Za ponowne obejrzenie i napisanie o "Mozarcie" zabierałam się już od bardzo długiego czasu. O moim pierwszym oglądaniu pisałam prawie 4 lata temu. Trochę się od tego czasu zmieniło, ale nie moja do niego miłość. Chociaż przez bardzo długi czas tylko słuchałam piosenek. Ale we wrześniu 2015 na YT pojawiły się filmiki z polskimi napisami, co dało mi nowe światło na musical. Obejrzałam go ze skupieniem po raz kolejny i mniej więcej od tamtego czasu, chciałam napisać o nim raz jeszcze. W formie w miarę chronologicznych uwag, bo kocham oglądać i pisać od razu.
1. Uwielbiam Mozarta. Tak tego w wykonaniu Mikelangela Loconte, jak i Mozarta postać historyczną oraz Mozarta z filmu "Amadeusz". To dziwne, że jeszcze nie pisałam o "Amadeuszu" (albo pisałam i nie pamiętam), bo od niego się wszystko zaczęło.
2. Bardzo, bardzo podoba mi się koncepcja strojów - powiedzmy XVIII wieczne kroje i cętki. Albo charakterystyczny kapelusz siostry Mozarta Nannerl. Większość kostiumów jest zrobiona bardzo ciekawie, na bogato i genialnie łączy różne współczesne trendy z tymi sprzed kilku wieków. Ale tancerze często mają stroje inspirowane, np.: zamiast spódnic same stelaże.
3. Wolę postać Alozji od Konstancji, ale zasadniczo nie lubię żadnej postaci kobiecej z tego musicalu. Oprócz Nannerl. Chociaż jej duet z Konstancją zdecydowanie nie jest najlepszą piosenką. Ale "Bim bam boum" wejściowa piosenka Alozji robi wrażenie. Natomiast Konstancja jest po prostu paskudna i bez wątpienie jest to celowe, ale ja nawet po tylu latach nie mogę się do niej przekonać.
Przeczytałam kilka artykułów, które mocno krytykują ogólne przedstawienie kobiet w tym musicalu, coś jest na rzeczy, zdecydowanie.
4. Bardzo lubię utwory Leopolda, czyli ojca Mozarta. I muzycznie, i tekstowo, zawsze są takie gęste (nie umiem znaleźć na to lepszego słowa) i wręcz symboliczne. Ogólnie muzyka - w tytule musical, ma nie tylko operę, ale i rock, więc elektryczne gitary i perkusja są w ciągłym użyciu i sprawdzają się świetnie.
5. Tatue-moi stanowi swego rodzaju piosenkę-manifest, doskonale oddając klimat musicalu.
Nie brak tam tragedii, ale ekstrawagancja wygrywa.
6. Przez cały musical przewija się sporo ciekawych motywów, między innymi marionetek czy karnawału. Intrygująco pokazano to, że Mozart nie miał zbyt wiele kontroli nad własnym życiem. Do czasu (piosenki, z której kadr widzicie powyżej - to jeden z najprzyjemniejszych utworów w musicalu Place je passe).
7. Ze wszystkich piosenek, moją ulubioną jest ta kończąca pierwszy akt, śpiewana przez Mozarta - Je dors sur des roses.
8. Mikelangelo Loconte jest bardzo charyzmatycznym, dynamicznym aktorem, od którego nie można oderwać wzroku na scenie. Bez wątpienia to jest jego sztuka, nie tyko dlatego, że gra główną rolę.
9. Ale 2 najlepsze utwory (Le bien qui fait mal oraz L'assasymphonie) ma Salieri, co jest całkiem zaskakujące w musicalu o Mozarcie. A grający go Florent Mothe, zrobił po "Mozarcie" największą karierę.
10. Francuzi nie są pruderyjnym narodem, Mozart raczej nie był pruderyjną postacią, musical jest momentami bardzo niepruderyjny. Bardzo. W pierwszym akcie tylko Tm jest niesubtelne, ale w drugim jest już więcej dosłowności. Tak w tekście piosenek jak i strojach i choreografiach tancerzy. Mam tu na myśli Le bien qui fait mal.
11. Jednym z najdziwniejszych utworów jest piosenka Nannerl po śmierci ojca. Nie mam pojęcia, co o niej myśleć. Albo raczej o tancerkach.
12. Zawsze, zawsze płaczę w czasie ostatniej piosenki. Słyszałam ją milion razy, chociaż ze względu na emocjonalną reakcję ograniczam słuchanie, a i tak za każdym razem mnie rusza. Jej tytuł to Vivre a en crever i śpiewają Mozart i Salieri. Jeśli macie zapoznać się z tylko jednym utworem z całego musicalu niech to będzie właśnie ten.
Zakończenie, to wniebowzięcie Mozarta, bo tak to trzeba nazwać, jest niesamowite, robi wrażenie na nagraniu, na żywo musiało być oszałamiające. I jest piękne po prostu.
LOVE, M
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jesteście dla mnie największą motywacją.
Dziękuję.
<3