się w Kotach z Shinjuku pewnego rodzaju found family, który początkowo może wydawać się iść w inną stronę, a ostatecznie dotyczy nieco innych bohaterów. I to właśnie tutaj koty odgrywają pierwszoplanową rolę.
Zapraszam na blogaskowego Facebooka oraz moje Instagramy (bookart_klaudia) oraz redaktorskie_drobnostki!
LOVE, M
Skoro książka jest życiowa, chętnie bym ją poznała. A z wydawnictwem Yumeka jeszcze się nie zetknęłam.
OdpowiedzUsuńMiłość do kotów i życiowy aspekt książki przekonuje mnie do jej przeczytania.
OdpowiedzUsuńCzytając Twoją recenzję przypomniała miś się inna książka Dziewczyna z konbini. Podobnie jak w omawianej pozycji główna bohaterka nie jest przeciętna, a orginalna. Do tego przedstawiono sporo z życia w Japonii. A także jak społeczeństwo widzi ludzi pracujących w konbini.
OdpowiedzUsuńKoniecznie muszę przeczytać! Coś dla mnie :)
OdpowiedzUsuń