Powiem szczerze, że atmosfera świąt jakoś do mnie jeszcze nie dociera. Powinno być radośnie, a mnie ostatnio nachodzą jakieś przemyślenia o przemijaniu. Może nie takie bardzo filozoficzne tylko raczej praktyczne i odnoszące się do konkretnych osób. W tamtym roku nie miałam problemu ze zgodzeniem się ze zdaniem z tytułu notki. W tym już mam. Po doświadczeniach tamtego roku. A w sumie to nawet bardziej długoterminowych doświadczeń. Niby tak miło wszędzie, wszyscy się do siebie uśmiechają, ale to jest takie sztuczne. Ale ja ostatnio dużo rzeczy uważam za naciągane. Po co mi w życiu osoby, od których dostają skopiowane życzenia świąteczne, a na ulicy nie mówią mi część? Dlatego co roku robię przegląd znajomych. Może to i dziecinne, ale z drugiej strony po co mam patrzeć na ludzi, których w zasadzie nie znam i nie wiem na jakie podstawie, oni uważają, że znają mnie. Ale chyba gorsze są osoby, które widuję tylko w święta, a w ciągu roku słowem się nie odezwą. I zaczyna się rozmowa: co tam u ciebie, jak szkoła i dalej w ten deseń. Tak wiem niby i ja bym mogła się odezwać, ale ja nie udaję, że mnie interesuje co u nich i nie oczekuję tego od nich. A teraz trochę oddalę się od świąt i jeszcze kilka refleksji. Jestem osobą, która bardzo, bardzo szybko się przywiązuje. Wystarczy być dla mnie miłym i wydawać się sympatyczną osobą. I dlatego bardzo często się zawodzę na ludziach. Ale jestem w stanie przeżyć, że osoba, z którą powiedzmy popisałam przez miesiąc potem przestaje się odzywać, to nie jestem w stanie przeżyć gdy osoba, która przez dłuższy czas utrzymywała ze mną kontakt, nagle się przestaje odzywać. Tutaj powinien być cudowny przykład, ale chyba i tak już dość się nad tym rozdrobniłam. Po prostu kontakty się urywają z nieznanych mi przyczyn, odnawiają się ze sztucznych pobudek, a święta powinny być duchowym przeżyciem. Chyba powinnam przeczytać "Opowieść Wigilijną".
Pozdrawiam, M <3
Cóż, gdyby ludzie czytali "Małego księcia" i brali sobie do serca to "na zawsze bierzesz odpowiedzialność za to, co oswoiłeś" nie byłoby tylu problemów i złamanych serc. Yhm, to jest sedno wszystkiego. Ale ludzie tego nie rozumieją. Są głupi. Wszyscy, bez wyjątków. To smutne, ale prawdziwe.
OdpowiedzUsuńMasz rację, ludzie potrafią złamać serce. Ja na szczęście (lub może niekoniecznie) nie przywiązuję się szybko do osób. Głównie z powodu, o którym przed chwilą pisałam. Mogę o kimś powiedzieć "przyjaciel" gdy znam tę osobę co najmniej rok. Jednodniowych znajomości w ogóle unikam.
OdpowiedzUsuń