Hello!
W
poniedziałek zaczynam sesję, ale miniony tydzień także był pełny
zaliczeń. I licząc na to, że pani od stylistyki sprawdzi nam prace
na czas (czyli na czwartek) założyłam sobie, że opublikuję
recenzję filmu, którą pisałam na zajęcia. Przeliczyłam się.
Praca nie została sprawdzona, ale Wy recenzję i tak przeczytacie.
Najwyżej potem ją poprawię.
Film
Julii Kolberger pod tytułem „Mazurek” opowiada historię
patchworkowej rodziny, do której na święta Wielkanocne, aby
przedstawić swojego narzeczonego, przyjeżdża córka z Anglii. I
tak skomplikowane relacje pomiędzy małżeństwami, zostają
wystawione na kolejną próbę, gdy okazuje się, że miłość Ady
to trzydzieści lat od niej starszy profesor. Obserwujemy, jak
poszczególne osoby zgromadzone wspólnie na śniadaniu, a zasadniczo
na kolacji, Wielkanocnej, próbują radzić sobie z zaistniałą
sytuacją.
Od
początku filmu wiemy, że główną bohaterką, a także postacią,
z której perspektywy będziemy nie tylko poznawać historię, ale
także patrzeć na świat, jest Urszula grana przez Kingę Preis. To
z nią widz ma się utożsamiać, przejmować jej emocje i
sympatyzować z nią. Już pierwsze minuty filmu pokazują, że to
zza ramienia Urszuli będzie prowadzona narracja- widzimy dokładnie
takie ujęcia na ręce bohaterki, gdy ta szykuje ciasto.
„Mazurek”
od początku zaskakuje, nie daje się przewidzieć, gra z
konwencjami. Jesteśmy wrzuceni w środek rodzinnej historii, ale na
początku nie wiemy, jakie są relacje pomiędzy poszczególnymi
postaciami. Możemy mieć pewne podejrzenia, niejako wyćwiczone i
związane z ilością filmów, które się wcześniej widziało. Na
przykład wspomnienie Eweliny, czy też jak wszyscy na nią mówią
Bobasa, że Stefan, były
mąż Urszuli, dużo opowiadał o domu, wywołuje dość agresywną
reakcję Urszuli. Podobnie moment, gdy Ewelina i Stefan wymieniają
króciutkie uwagi po angielsku, a Urszula sama zaczyna podejrzewać,
że być może oni mają jednak bliższą relację niż się wydaje.
Kolejna scena, ta, w której główna bohaterka widzi po raz pierwszy
narzeczonego córki, przywołuje na myśl znane konwencje „my się
znaliśmy wcześniej, coś nas łączyło, a teraz będzie problem”.
Ale nie i w pierwszym, i w drugim przypadku kinofilska intuicja nas
zawodzi. „Mazurek” opowiada o zupełnie innych problemach.
Aż
trudno wybrać, od którego zacząć i ciężko uwierzyć, że w
półgodzinnym filmie można zmieścić tyle treści. Wszystkie
jednak zdecydowanie koncentrują się na Urszuli. Jednym z
pierwszych, które widzimy jest jej zazdrość. Nie najlepiej
ukrywana. Ale jej powody mogą być głębsze niż się nam wydaje.
Nie tylko nie radzenie sobie ze starzeniem, ale także z faktem, że
pierwszy mąż ma teraz dużo młodszą żonę. Urszula wraz z
upływem czasu zupełnie traci pewność siebie. I ma to związek nie
tylko ze zmianami, które zachodzą w ciele człowieka, gdy ten się
starzeje, ale także z tym, że ma poczucie tracenia gruntu pod
nogami w swoim obecnym związku.
Jedną
z najdziwniejszych i najbardziej niekomfortowych dla widza scen jest
moment, gdy Urszula pyta Marka, czy ten jej już nie kocha. Nawet sam
kadr zastosowany w tym ujęciu, odbiega od stylistyki filmu, pokazuje
aktorów w półzbliżeniu, choć zwykle film wykorzystuje plan
amerykański. Także styl gry aktorów jest wyraźnie inny. Kinga
Preis, która wcześniej robi ogromne wrażenie swoją rolą, w tym
momencie jednocześnie przesadza z emocjami, jak i pokazuje ich nieco
za mało. Wyraźnie widać, że łzy, a zasadniczo łza, która choć
efektownie wygląda, to wiadomo, że jest sztuczna. Cała scena
wygląda jakby została doklejona do filmu, nagrana dużo później
niż jego reszta. A ponieważ ma stanowić jego punkt kulminacyjny,
niestety sprawia, że końcówka wygląda na wymuszoną. Ale może to
być także kolejny przykład niepodążania „Mazurka” za
motywami, które znamy z innych filmów. Istnieje prawdopodobieństwo,
że spodziewaliśmy się wielkiego wybuchu ze strony głównej
bohaterki, a dostaliśmy dziwnie spokojną scenę, którą, kolejne
zaskoczenie, przerywa wypowiedź córki o relacji, najprawdopodobniej
zwyczajnym romansie, Urszuli i weterynarza. To najbardziej uderzająca
wiadomość całego filmu. Bohaterka, kreująca się do tej pory na
ofiarę i obrończynię wszystkich żon, których mężowie odeszli
od nich do młodszych kobiet, nagle okazuje się prawie nie lepsza od
nich. Co prawda nie wiemy, czy weterynarz żonę miał, ale sam fakt
zdrady wystarczy, aby zupełnie inaczej spojrzeć na bohaterkę. Mamy
tutaj pewną ironię, okazuje się, że nie tylko mężczyźni mogą
zdradzać, kobiety także i stanowi to swojego rodzaju pokazanie
równouprawnienia, szkoda jednak, że w takiej formie.
Innym
istotnym problemem poruszonym w filmie, jest brak komunikacji. Mamy w
„Mazurku” wiele scen, gdy próby rozmowy zostają wyciszone w
zarodku. Najbardziej wyróżniającą się, jest ta, gdy Urszula
przychodzi porozmawiać do Ady. Główna bohaterka podejrzewa, że
Marek ma kochankę, ale nie ma z kim o tym porozmawiać, więc mimo
zimnego przyjęcie, jakie zgotowała córce i jej narzeczonemu, to
właśnie do niej kieruje swoje wątpliwości. Ada jednak nie chce z
matką na ten temat rozmawiać. Po obejrzeniu całego filmu wiemy
jednak, że jej niechęć mogła wynikać z faktu, iż wiedziała o
romansie głównej bohaterki i weterynarza i nie chciała się
mieszać w prawy Urszuli i Marka. Tym bardziej, że odpowiedziała
matce „Przykro mi z powodu Fafika” i jest to delikatny, ale
zrozumiały sygnał niechęci kontynuowania tego tematu.
Drugim
interesującym przykładem jest próba rozmowy Jamesa i Urszuli.
Matka bardzo zmartwiona o córkę, próbuje zrozumieć motywy, jakimi
kierował się starszy mężczyzna, gdy zaczynał spotykać się z
dużo młodszą kobietą. Próba ta zostaje jednak ucięta krótkim
„to nie pani sprawa”. I nie wynika to z angielskiej kultury nie
wtrącania się, bo widzimy, jak fałszywym bohaterem jest James.
Przy kolacji próbuje niejako przymilać się do Urszuli twierdząc,
że chce rozumieć wszystko, co mówi i dlatego poprosił Ewelinę o
tłumaczenie. Niestety nie mamy w filmie zbyt wielu scen, które
pozwalałby nam wnioskować o uczuciu Jamesa do Ady, ale niektóre
jego wypowiedzi sugerują, że intuicja matki, co do wykorzystania
naiwności i młodości Ady, może być słuszna.
To
tylko niektóre punty zaczepienia, które można uchwycić przy
próbie interpretacji filmu. W „Mazurku” jest ich bardzo wiele, a
dużo zależy także od osobistych przeżyć i doświadczeń
życiowych osoby, która go ogląda i ocenia. Na pewno kobieta czy
mężczyzna, którzy znajdują się bądź znajdowali w podobnej
sytuacji życiowej, jak bohaterowie filmu będą patrzyli na niego
zupełnie inaczej, niż osoby, którym tak skomplikowane relacje
rodzinne są obce. Jednak dzięki reżyserii i grze aktorskiej
występujących w filmie znanych gwiazd polskiego kina z Kingą Preis
na czele, nie ma potrzeby, jak w aktorskiej metodzie Stanisławskiego
przeżywania na własnej skórze doświadczeń bohaterów, ponieważ
i bez tego możemy wczuć się w ich sytuacje i razem z nimi
przeżywać ich dramaty.
Trzymajcie się, M
Tak napisałaś, że od razu mam ochotę zobaczyć ten film :)
OdpowiedzUsuńDziękuję! A film naprawdę warto zobaczyć, a to krótki metraż i jest na Ninatece.
UsuńMoże się skuszę, za długo mi nie zajmie czasu :)
OdpowiedzUsuń