Hello!
Zwykle wpisy o studiach mają tytuły, które biorę z dziwnych, wyrwanych z kontekstu wypowiedzi moich wykładowców na zajęciach albo ogólnie z moich zajęć. W tym semestrze nie miałam momentu objawienia: "tak, to będzie tytuł wpisu o tym semestrze!" więc wpis motta i hasła przewodniego nie ma. Może oprócz tego, że bardziej od samych zajęć, które opisywałam w trakcie tygodnia o studiowaniu, jest to wpis o egzaminach.
Ostatni egzamin w tym semestrze miałam 25 czerwca i chyba od niego zacznę, bo o nim wspominałam na blogu zdecydowanie najwięcej i nim denerwowałam się najbardziej na całych moich studiach. Myślę, że nawet ustnym egzaminem z angielskiego na ZIArcie denerwowałam się mniej.
Literatura współczesna.
W tym semestrze mieliśmy wykłady oraz ćwiczenia z dramatu. Albo jak lubiliśmy to zwać tragedii. Na piątym semestrze były ćwiczenia z prozy, na czwartym z poezji. I taka podpowiedź dla ludzi studiujących na Uniwersytecie Gdańskim, aczkolwiek nie wiem, czy nie zmieni Wam się osoba przeprowadzająca egzamin w przyszłym roku: po pierwsze w sylabusie jest napisane, że powinniście dostać zagadnienia na ten egzamin, więc nie bójcie się tego wyegzekwować od swoich prowadzących, a po drugie: ogólnie ogarnijcie sylabus i listę lektur, która tam jest już na czwartym semestrze, zacznijcie się na bieżąco zaznajamiać z podręcznikami. Wierzcie, będziecie mi wdzięczni, bo nie ma co tego odkładać na ostatnią chwilę. Ogólnie systematyczność to naprawdę klucz do nauki. Im więcej ogarniecie wcześniej, tym lepiej dla Was.
Co do egzaminu: chyba nigdy w życiu nie chodziłam taka zdenerwowana. Pierwszego dnia egzaminowania, czułam się jakbym sama miała iść na ten egzamin jeszcze nie do końca przygotowana. To było w środę 19, a mój egzamin był 25. Ale duża część osób wychodziła i mówiła, że nie jest źle trzeba tylko dużo mówić. A to jest podstawowa rada na każdy egzamin. Oraz wchodzenie na nie z uśmiechem to naprawdę połowa sukcesu. Mój egzamin miał się zacząć o 14, ale zaczął się koło 15.20-40, dokładnie nie wiem, bo w pewnym momencie przestałam sprawdzać godzinę. Byłam druga w kolejce, przede mną miała zdawać dziewczyna sprzed dwóch lat i sprawdzanie jej zaliczeń sprzed tych dwóch lat zajęło jeszcze dodatkowy czas, przygotowanie, plus jej odpowiedź, plus przygotowanie osoby, która wchodziła jako 3, a była to dłuższa procedura niż tylko zadanie pytań. Także egzamin był nieźle opóźniony, a ja muszę przyznać, że też nie ułatwiłam koleżankom czekania, bo moje zagadnienie dodatkowe - pytanie, które opracowaliśmy sobie sami - było dość złożone, a ja byłam podekscytowana mówieniem. Poza tym dostałam pytanie o Miłosza i przy okazji rozmawiałam z profesorem o brakach pewnych książek w sylabusie, ale ogólnie moja odpowiedź to było praktycznie słowo w słowo to, co było napisane w podręcznikach. Dostałam też pytanie o literaturę polską 1956-1968, ale znów udało mi się tak zagadać profesora, że zasadniczo opowiedziałam o 1956 i 1957 i profesor stwierdził, że nie będzie mnie dalej pytał. Ostatecznie wyszłam z egzaminu o 17.25. A tego dnia na uczelni byłam od 11, bo jeszcze musiałam iść do promotora. Gdy wróciłam do akademika, byłam tak zmęczona, że po prostu poszłam spać.
Literatura dwudziestolecia międzywojennego
Staram się być w tych wpisach o studiach w miarę obiektywna, ale piszę ze swojego doświadczenia, a nie będę w tym miejscu ukrywała, że fakt, że w semestrze odbyła się tylko mniej więcej połowa zajęć był fair wobec studentów. Jasne powinniśmy się cieszyć, że nie mieliśmy zajęć, ale to się sprawdza, gdy odwołane są 1-2 zajęcia w semestrze, a nie gdy nie ma zajęć przez trzy tygodnie. Muszę się zebrać i opisać ogólnie to, jak studenci dostają od uczeni, prowadzących i wykładowców pewne sprzeczne znaki i ogólnie o tym, jak uczelnie bardzo często nie traktują studentów poważnie.
Co do samego egzaminu. Pierwsze osoby prawie wyszły z egzaminu z płaczem i opowiadały, że był straszny. Trochę miały powody, a trochę histeryzowały. Ogólnie egzamin nie był straszny, ale trochę to działa tak, że żaden nie jest, gdy człowiek jest przygotowany. Albo trafi na pytania, które mu pasują. Pytania były podzielone na 3 kategorie: poezja, proza i życie literackie. Losowało się 3, odpowiadało na 2. Z prozy uczyło mi się bardzo dobrze, więc tym pytaniem się nie przejmowałam, gorzej z poezją: futuryści, Skamander, całe mnóstwo innych nazwisk i tomików oraz grup literackich. Byli tacy twórcy, co wydali po 10 tomików w czasie dwudziestolecia. Ostatecznie miałam podwójne szczęście - koleżanka, która odpowiadała przede mną wyznaczyła mi ścieżkę opowiadania nie tylko tego, co było w podręczniku, wstępach i opracowaniach, ale także własnych wrażeń oraz wszystkiego, co kojarzyło mi się z tematem. I się udało.
Przedmioty specjalnościowe i egzamin ze specjalności redaktorsko-edytorskiej
Nowoczesne techniki składu i druku
Obsługa programu InDesing totalnie mnie fascynuje i gdyby nie to, że przygotowania do egzaminów zajmowały mi tak dużo czasu to złożyłabym w nim mój licencjat, bo bardzo, bardzo chciałam to zrobić. Gdy wprowadzałam poprawki w Wordzie to szukałam opcji z InDesing i bardzo mnie denerwowało, że ich nie było. Ogólnie były to jedyne zajęcia, na których miałam poczucie, że naprawdę nauczyłam się jakiejś pożytecznej rzeczy. Przy okazji wpisów o licencjacie pokażę Wam okładkę, jaką do niego zrobiłam w ramach zaliczenia tych ćwiczeń.
O prawie autorskim i wydawniczym już chyba wspominałam. Ogólnie to zgodnie z przewidywaniami nie zobaczyliśmy żadnej umowy, nawet takiej podstawowej pomiędzy autorem i wydawnictwem, nic. To nie były zajęcia specjalnie skrojone pod naszą specjalność niestety, ale jakoś mnie to ani nie zaskoczyło, ani nie rozczarowało. Za dużo miałam podobnych przykładów na ZIArcie, aby się tym przejmować. Po prostu wychodzimy ze studiów niedokształceni...
... i nie wiemy, jak odpowiedzieć na pytanie na
egzaminie ze specjalności.
Profesor zapytał nas o jakieś szczegółowe zagadnienie dotyczące wolnego dostępu, a my zrobiłyśmy wielkie oczy, popatrzyłyśmy po sobie i przyznałyśmy się otwarcie, że nie mamy pojęcia o czym mówi. Co do samego egzaminu, trwał dokładnie godzinę, wchodziłyśmy we cztery i rozmawiałyśmy z profesorem. W sumie to nawet nie wiem, czy profesor nie mówił ostatecznie więcej niż my. Dostawałyśmy jakieś pytania, ale raczej ogólne niż bardzo szczegółowe. My jeszcze dostałyśmy piątki, ale podobno kolejne grupy były odpytywane na bardziej egzaminową modłę.
O seminarium jeszcze napiszę, a teraz wspomnę o wykładzie ogólnouczelnianym.
Celebryci, regularsi, outsiderzy - czyli społeczny świat blogerów
Polecam, jeśli musicie wybrać wykład ogólnouczelniany na UG, nie wiecie jaki, a nie macie ochoty pisać egzaminu/kolokwium/testu bądź zaliczać wykładu ustnie to wykład dla Was! Prowadząca, która w semestrze letnim prowadzi wykład o telewizji, wymaga tylko obecności lub przygotowania mini prezentacji na 5. Ale jeśli chodzisz na zajęcia to masz 3.
Chodzenie na te zajęcia był bardzo ciekawe i czasami pokazywało podejście do blogosfery osób, które nie mają z nią wiele wspólnego.
Na dziś to by było na tyle. Prawdę powiedziawszy, od wtorku odkąd wróciłam do akademika, a jeszcze bardziej od wczoraj, gdy wróciłam do domu, czuję się jakbym miała jet lag. Jeszcze nie przestawiłam się w tryb wakacyjny i nie umiem odpoczywać, bo cały czas mam wrażenie, że powinnam coś robić. Nie jest to tak mocne uczucie, jakie miałam dwa lata temu, ale wciąż zanim zacznę się cieszyć, że mogę teraz robić to, co chcę, a nie to, co muszę pewnie minie jeszcze kilka dni.
Jeśli mielibyście jakieś pytania, interesowałoby Was coś bardziej szczegółowo lub chcielibyście, abym napisała coś jeszcze o polonistyce na UG to piszcie śmiało! Zawsze nieco łatwiej jest odpowiadać na pytania niż pisać ogólnie.
LOVE, M
Nie ukrywam, że czytanie o studiach zawsze sprawia, że mam coraz to większą ochotę pójść w końcu na nie, a został mi jeszcze rok. Przyznam Ci się szczerze, że moje wyobrażenie o tym okresie jest jak z bajki, serio i trochę boję się, że gdy w końcu dostanę tę bajkę to będę zawiedziona, ale zobaczymy.
OdpowiedzUsuńSiedzieć na uczelni od 11 do 17! I to jeszcze z takim opóźnieniem; to też musiało wpływać na Twój stres, nawet sobie nie wyobrażam. Spodobało mi się zdanie, że wejść z uśmiechem już robi samą robotę:)
To prawda; żaden egzamin nie jest straszny, gdy człowiek jest po prostu przygotowany i to dobry sposób na myślenie, gdy czeka Cię matura.
Mam nadzieję, że jak najszybciej się przestawisz i zaczniesz odpoczywać, jak trzeba:) Pozdrawiam Cię serdecznie!
Przepraszam, ale muszę to napisać: raczej będziesz zawiedziona ;< Studia naprawę różnią się od szkoły, ale w innych aspektach niż wielu ludziom się wydaje.
OdpowiedzUsuńWpłynęło moje świeżo pomalowane paznokcie tego nie przeżyły. A gdybym weszła na egzamin o czasie to może wyszłabym z niego z ładnym manicurem. ^^
Też mam taką nadzieję i również pozdrawiam!
Trochę jest to dla mnie nietypowe, że tak Was tyrają na tych egzaminach (w porównaniu z moim wydziałem gier i zabaw). Ustny egzamin miałem w sumie tylko 3 razy na studiach i nie polecam :(
OdpowiedzUsuń