Hello!
Książka Jak rozmawiać o książkach, których się nie czytało? jest, powiedziałabym, lekko kultowa na moim kierunku studiów. Przewijała się przez różne zajęcia, niektórzy prowadzący nam ją polecali, ale który student ma czas czytać takie dodatkowe lektury. Zmotywować wszystkich postanowił prowadzący zajęcia ze sztuki interpretacji.
Tytuł: Jak rozmawiać o książkach, których się nie czytało?
Autor: Pierre Bayard
Tłumacz: Magdalena Kowalska
Wydawnictwo: Państwowy Instytut Wydawniczy
Nie spodziewałam się po tej książce niesamowicie błyskotliwych porad i spostrzeżeń. Bo wiecie studenci polonistyki nie mają czasu, nie tylko na czytanie dodatkowych książek, ale także na czytanie książek obowiązkowych. Oczywiście uogólniam, plus przez dwa lata studiowałam dwa kierunki, więc miałam niezłą wymówkę, ale nie da się ukryć, że ludzie pracują czy robią jakieś dodatkowe rzeczy poza studiami. Przy czym jeśli nie lubicie czytać to nie idźcie na polonistykę, bo to oczywiste, że trzeba czytać. Można za to przyjść na te studia, nie lubiąc wierszy, gdyby to kogoś pocieszało. W każdym razie chciałam napisać, że wśród samych studentów filologii polskiej nie ma dużego tabu nieczytania. Ale to też nie tak, że się nieczytaniem chwalimy; a druga sprawa jest taka, że czasami istotniejsze jest przeczytanie opracowania danej lektury niż samej lektury.
I dla studentów polonistyki ta książka jest całkiem niezła, ale ktoś, kto pomyślał lub spodziewał się, że jest to modny poradnik na pewno się rozczarował. Ta książka ma zaskakująco wysoki próg wejścia i jak na coś o nie-czytaniu, bardzo często odwołuje się do poważnych literackich nazwisk i ich podejścia do nieczytania. Oczywiście może nie mieć znaczenia, kto wygłasza pewne sądy i stanowiska, ale mam wrażenie, że autor trochę gra z czytelnikiem i pokazuje że on to pewne rzeczy wie. A skąd - musiał je przeczytać, skoro cytuje naprawdę długie fragmenty niektórych wypowiedzi. Gdybym miała to skrótowo podsumować - to jest to książka dla tych 37% czytających Polaków.
Nie wydaje mi się, aby kogoś trzeba było przekonywać, że można znać książkę bez czytania jej.
Tak samo jak można znać film bez oglądania i tak dalej. Istnieje coś takiego jak kulturowa osmoza - samorzutnie dowiadujemy się o treści książek, ich znaczeniu, a poza tym większość ludzi skończyła przynajmniej szkołę podstawową i jeśli nawet nie czytała lektur, ale była na lekcjach, to będzie miała jakieś pojęcie o książkach.
Im dłużej czytałam tę książkę, tym mniej ciekawa mi się wydawała, a robiła coraz bardziej banalna. A potem męcząca, na przykład gdy autor postanawia opisać film Dzień Świstaka. Z czasem książka robi się teraz coraz prostsza - poleciłabym przeczytanie pierwszego rozdziału na sam koniec. I wtedy Jak rozmawiać o książkach, których się nie czytało? robi się idealną lekturą dla licealistów. Chociaż istnieje szansa, że w pewnym momencie lektura ich zanudzi. W pewnym momencie ta książka robi się wręcz nieznośnie powtarzalna. Niestety traci z każdym rozdziałem. I jak wspominałam autor lubi cytować, co samo w sobie nie jest złe, ale znajduje się w niej na przykład dokładne omówienie Imienia Róży i paru inny książek - więc jeśli nie chcecie niechcący poznać fabuł i zakończeń, powinniście uważać.
Tak samo jak można znać film bez oglądania i tak dalej. Istnieje coś takiego jak kulturowa osmoza - samorzutnie dowiadujemy się o treści książek, ich znaczeniu, a poza tym większość ludzi skończyła przynajmniej szkołę podstawową i jeśli nawet nie czytała lektur, ale była na lekcjach, to będzie miała jakieś pojęcie o książkach.
Im dłużej czytałam tę książkę, tym mniej ciekawa mi się wydawała, a robiła coraz bardziej banalna. A potem męcząca, na przykład gdy autor postanawia opisać film Dzień Świstaka. Z czasem książka robi się teraz coraz prostsza - poleciłabym przeczytanie pierwszego rozdziału na sam koniec. I wtedy Jak rozmawiać o książkach, których się nie czytało? robi się idealną lekturą dla licealistów. Chociaż istnieje szansa, że w pewnym momencie lektura ich zanudzi. W pewnym momencie ta książka robi się wręcz nieznośnie powtarzalna. Niestety traci z każdym rozdziałem. I jak wspominałam autor lubi cytować, co samo w sobie nie jest złe, ale znajduje się w niej na przykład dokładne omówienie Imienia Róży i paru inny książek - więc jeśli nie chcecie niechcący poznać fabuł i zakończeń, powinniście uważać.
Pozdrawiam, M
Nie planuję czytać tej książki. 😊
OdpowiedzUsuńSzkoda, że z każdym rozdziałem ta książka traciła. Nie planuję jej czytać, ale od siebie dodsm, że czasami bywa tak, że można już znać całą książkę zapoznając się z blurbem. Czasami nie mogę w to uwierzyć. Jak później czytam daną książkę.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk
Tytuł intrygujący ^^ choć raczej po nią nie sięgnę :/
OdpowiedzUsuńSłyszałam o tej książce już dawno temu, ale sama idea czytania książki, aby dowiedzieć się jak nie czytać książek jest dość przewrotna. :P
OdpowiedzUsuńDługie wywody na temat jakichś teorii czy nawet informacje o ich autorach dla mnie byłby zupełnie niepotrzebne. Jeśli już czytam taką książkę, to chcę konkretnych informacji, wskazówek.