środa, 30 września 2020

No taki film o zombie - #Alive

 Hello!

Nie wiem, jaka jest relacja pomiędzy Koreą Południową, zombie i Netflixem, ale efektem tego związku może być przekonanie mnie do oglądania zombie na ekranie.  A to całkiem dużo, bo ostatnią rzeczą, którą chcę oglądać są zombie. Jednak Train to Busan nie było bardzo złe, dramy Kingdom nie oglądałam, ale miała dobre recenzje (nie wspominając, że nawet teraz leci drama Zombie Detective), więc gdy zobaczyłam #Alive na Netflixie pomyślałam: czemu by nie obejrzeć? 

Zacznę od tego, że zombie są trochę paskudniejsze niż w Train to Busan, ale w #Alive nie ma jumpscarów nawet w momentach, gdy wręcz czuje się, że być powinny. Ale tak nie oglądałabym go w nocy. 

#Alive 

Punkt wyjścia filmu jest taki, że poznajemy bohatera, gdy budzi się sam w domu,włącza telewizor i okazuje się, że po kraju rozprzestrzenia się tajemnicza choroba powodująca agresję, zmiany fizyczne i skłonności kanibalistyczne, po czym wygląda przez okno i na parkingu przed blokiem jest świadkiem tego, do czego zdolne są zombie. Więc zastawia drzwi lodówką. I w sumie słusznie. Obserwujemy go osamotnionego i w zamknięciu i możemy przyglądać się skutkom takiego stanu rzeczy - prawdopodobnie wszystkim możliwym. Aktor - Yoo Ah-in, którego ostatnio widziałam w Chicago Typewriter - grający głównego bohatera ma się czym popisywać, bo przez pierwsze pół filmu jest to prawie monodram. I między innymi z tego powodu pierwsza połowa filmu jest lepsza niż druga. Drugim powodem jest to, że ogólnie jest bardziej dramatyczna i tragiczna niż druga. 

Ale cieszymy się z naszym bohaterem, gdy okazuje się, że nie jest sam - bo bardzo wygodnie w bloku naprzeciwko na tym samym piętrze, uchowała się jeszcze jedna osoba. Yu-bin, która ma dużo bardziej survivalowe podejście do sytuacji niż główny bohater. Razem kombinują jak przeżyć i dotrzymują sobie towarzystwa i całkiem ciekawie obserwuje się ich przygody, ale ma się poczucie, że filmowi ubyło dramatyzmu czy jakiegoś poczucia ciężkości w tych momentach. 

Być może było to przygotowanie do finału. Trzeba przyznać, że pomimo małej odkrywczości całego filmu, tego że w sumie niewiele wiadomo o bohaterach, to jednak chce się wiedzieć, co się z nimi stanie, jak sobie poradzą. Im bliżej było końca filmu, tym bardziej byłam przekonana, że może on nie skończyć się dobrze. 

Yoo Ah-in 

Film próbuje dotykać poważnych problemów i dylematów, ale wydaje mi się, że nie tyle robi to po łebkach, co robi to jak w filmie o zombie - "lepiej umrzeć z głodu, niż zamienić się w jedno z tych cosiów" i tym podobne. Poza tym oczywiście nie wiemy, co i dlaczego się stało (znaczy wirus, ale to słabe wytłumaczenie), chociaż film sugeruje, że sprawy ogólnie nie mają się tak tragicznie i nie jest to koniec świata. I ogólnie wydaje mi się, że no właśnie to taki tam film o zombie. Do obejrzenia, pewnie do zapomnienia, nic szczególnie specjalnego. Ale jeśli nie macie pomysłu, co obejrzeć, a lubicie tego typu filmy, to myślę, że śmiało możecie się na niego skusić. 

Chociaż teraz myślę, że gdyby ktoś kazał mi wybrać, czy obejrzeć #Alive czy Train to Busan, to zdecydowałabym się na ten drugi film. Bo ma większy rozmach, #Alive jest bardzo kameralne. Co ma swoje plusy (popisy aktora w pierwszej połowie!), ale w Train to Busan zwyczajnie więcej się dzieje.

I tak, gdy się ogląda #Alive, ma się dziwne poczucie niepokojącej paralelności pomiędzy sytuacją bohatera i siedzeniem w domu z powodu koronawirusa. W sumie to nawet myślałam, że był on kręcony w tych blokach i pokojach właśnie z powodu koronawirusa, aby aktorów i lokacji było jak najmniej, ale zdjęcia do niego skończyły się na początku grudnia 2019 roku.  

Pozdrawiam, M

2 komentarze:

  1. Nie słyszałam o tym filmie. Ogólnie boje się motywów zombie, ale kurde czuję się zaintrygowana :D

    Pozdrawiam,

    weruczyta

    OdpowiedzUsuń
  2. Raczej nie sięgnę po ten film. To zdecydowanie nie moje klimaty ><

    OdpowiedzUsuń

Jesteście dla mnie największą motywacją.
Dziękuję.
<3