Przebrnęłam przez kartkówkę z "Makbeta", pani z chemii w związku z tym, że zgubiła mój sprawdzian i koleżanki wstawiłam nam po 5 z adnotacją, że nas i tak i tak przepyta, dziś mam kartkówkę z angielskiego i na 14 do szkoły więc się nauczę. Wczoraj miałam wolne i niby mogłam się uczyć, ale mi się nie chciało, co wcale nie jest dziwne. Generalnie wszystko dam radę ogarnąć na spokojnie więc jest dobrze.
Ostatnio zaczęłam interesować się różnymi dietami, ale nie tylko odchudzającymi, tylko raczej stylem życia związanym z poszczególnymi sposobami odżywiania. Jest to temat rzeka więc wybrałam tylko takie, które mnie osobiście najbardziej zaciekawiły.
Witarnianizm
Jest to dieta, w której nie można spożywać pokarmów poddanych obróbce termicznej powyżej 42 stopni Celsjusza oraz pokarmów wysoko przetworzonych. Czyli po polsku jedzenie jest po prostu surowe, a w praktyce wygląda to tak, że wcina się warzywa, owoce, kiełki, nasiona, orzechy, migdały itp. Więcej informacji tu i tu.
Frutarianizm
Spożywanie wyłącznie owoców i warzyw, których zerwanie nie powoduje zniszczenia rośliny. Bardzo radykalna dieta i z tego co udało mi się wyczytać raczej nie praktyczna na dłuższą metę. Więcej informacji tu i tu.
Pescowegetarianizm
Z diety wyłączamy wszelkie rodzaje mięsa, a uzupełniamy dietę w ryby.
Liquidarianizm
Spożywa się tylko produktu roślinne jednak w postaci płynnej, czyli wyciskanych soków.
W zasadzie wszystkie te diety to odmiany lub pochodne wegetarianizmu i weganizmu. Więcej informacji tu. Aktualnie moja dieta składa się głównie z marchewki i jabłek, ale mamuś, dbająca bardzo o moje zdrowie, nie pozwala mi przerzucić na tak bardzo radykalne diety i mogę sobie wcinać co mi się chce, ale obiad muszę zjeść normalnie ;)
Pozdrawiam, M <3
Ja jestem wegetarianką, choć muszę przyznać, mama kazała mi jeść mięso raz w tygodniu. Więc grzecznie jem w niedzielę kurczaka. Nic poza tym. Nie robię tego po to, by być chuda czy coś w ten deseń, ale dlatego, że żal mi tych wszystkich zwierząt, brutalności z jaką ludzie się wobec nich obchodzą i tego, ze te zwierzęta nie mają wolności jaka należy się każdemu żywemu stworzeniu. Zresztą jakiś mądry człowiek powiedział kiedyś, że gdyby ściany rzeźni były ze szkła, nikt nie jadłby mięsa. Ja się z nim zgadzam.
OdpowiedzUsuńja bym nie mogła nie jeść mięsa!! te wszystkie kotleciki i kiełbaski... hm... pycha! :D
OdpowiedzUsuńdobra ta Twoja mamus, powiedz jej, ze niedlugo wpadne na zapiekanke!!!! :*
OdpowiedzUsuńSwietny blog :) obserwuje :)
OdpowiedzUsuńCiekawie piszesz, czekam na następną notkę! ^^
OdpowiedzUsuńObserwujemy? :)