piątek, 7 listopada 2025

Za rękę - Korea Południowa. Ojczyzna k-popu, w której tradycja przeplata się z technologią

Hello! 

Wcale chyba nie miałam kryzysu czytelniczego, potrzebowałam jedynie wrócić do książek w tematach, które naprawdę mnie interesują i… podnoszą mi ciśnienie. 

Tytuł: Korea Południowa. Ojczyzna k-popu, w której tradycja przeplata się z technologią
Autorka: Ewa Białas-Bomba
Wydawnictwo: Pascal

Pierwszą rzeczą, która przeraziła mnie w tej książce jest fakt, że stolica Korei Południowej zapisywana jest jako SEOUL. Chciałam pochwalić książkę, że ma spis treści na początku, ale przywaliła mi takim zerowym poszanowaniem dla zasad języka polskiego i polskiej onomastyki. I przynajmniej jest to konsekwentne, bo wszystkie nazwy własne (Busan, Jeju i inne), nie są zapisywane zgodnie ze standardami polskimi. Co autorka wyjaśnia na koniec wstępu i proponuje własną transkrypcję (ale zasadniczo wyrazy  będą się pojawiać zgodnie z latynizacją zmienioną). Innym problemem jest niekonsekwentne nieodmienianie imion i nazwisk, co niekiedy może sugerować, że osoby przywoływane w tekście są innej płci niż w rzeczywistości. A jak już się czepiam na samym początku - nie wiem też, dlaczego wiele rzeczy się w książce powtarza (na przykład na pierwszych 30 stronach 3 razy pojawia się informacja, że król Sejong to ten od hangeula, ale to tylko jedna z wielu takich drobnych rzeczy; przez całą książkę przewijają się w nawiasie lata japońskiej okupacji Korei czy wojny koreańskiej i po 10 razie naprawdę miałam okazję rzucić tą książką, bo ile można… a potem na kolejnej kartce znów się pojawiła i już poważnie zaczęłam się zastanawiać, czy naprawdę ktoś świadomie postanowił, że tak będzie, ktoś zapomniał tego pousuwać, czy jest to wyraz niewiary w inteligencję czytelnika). W książce też nie ma przypisów bibliograficznych i informacji o źródłach (a te przydałyby się przynajmniej przy różnych danych liczbowych, na przykład w opowieści o Cheonggyecheon). 

Wstęp odkrywa przed czytelnikiem, że książka nie jest reportażem, co może sugerować podtytuł i byłam pod wrażeniem, że jest to właśnie jakiś rodzaj reportażu. Korea Południowa. Ojczyzna k-popu, w której tradycja przeplata się z technologią to przewodnik. I to bardzo subiektywny. I pomyślałam, że prowadzącym czytelnika za rączkę, jeszcze zanim przeczytałam: „Przyszła więc pora, bym wzięła Was za rękę i zaprowadziła (…)” (s. 20). To zbyt poufały sposób prowadzenia narracji, jak dla mnie, zdecydowanie wolę, gdy autorzy czy autorki nieco bardziej ukrywają się w tekście. Ale muszę uczciwie napisać, że gdy autorka pisała o wydarzeniach historycznych czy gdy opisywała konkrety, czytało się to bardzo ciekawie, bo zasadniczo ma dość lekkie pióro i książkę czyta się błyskawicznie. Co niestety może oznaczać, że niewiele z zawartych w niej wiadomości czy wskazówek zostanie w głowie czytelnika. 

Proporcje tekstu do zdjęć w tej książce to takie powiedziałabym 3 do 2, co ma nawet sens, biorąc pod uwagę, że ma być przewodnikiem. Ale wracając jeszcze do kwestii obecności autorki w książce - jest ona widoczna na wielu, wielu zdjęciach. I o ile rozumiem, że w rozdziale o hanbokach było to uzasadnione - a teraz gdy o tym myślę, szkoda, że autorka nie pokazała także męskiej wersji tego stroju - to nie do końca łapię, czemu tak dużo jej zdjęć jest w kolejnych rozdziałach.

Na pewno zakładanym czytelnikiem tej pozycji jest dziewczyna, a wręcz powiedziałabym, że nastolatka. Książką powinny zainteresować się fanki i fani BTS, bo w rozdziale „Seul w rytmie k-popu” (ktoś nie dopatrzył, że na stronie rozpoczynającej rozdział, Seul jest po polsku) autorka poświęca dużo miejsca opisom lokalizacji wiązanych z zespołem i jego członkami. I jest tym chyba bardzo rozentuzjazmowana, bo wszystkie podtytuły w tej części mają wykrzykniki („Zagraj w podchody z chłopakami z BTS!”, „Świętuj urodziny ukochanego idola!” itd.). 

Na plus zaliczam autorce, że pisze k-pop, k-dramy i tak dalej, a nie K-pop. Oprócz miejsc autorka poleca także akuratne k-dramy i filmy i podaje w jakich dramach pojawiały się opisywane miejsca. Jest także cały rozdział poświęcony k-dramowemu zwiedzaniu. Innym plusem przewodnika jest to, że jest bardzo aktualny, wręcz odnosi się niekiedy do rzeczy z początku tego roku. To dość ważne, bo po pierwsze książki o Korei, które ukazywał się jeszcze kilka lat temu (przeważnie tłumaczone) już w roku, gdy miały polską premierę, nie były faktograficznie poprawne, bo po drugie - w Korei, w k-popie obraz zmienia się jak w kalejdoskopie ustawionym w wirówce. 

Tak gdzieś po przeczytaniu kilku stron drugiego rozdziału uderzyło mnie, że autorka nic nie pisze o tym, jak się poruszać po Seulu. To znaczy, o ile wiem, opisywane w pierwszym rozdziale pałace są gdzieś niedaleko siebie (a przynajmniej jakaś ich część), ale już wioska hanoków Namsangol to raczej dalsza wycieczka. Na szczęście na końcu jest rozdział, w którym opisano komunikację miejską w Seulu, natomiast wciąż nie wyjaśnia on, jak przemieszczać się pomiędzy poszczególnymi opisywanymi przez autorkę punktami (poza wyspą Dżeczu, bo tam samochodem). Co trochę stoi w sprzeczności z, jak mi się wydaje, zakładanym konceptem tego przewodnika, czyli tym, aby prowadził dokładnie po kolei po opisywanych miejscach. 

To nie jest tak, że ja tę książkę odradzam lub polecam, ale przeczytałam ją w jakieś 3,5–4 godziny i gdy już dobrnęłam do końca, zerknęłam na okładkę i zobaczyłam, jaka jest jej cena okładkowa – 69,99 złotych i trochę załapałam się za głowę. Korea Południowa. Ojczyzna k-popu, w której tradycja przeplata się z technologią to książka, która ma swoje zalety, ale ma także wady. Które zapewne części osób będą przeszkadzały mniej niż mi.

A w następnym wpisie przekonamy się, czy ta książka zalicza koreańskie bingo!

Zapraszam na blogaskowego Facebooka oraz moje Instagramy (bookart_klaudia) oraz redaktorskie_drobnostki!

Pozdrawiam, M

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jesteście dla mnie największą motywacją.
Dziękuję.
<3