5 kwietnia w Gdańskim Teatrze Szekspirowskim odbyło się ostatni spektakl w ramach Tygodnia z Teatrem Polskim w Warszawie. Była to "Burza" w reżyserii Dana Jemmetta i o niej dziś będę rozmawiała z Mart. I dla niej i dla mnie Teatr Polski ma pewne sentymentalne znaczenie, obie na naszych pierwszych 'poważnych' spektaklach teatralnych byłyśmy właśnie tam. Ja na "Zemście", Mart na dokładnie tym samym spektaklu, który dziś omawiamy.
Notka jest zapisem prawie godzinnej rozmowy więc prosimy o wyrozumiałość.
I przypominam o ANKIECIE, jeśli jeszcze jej nie wypełniliście.
Zdjęcia pochodzą ze strony wydarzenia Tydzień z Teatrem Polskim z Warszawy w Gdańskim Teatrze Szekspirowskim i są z próby.
M: I jak wypada "Burza" obejrzana po raz kolejny?
Mart: Zdecydowanie lepiej. Może to jest kwestia dojrzałości, która
nieco się poprawiła w moim przypadku. Może też studiów, bo
jednak jesteśmy na tym ZIArcie i mamy zajęcia z wiedzy o teatrze i
jakąś tam podstawę mamy. I widzisz to w kontekście znaków,
czytania syntaktyczno-seman-cośtam. I to jest najfajniejsze! Widzisz
drugi raz to samo, ale zauważasz, że tutaj to jest zagranie takie,
żeby tu osiągnąć określony efekt, a tam zauważasz momenty,
gdzie coś nie wyszło i wiesz, że coś nie wyszło bo umiesz to
dostrzec. Co prawda nie na „Burzy” bo ta była przygotowana
doskonale. Ale o „Burzy” ciężko jest mówić. Nie znam się na
teatrze, ale znam się na emocjach i może właśnie chodzi o te
emocje, przychodzisz do teatru i jesteś w stanie skupić się tylko
i wyłącznie na tym co jest na scenie i czasami wyłącza ci się to
myślenie analityczne, a skupiasz swoją uwagę na tym jak bardzo to
przeżywasz. I miałam to szczęście, że w zupełnie innym stanie
świadomości mogłam znów to zobaczyć. Przychodzisz i dajesz się
temu porwać. Przez pierwszy spektakl stwierdziłam, że nie chcę
studiować kryminologi, tylko chcę iść na zarządzanie
instytucjami artystycznymi.
/Anegdota ma pointe możemy zacząć inny wątek/
M: Zauważyłaś jakieś różnice w realizacji pomiędzy tym co było
w Warszawie, a tym co było w GTSsie? I czy w Warszawie scena i
widownia były na jednym poziomie, tak jak zrobiono to w Gdańsku?
Mart: Nie pamiętam dokładnie, bo to już było 2 i pół roku temu,
ale wydaje mi się, że nie. W Warszawie scena istniała.
M: Bo fakt, że ta scena była na równi z fotelami to robiło
niesamowite wrażenie, szczególnie, że na początku przedstawienia
była woda używana, lała się. Potem Kaliban rzucał się po tej
scenie i to naprawdę musiało być ciekawe, siedzieć w tym
pierwszym rzędzie, rzędach i to obserwować. Przypuszczam, że ci
widzowie z pierwszego rzędu mogli się poczuć miejscami zagrożeni.
Mart: Mam wrażenie, że oni nie wiedzieli na co się piszą
przychodząc na ten spektakl i siadając w pierwszym rzędzie.
M: Ale to trochę tak jest w GTSie, że ze względu na możliwości
jakie tam są, to można być zaskoczonym jak ta scena zostanie
ustawiona, jak sobie reżyser to wymyśli.
Mart: Zdecydowanie. Jeśli sobie wymyśla, że chce mieć właśnie
scenę na poziomie oczu, to okey, tak będzie, a jeśli chce
występować na scenie, która ma taki a nie inny kształt – proszę
bardzo, nie ma problemu.
A to akurat jest z samego przedstawienia.
M: A sama scenografia?
Mart: Co do samej scenografii, wydaje mi się, że się nie różniła.
M: Bardziej chodziło mi o to, że w „Burzy” to powinna być
wyspa, a tutaj mamy takie dziwne coś. Ja na początku nie wiedziałam
co to ma być. Ale na spotkaniu ktoś powiedział, że to jest
opuszczony basen. Faktycznie tam są kafelki i to z naturą ma bardzo
niewiele wspólnego.
Mart: No to wygląda jak jakieś pomieszczenie.
M: Jak opuszczony basen.
Mart: Chociaż na przykład, moje pierwsze wrażenie z Warszawy to
był statek. Ja nie miałam zielonego pojęcia o czym „Burza”
jest, bo nie zdążyłam przeczytać przed wyjazdem. Przeczytałam
tylko skrót na stronie internetowej teatru, a tam jakieś imiona,
Prospera, Miranda-Mirinda..
M: Chociaż wiedziałaś, że to Szekspira?
Mart: Widziałam, że to jest Szekspira. Ale nie miałam zielonego
pojęcia co i jak. Tym bardziej, że gdyby spojrzeć na sam opis
fabuły to jest on tak poplątany, że nie do końca masz świadomość
o co tam chodzi, co z czym się je. Przynajmniej ja miałam takie
wrażenie. I widząc to pierwszy raz byłam przekonana, że to
statek.
M: Tak! Bo tam na górze jest…
Mart: Maszt…
M:... bocianie gniazdo
Mart:...do wypatrywania
M: I jeszcze ten taki balkon, nie wiem jak to nazwać (pokład!)
Mart: Ciężko to nazwać. Wygląda trochę jak ambona.
M: No nie do końca, bo jest podłużne.
Mart: I ja byłam przekonana, że akcja rozgrywa się na statku. I
sobie myślę: okey, co z załogą. A załoga się nie pojawiła. I
na tym pierwszym spektaklu siedziałam tak oczarowana…. Generalnie
Seweryn mógłby mi lecieć ze spisem ludności, ja i tak byłabym
zachwycona…
M: Książkę telefoniczną!
Mart:… tak zachwycona. Pamiętałam tylko tyle, że nie ogarniałam
fabuły. Może to ze względu na emocje. Wielkie przeżycie, wow. W
końcu zobaczę Seweryna, na żywo, na scenie. W jego naturalnym
środowisku, że się tak wyrażę. Bo jednak film to film, a teatr
to coś zupełnie innego. I z samej fabuły niewiele wyniosłam i
gdyby ktoś mnie zapytał o streszczenie tego spektaklu, to bym nie
wiedziała co mam powiedzieć.
M: W sumie to ja Cię rozumiem. Też, nawet jak byłam na „Zemście”
gdzie przecież ją czytałam i to nie raz, ale jak by mi tak ktoś
kazał, po wyjściu z tego spektaklu wtedy opowiedzieć o czym to
było… a ja wiem, nie wiem…
Mart: Był mur…
M: Był…
Mart: i hej Gerwazy, daj gwintówkę.
No i może któryś aktor był przystojny.
M: O tak jeden z „Pierwszej miłości”
/Po spektaklu było spotkanie z aktorami, które było nieco
żenujące. Nie nieco, bardzo, gdy opowiadałam o nim mamie użyłam
tego słowa 5 razy. Naprawdę było źle/
M: Prospera grał Andrzej Seweryn, już wiemy, że Mart go lubi. Pani
na spotkaniu odnosiła się do tego, że Seweryn gra jak ona to
określiła bardziej zaangażowanie, gdy reżyserował to co się
dzieje na scenie, a Seweryn potraktował to chyba odrobinę zbyt
osobiście, bo faktycznie było widać pewne zmiany tempa gry w
poszczególnych momentach.
Mart: Bo ona użyła bardzo złego określenia.
M: Zaangażowany, tak. To nie jest odpowiednie. To była po prostu
inna szybkość gry.
Mart: Inne tempo, inna energia tam działała. Bo jednak Seweryn
należy do aktorów, którzy bardzo szybko są w stanie zmieniać
styl swojej gry. Z tego, który wygląda na taki niepozorny, jakby
robił tylko tło dla akurat innej postaci, która się wybija,
potrafi raz dwa przejść do momentu, gdy to on przejmuje kontrolę nad
tą sytuacją i na nim skupia się wzrok.
M: A to jest coś bardzo ważnego w „Burzy” bo on jest postacią,
która reżyseruje inne postaci i działania na scenie.
Mart: Jeśli można byłoby mówić o rytmie w teatrze (i zasadniczo
można, nikt nie broni) i w samej grze aktorskiej to cała „Burza”
polega na ciągłej zmianie rytmu.
M: No bo to „Burza”
Mart: Właśnie! Burza. To jest genialne. Muszę w końcu przeczytać
cały tekst „Burzy” , bo dalej tego nie zrobiłam. Ale na innych
dramatach widać, że u Szekspira jest scena, która jest bardzo
dynamiczna – akcja-reakcja- a później moment, przerywnik, w
którym to napięcie opada…
M: Jakieś proste dialogi, monologi
Mart: Albo wprowadzenia.
M: Wracając do tego, że Prospero jest magikiem, który reżyseruje
jest bezpośrednio powiązany z elementem scenografii jakim są
kurtynki, które bardzo gwałtowanie odsłaniały się i zasłaniały
odpowiednio gdy aktorzy wychodzili i wchodzili. I gdy za nie
wchodzili, zwieszali się jakby linki, które ich trzymałby jak
gdyby byli marionetkami przestawały być napięte. Opuszczają
głowy, opuszczają ręce, kurtynki się zasłaniają. To robi
absolutnie niesamowite wrażenie. I bardzo długo nie wiedziałam,
nie mogłam się domyślić o co w tym chodzi. Dlaczego. To robiło
wrażenie, ale było zastanawiające bardzo. I dopiero na tym
spotkaniu to zastało jasno powiedziane, że to właśnie dlatego, że
Prospero jest reżyserem.
Mart: Możliwe, że znanie fabuły nieco by tu pomogło. Ale też
fakt, że było to spotkanie i reżyser i aktorzy powiedzieli jak
chcieli ten efekt osiągnąć, trochę pomógł to rozjaśnić.
M: Tak, że widać, że Prospero rządzi na tej scenie i się dzieje
to co on chce. I to bardzo widać.
Mart: Oczywiście. I to jak aktorzy nagle stają się bezwładni
kompletnie, wręcz pozbawieni życia to jest bardzo fajny motyw.
M: Przejdźmy do postaci Mirandy. I do tego co było o niej
powiedziane na spotkaniu. A to było żenujące, ponieważ pani,
która je prowadziła stwierdziła, że Miranda jest na scenie tylko
po to, aby zakochać się w Ferdynandzie. Na co Anna Cieślak grająca
bohaterkę posłała pani prowadzącej TAKIE spojrzenie. Na szczęście
Seweryn jakoś wyszedł z tego impasu.
Mart: Jeżeli ktoś sugeruje, że w sztuce, w której tak naprawdę
jedyną postacią kobiecą jest właśnie Miranada…
M: Warto dodać, że były również w sumie 3 inne postaci odgrywane
przez kobiety, ale role były zasadniczo męskie
Mart: … i na niej opierają się wątki
M: Bo jest powiedziane, że Miranda uratowała Prospera i to dla niej
on żyje. I potem dzięki niej tak samo porzuca zemstę.
Mart: Jeśli ona doprowadza do metamorfozy, do zmiany bohatera,
który, bądź co bądź, reżyseruje wszystko pod siebie, jak można
sugerować, w dodatku przechodząc płynnie do tematu kobiecości i
tego, że ...
M: Intuicji, tego co jest wrodzone
Mart: I to świadczy o braku profesjonalizmu i braku zrozumienia dla
całej sztuki. Jeżeli Szekspir zaplanował, że mamy jedną rolę
kobiecą to znaczy, że to nie jest bez powodu
M: Ja też myślę, że jest to ważne, nawet bardzo ważne. Nie ma
innej opcji, żeby ona nie była ważna.
Mart: Ale to jest też odwołanie do tego jaką rolę kobieta pełni
ogólnie w życiu
M: Facet jest głową, a kobieta szyją, ale to szyja kręci głową.
Mart: I jeśli się słyszy, że kobieta jest w tej sztuce tylko po
to aby się zakochać
M: To w jakiej sztuce by to nie było to brzmi źle.
M: Warto zaznaczy, że Miranda nawet jak nie gra to cały czas jest
na scenie. Śpi, leży, jest obecna.
Mart: I to oznacza, że ona zmieniła Prospera i jest obecna we
wszystkich jego działaniach, bo on to robi dla niej. Ale jest też
nieświadoma tych działań.
M: Przejdźmy do Ariela. To co o nim myślisz? Bo ja absolutnie
uwielbiam tę interpretację postaci. I mi się ogromnie podobało.
Sposób w jaki mówił, śpiewał. Śpiewała – Ariela też gra
kobieta. Rapowała tak jakby niektóre teksty. I taki bardzo
młodzieżowy ten Ariel był.
Mart: Bardzo współczesny.
M: A Miranda wyglądała jak nastolatka-klaun.
Mart: Ariel wyglądał bardzo młodzieżowo. I zachowywał się
młodzieżowo.
M: Tak, zgadzamy się, że Ariel był świetny.
Mart: Ariel był cudowny. Plus kobiecość dodaje lekkości postaci.
Mart: A co myślisz o Kalibanie?
M: To, to jest w ogóle szaleństwo. Jak Kaliban zaczyna się rzucać
po tej scenie to było straszne.
Kaliban jest niesamowitą postacią, taką… on ma być niby zły i
momentami jest wręcz obrzydliwy.
Mart: Jest zezwierzęcony. Miałam wrażenie, że to jest pokazanie
natury człowieka od najbardziej pierwotnej strony.
M: Nie wiem czy zezwierzęcony jest chyba nieadekwatne. W sensie,
jaki on ma inny być jeśli Prospero i Miranda dopiero się pojawili
i dopiero Miranda nauczyła go mówić. Przeklinać w zasadzie.
Mart: Miranda ma świadomość przewagi nad Kalibanem na zasadzie, że
to ona teraz go kształtuje. Mogę teraz z tobą zrobić co chcę. A
Kaliban tak naprawdę byłby w stanie zrobić Mirandzie krzywdę,
gdyby tylko chciał. To Miranda jest dla niego ważna.
M: Ale to jest ciekawe, bo on w pewnym momencie został uwolniony, a
potem wbiega na scenę z powrotem i przypina się znowu do tego
łańcucha.
Mart: Syndrom sztokholmski?
M: Nie wiem, ale to było ciekawe. Bo on przecież intrygował z
jakimiś tam postaciami ze statku ….
Które pominęłyśmy zupełnie, bo bardzo stanowiły drugi plan. I
fakt, że „Burza” uznawana jest za opowieść o zemście i
przebaczeniu niezbyt się w tej wersji wybija
Mart: Ważny jest Prospero, Miranda, Kaliban…
M: ...Ariel i wolność
Mart: A oni stanowili tło
M: Bardzo znikali, tym bardziej, że wszyscy wyglądali tak samo, w
białych, jasnych garniturach.
Mart: Kaliban to taka postać, która nie wie co ma zrobić z
odzyskaną wolnością i jak się zachować, i traktuje ją jako
sytuację niebezpieczną. Woli więc wrócić do tego co znane.
M: Ten spektakl aż krzyczy WOLNOŚCI.
Mart: Jeszcze wątki przebaczenie i zmiany.
M: A w zasadzie nawet zmiany i przebaczenia
Mart: No tak
M: Ale ta wolność tak bardzo wysuwa się na pierwszy plan, że jest
wolność długo, długo nic i faktycznie dopiero to wybaczenie.
M: Jak Ci się podoba sama końcówka?
Mart: Monolog?
M: Jeżeli sami jesteście bez winy … a nie to chyba nie to.
Mart: Prospero oddaje się w ręce innych, gdzie wcześniej sam o
wszystkim decydował i reżyserował.
M: Niech od długiej i samotnej niewoli, pomoc rąk waszych mnie
wyzwoli.
Mart: Oddaje się na łaskę i niełaskę.
M: Jak sami chcecie grzechów odpuszczenia, tak mi przebaczcie
moje przewinienia.
Mart: To jest chyba takie katharsis.
M: Tak takie katharsis, które wyskakuje z krzaków i strzela ci z
liścia.
Pozdrawiamy, M i Mart
a ja za to w teatrze ostatnio byłam chyba w liceum... fajnie, że masz takie hobby ;)
OdpowiedzUsuń