Hello!
Jutro dowiem się, czy obronę będę miała w lipcu czy wrześniu, a od dwóch dni nie mogę się na niczym skupić, niczym. Nigdy tak nie miałam, a teraz nie mogę się nawet zmusić, aby jeszcze raz przejrzeć notatki. Liczę, że zrobię wrażenie moim pytaniem dodatkowym, bo jeśli to się nie uda, a pytania dostanę niezbyt mi pasujące, to trzeba się będzie wybrać do Gdańska jeszcze dwa razy we wrześniu. Gdybyście byli jutro ciekawi, jak mi poszło, to zapewne napiszę coś na Facebooku / Instagramie.
Ale książka o której dzisiaj przeczytacie jest bardzo przyjemna!
Jutro dowiem się, czy obronę będę miała w lipcu czy wrześniu, a od dwóch dni nie mogę się na niczym skupić, niczym. Nigdy tak nie miałam, a teraz nie mogę się nawet zmusić, aby jeszcze raz przejrzeć notatki. Liczę, że zrobię wrażenie moim pytaniem dodatkowym, bo jeśli to się nie uda, a pytania dostanę niezbyt mi pasujące, to trzeba się będzie wybrać do Gdańska jeszcze dwa razy we wrześniu. Gdybyście byli jutro ciekawi, jak mi poszło, to zapewne napiszę coś na Facebooku / Instagramie.
Ale książka o której dzisiaj przeczytacie jest bardzo przyjemna!
Tytuł: Nadgodziny zagryzione kimchi, czyli jak przetrwać w koreańskiej korporacji
Autor: Jerzy Nowiński
Wydawnictwo: Kwiaty Orientu 2018
Po pierwsze, autor napisał o tym, że Korea i Polska mają podobną historię, a Korea może być dla nas "referencją". Zgadzam się. Wszyscy powinniśmy dokształcić się z historii Korei.
Po drugie, autor wspomina o tym, że przyczyną katastrof lotniczych w Korei było posłuszeństwo załogi względem pilota. Było coś na ten temat w Katastrofie w przestworzach, przy czym z tego, co się orientuję to nie był/jest problem tylko koreańskich załóg, ale również japońskich i ogólnie pochodzących z tamtego zakątka świata. Ale nie tylko w Ameryce też się zdarzały wypadki, bo drugi pilot wiedział lepiej, ale nie chciał zwrócić uwagi kapitanowi.
Po trzecie, książka napisana jest w przyjemnym, zabawnym tonie. Zawiera wiele anegdotek (także z historii Korei) oraz całych dialogów i opisów sytuacji z pracy autora. Plus, on sam przyznaje się do posiadania złośliwej natury i to też momentami w książce czuć, ale jest to raczej taka pobłażliwa złośliwość, niż złośliwa-złośliwość.
Po czwarte, jeden z podrozdziałów ma tytuł Szekspir kontra Konfucjusz. Książka zbiera punkty za moje ulubione nawiązania.
Po piąte, jeśli macie wybierać czy przeczytacie Koreańczycy. W pułapce doskonałości, czy Nadgodziny zagryzione kimchi to wybierzcie Nadgodziny. Zdecydowanie. Bardzo zdecydowanie.
Z tym, że to trochę inna perspektywa. Zwykle autorzy lądują w Korei, pracując w koreańskiej korporacji (przypadek pierwszej książki), a tutaj autor opisuje pracę i owszem w koreańskiej korporacji, ale na terenie Polski, to jest w polskiej fili (albo przyczółku) czebola.
Z tym, że to trochę inna perspektywa. Zwykle autorzy lądują w Korei, pracując w koreańskiej korporacji (przypadek pierwszej książki), a tutaj autor opisuje pracę i owszem w koreańskiej korporacji, ale na terenie Polski, to jest w polskiej fili (albo przyczółku) czebola.
Po szóste, ten przypis na stronie 227: "Patrz: podrozdział Czwarte piętro i czerwony długopis, s. [do uzupełnienia po składzie]." I dlatego mój promotor-redaktor mówił, żeby w licencjacie takie notatki do siebie robić wielkimi literami i czerwonym kolorem. Notabene ten rozdział jest na stronie 232.
Po siódme, ten cytat: "Uruchamiam komputer i sprawdzam pocztę, myśląc, że w przepisie na dobre samopoczucie chodzi o równomierne obciążenie zdrowia psychicznego i fizycznego, a nie ich równomierne przeciążenie..." (str. 150).
Po ósme, wydanie. Książka ma ciekawy format oraz projekt, który w założeniach i nawet wykonaniu bardzo mi się podoba. Niestety gorzej samą czynnością czytania Nadgodzin, które jest ciężkie. Sama książka jest ciężka i ciężko się ją trzyma. Te trzycentymetrowe marginesy aż krzyczą, że gdyby je przyciąć i książka została wydana w normalnym formacie, to można by na odzyskanym z nich papierze, wydać jeszcze jeden egzemplarz. Na tych marginesach pojawiają się czasami zdjęcia z opisami, ale nie jest ich tak wiele, żeby naprawdę uzależniać od nich występowanie marginesów. Ale w książce są też rysunki, które bardzo mi się podobały. Z drugiej strony okładka jest niestety taka, że bardzo się rysuje i widać na niej ślady wszystkiego.
Po dziewiąte: różnorodność form podawczych. Widać, że autor bardzo się w tym względzie starał, bo mamy i wspominane już anegdoty, ale też bardziej naukowe wyjaśnienia w charakterystycznych falowanych ramkach (szkoda, że znikają gdzieś wraz z kolejnymi rozdziałami), mamy dramat "Życie biurowe". Rozdziały nie są długie, a podrozdziały jeszcze krótsze, a całość jest naprawdę płynnie przechodzi od tematu do tematu, zagłębiając się niekiedy w szczegóły, a niekiedy przedstawiając przykłady z pracy autora.
Po dziesiąte: gdybym była złośliwa, to mogłabym zrobić i grać w bingo z typowymi zwrotami, historiami i tym, co musi pojawić się w książce dotyczącej Korei. Ale nie jestem. A to bingo przekonywałoby raczej, że niektóre z powtarzanych stereotypów to wcale nie są stereotypy tylko prawda.
Ale z tych tropów może zrobię osobny wpis. Nie może, na pewno. Już jest prawie gotowy, ale jeszcze zbieram materiały.
PS Za każdym razem, gdy zapisywałam tytuł tej książki musiałam sprawdzać, co robi się z kimchi, bo w mojej głowie za każdym razem nadgodziny były nadgryzione kimchi, chociaż z gramatycznego punktu widzenia nie ma to żadnego sensu.
Pozdrawiam, M
Na pewno książka znajdzie wielu swoich zwolenników. 😊
OdpowiedzUsuńBrzmi bardzo ciekawie i całkiem w moim kręgu zainteresowań. A pierwszy raz o tym tytule słyszę :).
OdpowiedzUsuńWydaje się ciekawa :)
OdpowiedzUsuń