Hello!
M się uczy, więc nie ma za bardzo czasu na oglądanie rzeczy i pisanie, a tu do kin wchodzą same interesujące filmy. A, że na szczęście ja i D. mamy dość podobne filmowe zainteresowania (czasami) to dzisiaj jego pierwsza recenzja. I tak jak napisał w swoim wstępie poniżej, czerwiec (czyli mój miesiąc sesji, ale osobiście sądzę, że zaliczenia końcowe właśnie teraz są znacznie gorsze od sesji), to będzie Miesiąc z D. i będzie to pierwsza taka blogowa akcja od czasu Roku z anime.
Zgadnijcie, kto przejmie tego
bloga na 2 może 3 tygodnie? Tak ja, czyli D. Ale spokojnie, to nastąpi
dopiero w czerwcu, a na dzień dzisiejszy postanowiłem dla wprawy napisać dla Was recenzję filmu Deadpool 2. Jeszcze zanim zaczniemy zaznaczam że
recenzja będzie bez spojlerów.
Deadpool 2 to w sumie to
samo co pierwsza część tylko więcej, lepiej, mocniej, szybciej,
krwawej, śmieszniej.
Dziękuje za uwagę.
D.
No dobra tak łatwo to nie
ma, muszę coś napisać, zacznijmy więc od początku, bo to właśnie
początek jest chyba najpiękniejszy. Dostajemy piękny prawie, że
poetycki monolog Deadpoola, który jest niczym innym jak wyklinaniem
innego filmu i jego głównej postaci. Jeśli liczycie w tym filmie na krwawą akcję, tonę czarnego humoru, kapkę rasizmu, żarty z Kanadyjczyków, troszkę cukrzycy i taczkę raka, to nie zawiedziecie
się.
Fabuła w tym filmie niby
jest, ale chyba wszyscy wiemy, że jest tylko pretekstem do
rozwałki...
tak bym pewnie napisał
gdyby to był film o innej postaci. Fabuła w tym filmie jest bardzo
podobna do tego, za co ludzie pokochali komiksy z pyskatym
najemnikiem, a konkretnie chodzi o tragedię i radzenie sobie z nią
przez śmiech. Tak Deadpool to smutny klaun, któremu życie dało w
kość tak, że nie zostało mu nic tylko się śmiać i za to
właśnie się go kocha, a ten film daje nam właśnie to. W
poprzedniej części był to rak w tej.. no cóż dowiecie się jak obejrzycie. Niestety cała reszta opowieści jest dość prosta, ale w
sumie to nie przeszkadza, bo tak jak powiedziałem w pierwszym
zdaniu, nie ona jest tu najważniejsza.
Efekty specjalne i CGI nie
są tu tak dobre jak w najnowszych Avengersach, ale nie bolą w oczy
tak bardzo, na pewno są lepsze niż w poprzedniej części.
Widać, że reżyser
kreatywnie wykorzystał zasoby i doświadczonych aktorów do
odgrywania choreograficznych scen walki. W pewnym momencie czułem
się jakbym oglądał starych Power Rangers tylko z lepszymi efektami
i dużą dozą brutalności, tak, ten film ma kategorię R i twórcy
miejscami pokazują to bardzo dosadnie.
Jeszcze za nim opowiem coś
o postaciach to słówko o muzyce. Dobrana jest genialnie, mamy tu
wszystko od spokojnych utworów takich jak balladowa wersja "Take
on Me" (polecam posłuchać, bardzo przyjemne
->https://www.youtube.com/watch?v=Xohx2jFLF8Y)
przez klasyki rocka po dubstep, z którego swoją drogą mr. Pool
sobie żartuje co jakiś czas.
O głównej postaci
opowiedziałem trochę przy fabule, więc krótko Ryan
Reynolds odwalił kawał dobrej roboty, może być z siebie
dumny, Kanada jest mu wdzięczna.
Cable grany przez Josha
Brolina jest tak mroczny, jakby urwał się z DC (ten żart był
na zwiastunach wiec to nie spojler), jego interakcje z Dedapoolem są
genialnie napisane i mimo że jest on jedną z głównych postaci w
tym filmie, to mam wrażenie, że ma za mało czasu na ekranie, ale
mimo to można polubić tę postać.
Russell, czy jak kto woli
Firefist, jest tym grubaskiem, który pcha fabułę do przodu. To jak
Julian
Dennison oddaje całą gamę emocji tej postaci jest godne
podziwu.
Domino jest w tym filmie w
sumie nie wiem po co. Niby Zazie
Beetz odegrała ją dobrze, ale mam wrażenie, że jest to
postać, którą wrzucono do tego filmu tylko dlatego, żeby miała
swoje dwie sceny, a potem biegała za resztą ekipy.
Co do reszty X-Force to
powiem pokrótce, że to chyba najzabawniejsza ekipa bohaterów
(szczególnie Peter, który jest bohaterem, jakiego potrzebujemy, a
na jakiego nie zasługujemy) z jaką przyszło komukolwiek ratować
świat. No dobra nie ratują może świata, ale jeśli ktoś lubi
naprawdę mocny czarny humor, to ich też polubi.
Postaci jest oczywiście o
wiele więcej, ale nie chce mi się o nich rozpisywać.
I rodzynek na torcie czyli
humor i nawiązania (tak, wiem, że mówi się wisienka na torcie,
ale ten zabieg ma przykuć uwagę czytelnika, który jest już
znudzony czytaniem tego).
Film jedzie po bandzie cały
czas, co chwila daje nam żarty sytuacyjne albo zabawne nawiązania
do innych filmów lub postaci. Jednak przy takiej ilości jest
szansa, że coś nie zadziała i niestety, jeśli ktoś jest przewrażliwiony i nie pasują mu rynsztokowe żarty albo nie lubi
czarnego humoru, nie wszystko będzie go bawić, osobiście kilka razy
wybuchłem śmiechem na sali kinowej, ale na szczęście nie tylko
ja. Daję dychę, jeśli ktoś zauważy portret Karola Marksa w
jednej ze scen.
Jak możecie wywnioskować
film bardzo mi się podobał i zachęcam do obejrzenia go, bo
naprawdę warto.
Na koniec powiem tylko że
są sceny po napisach, ale tylko tych, gdzie wymieniani sa główni
aktorzy, jeśli ktoś ma zamiar siedzieć do końca napisów nie
znajdzie tam sceny, ale za to będzie mógł pod ich koniec wysłuchać
piosenki o jednej z postaci.
Dziękuje za uwagę, D.
Trzymajcie się, M
Pierwsza część w ogóle nie przypadła mi do gustu i nie miałam zamairu iść obejrzeć drugą. Jednak teraz widzę opinię o tym filmie i zmieniam zdanie. Wielu twierdzi, że dwójka jest lepsza od jedynki pod wieloma względami, więc możliwe, że dam jej szansę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam:
Biblioteka Feniksa
Nie oglądałam :)
OdpowiedzUsuńNie oglądałam ani jednej części...
OdpowiedzUsuń