wtorek, 14 lutego 2017

Od łyżwiarstwa do Yuri On Ice, czyli krótka historia o miłości

Hello!
Chyba każdy bloger to zna: wpadasz na genialny pomysł, zapisujesz go w kalendarzu, notatniku, zeszycie i ... nie piszesz. Zapominasz, odkładasz, uważasz, że to nieodpowiedni czas, aby poruszać dany temat, że znajdzie się lepsza okazja. Która najczęściej nie nadchodzi. Ale dzisiejszy wpis udowadnia, że może być inaczej. 


Od początku istnienia bloga na końcu kalendarza w notatkach z pomysłami miałam zapisane hasło łyżwy. Mijały kolejne lata a w temacie pisania posta postęp był jedynie taki, że hasło zostawało przepisane do kolejnego i kolejnego kalendarza. Mijały zimy i chociaż kocham łyżwy, to nie czułam się na tyle zainspirowana, aby jednak poruszać ten temat. Aż do tego roku.
Ah, przepraszam. Moją miłość do łyżew deklarowałam na blogu w zakładce "O mnie" już w jej pierwszej wersji.

Natchnęło mnie oczywiście "Yuri!!! on Ice". I dzisiejsza data. Idealne połączenie. Bo chociaż mogłoby się wydawać, że to anime rozpoczęło moją miłość do łyżew, sprawa ma się nieco inaczej. To dużo wcześniejsze zainteresowanie łyżwiarstwem sprawiło, że gdy pojawiły się zapowiedzi animacji zaczęłam z ogromną niecierpliwością na nie czekać. 

Ale skąd się wzięło? Większość małych dziewczynek przechodzi fazy na księżniczki i baletnice. Księżniczką raczej nie będę (ale teraz jeszcze lepiej rozumiem fenomen "Pamiętnika księżniczki"), na balet zwyczajnie nie miałam możliwości chodzić (ale trafiłam na tańce ludowe). Jednak do tych dwóch ścieżek kariery dołączyła jeszcze jedna - bycie dziewczynką od zbierania rzucanych na taflę lodu kwiatów i maskotek, po występnie łyżwiarzy figurowych. Marzenie sześciolatki.

Możliwe, że mój dużo późniejszy pomysł, aby zostać komentatorem sportowym, był związany z chęcią opowiadania o łyżwiarstwie figurowym. Bo chociaż to sport, to bez wątpienia artystyczny, jak by nie było - taniec, a zawodnicy oceniani są także za interpretację muzyki. Na niektórych występach nie sposób się nie wzruszyć, a na innych nie śmiać, szczególnie tych pokazowych, ale i konkursowe najczęściej to naprawdę piękne chorografie.

Najprawdopodobniej naoglądałam się transmisji łyżwiarstwa na Zimowych Igrzyskach Olimpijskich w Salt Lake City w 2002, a przynajmniej oglądanie relacji z tych zawodów jest moim najwcześniejszym wspomnieniem związanym z łyżwami. Nie żebym faktycznie coś pamiętała, ale wiem, że to widziałam. Turyn cztery lata później oglądałam już nieco bardziej świadomie, kibicując polskiej parze sportowej Mariuszowi Siudkowi i Dorocie Zagórskiej. Moja dziecięca fascynacja łyżwiarstwem figurowym przypadała na czas największych olimpijskich sukcesów Jewgienija Pluszczenki, co nie pozostaje bez wpływu na moje łyżwiarskie sympatie. Kolejnych Igrzysk w Vancouver w 2010 roku nie śledziłam. Z tego co pamiętam transmisji łyżwiarstwa albo nie było, albo były w środku nocy. Ponowną fascynację przeżyłam przy okazji Soczi trzy lata temu, gdy już w pełni świadomie wiedziałam co i kogo chcę oglądać. W międzyczasie TVP 2 pokazywało "Gwiazdy tańczą na lodzie", które namiętnie oglądałam. A Jewgienij występował z reprezentantem Rosji na Konkursie Piosenki Eurowizji w 2008 roku i nie mam wątpliwości, że to dzięki jego popisom na łyżwach Dima Biłan konkurs wygrał.
Swoje pierwsze łyżwy dostałam w wieku 6 lat. Problem z wykorzystaniem ich w praktyce był zasadniczo jeden - potrzeba do tego lodu. O całorocznym lodowisku w moim mieście mogłabym pomarzyć i w sumie wierzę, że kiedyś zostanie wybudowane. Ale na zimę na kortach tenisowych wylewana jest woda i otwierane jest miejskie lodowisko. Swoje pierwsze kroki na ostrzach stawiałam jednak na kałużach na wsi pilnowana przez babcię. Naprawdę jeździć nauczył mnie Tata. Nikt tak dobrze nie wiąże łyżew i nikt nie ma tak dużej odporność na zimno. Od tamtego czasu nie ma zimy, abym nie zawitała na lodowisko. Można by rzec, że jeżdżę od 14 lat. Powinnam coś umieć, ale moje zdolności kończą się na w miarę przyzwoitym i dość szybkim (bo nie znoszę jeździć powoli) poruszaniu się do przodu. Któregoś roku opanowałam podstawy jeżdżenia tyłem, ale, ponieważ mam obsesję na punkcie bezpieczeństwa na lodzie, a poruszanie się tyłem wśród ludzi nie spełnia tych kryteriów, nie lubię tak jeździć i tego nie robię.
W Gdańsku korzystam z tego, że Lodowisko Miejskie jest 3 przystanki ode mnie i bywam na nim nawet 3 razy w tygodniu.

Bez wątpienia "Yuri!!! On Ice" rozpaliło moją miłość do łyżew do temperatury, jakiej nie miała nigdy dotąd. Dzięki temu anime zaczęłam śledzić zawody Gran Prix, żywo interesować się Mistrzostwami Europy, nadchodzącymi Mistrzostwami Czterech Kontynentów czy Mistrzostwami Świata. Całkiem nieźle orientuję się w najważniejszych nazwiskach i wynikach w tym sezonie. Ale kompletnie się na łyżwiarstwie nie znam, gdyby ktoś miał jakieś wątpliwości. Ze skoków odróżniam axla (bo jako jedyny wykonywany jest z najazdu przodem) i wiem, kiedy łyżwiarz rozpoczyna sekwencję kroczków (bo nagle nie nadążam śledzić jego ruchów), i mam trochę wiedzy ogólnej. Oraz plan, aby do Igrzysk w Pjongczangu się dokształcić.

Po prostu kocham oglądać zawody i jeździć do przodu.

LOVE, M

3 komentarze:

  1. W dodatku jesteś najlepszą nauczycielką jazdy na łyżwach! Anielska cierpliwość względem nieporadności uczennicy, polecam tę blogerkę! ~Mart

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetnie, że pasja, która narodziła się w dzieciństwie, nadal jest gdzieś w Tobie. I bardzo dobrze, bo bez zainteresowań świat byłby po prostu nudny. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Raz w życiu jeździłam na łyżwach i nie wyszło z tego nic dobrego :D

    OdpowiedzUsuń

Jesteście dla mnie największą motywacją.
Dziękuję.
<3