Hello!
Na blogu istnieje kategoria miam - nie dość, że powstała przez moją nieuwagę, bo miała się nazywać mniam, to także prawie z niej nie korzystam, a jeśli już - pokazywałam niezbyt udane działania. Czas przerwać złą passę - przed Wami dorayaki, czyli japońskie niesamowicie słodkie naleśniki.
Wkręciłam się w Japonię więc postanowiłam spróbować coś przygotować, niestety w dużej części przepisów występują składniki, których nie mogłam dostać od ręki, a także zależało mi na deserze. To chyba najłatwiejszy przepis jaki znalazłam, a na dodatek wpadłam na niego przypadkiem. Co prawda w oryginale skleja się dwa naleśniczki, a między nie nakłada się pastę z czerwonej fasoli, ale ani takowej nie posiadam, ani słodycze z fasolą jakoś mnie nie przekonują. Chociaż z chęcią bym spróbowała, aby się przekonać jak to smakuje.
Przepis ze strony Japanese Cooking 101
1 i 1/4 szklanki mąki
łyżka sody oczyszczonej
2 jajka
1/2 szklanki cukru
łyżka miodu
3/4 szklanki mleka
Miksujemy jajka, cukier i miód.
A mleko musiałam dodawać tak.
Potem dodajemy mąkę i sodę.
I miksujemy, aż masa będzie ubita i puszysta.
Można zacząć smażenie. Na patelnię wylewamy tylko malutką odrobinę oleju.
Są bąble można przewracać.
Problem jest taki, że zupełnie nie potrafię tego robić, a drugi, że przestraszyłam się, bo placuszek był bardzo mocno brązowy. Bardzo. Nie będę pokazywać pierwszych zdjętych z patelni naleśników, niezbyt był to apetyczny widok.
Ale się nie poddałam. Zmieniłam patelnię, przykręciłam i tak najmniejszy ogień na najmniejszą moc, opracowałam całkiem efektywny sposób ich przewracania i...
...zostały dla mnie 4, bo bracia kręcili się po kuchni i podjadali więc nawet nie jestem Wam w stanie napisać, ile mniej więcej ich wychodzi z takiej porcji. Wyglądają odrobinę jak racuchy, ale spokojnie są puszyste.
Postanowiłam zrobić to prawie po japońsku i złożyłam dwa. W środku znalazły się jagody.
Uwagi końcowe: są bardzo słodkie i przypuszczalnie właśnie dlatego robią się takie ciemne, cukier po prosu się przypala. Może kiedyś spróbuję zrobić z jego mniejszą ilością w w pudrowej wersji. Mama twierdzi też, że łyżka sody to stanowczo za dużo na taką porcję i niestety ją czuć. Przepis jest jednak tak prosty, że będę go rozpracowywać dalej, aż uzyskam naleśniczki idealne.
Pozdrawiam, M
Jako ogromna fanka wszystkiego naleśnikopodobnego, te pochłonęłabym z nieopanowaną przyjemnością- wyglądają bowiem przesmakowicie! :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam stać nad patelnią i w niej pitrasić :) naleśniki i inne dobrodziejstwa uwielbiam.
OdpowiedzUsuńHmm... Trochę jak pankejki ;)
OdpowiedzUsuńOooo, też kiedyś robiłam, wyszły baaardzo puszyste. Ja poszalałam i zrobiłam z pastą anko, więc były obłędne! Ale mi narobiłaś smaka, a wiem, że fasolę azuki trzymam w półce :D
OdpowiedzUsuńAle mi nadrobiłaś ochoty na naleśniki :)
OdpowiedzUsuńSama nie przepadam za bardzo słodkimi rzeczami, ale z mniejszą ilością cukru bedą dla mnie w sam raz :D
Muszę kiedyś spróbować :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam naleśniki, jednak ja zwykle robię te bez mąki, bo akurat jej nie mogę.. wyglądają bardzo podobnie do tych. Coś jest w tym, że pierwsze nigdy nie wychodzą. Robiąc naleśniki wiem, że pierwszy będzie nie udany, więc może to już jakas reguła :D Pozdrawiam :* Darin Kr blog.
OdpowiedzUsuńOjej ^^ Chętnie bym się skusiła na takie ale ta soda...
OdpowiedzUsuń