sobota, 12 marca 2016

Przytul mnie ("Hotarubi no Mori e")

Hello!
Są filmy, bajki, które można dopasować do takich kategorii jak: piękne i smutne; piękne, bo smutne; smutne, bo piękne. Animacja, o której dziś piszę balansuje gdzieś na granicy dwóch pierwszych, choć początkowo skłaniałam się do kategorii drugiej, po przemyśleniu stwierdziłam, że pierwsza być może, jest jednak bardziej odpowiednia. A kto wie może tak naprawdę wszystkie odnoszą się do tej produkcji.
Już powyższy wywód jest spoilerem, a poniżej spoilery jak stąd do Japonii. 


Hotaru przyjeżdża w każde wakacje do swojego dziadka. Jako 6-latka pewnego dnia gubi się w lesie, gdzie poznaje Gina - nie do końca człowieka, nie do końca ducha, mieszkańca lasu, którego człowiek nie może dotknąć, bo chłopak zniknie. Tak rozpoczyna się, trwająca klika lat, wakacyjna znajomość naszych bohaterów.
Powyższy obrazek od 7 miesięcy jest moją tapetą na laptopie i prędko się nie zmieni, a także był moim zdjęciem w tle, ale od stycznia wyparł ich Poe i BB-8.

Muszę Was ostrzec, że to co piszę na temat "Hotarubi no Mori e" będzie miało bardzo osobisty charakter, bo z jakiegoś, nawet dla mnie niezbyt jasnego powodu, czuję się z tą animacją bardzo związana. I po ponownym obejrzeniu byłam prawie pewna, że nie dam rady nic napisać, bo zaleję klawiaturę łzami. Przy pierwszym oglądaniu nie spodziewałam się kompletnie tego, co dostałam, tym bardziej, że szukałam czegoś łatwego, byle nie w odcinkach, żebym mogła to oglądać i kręcić hula-hop jednocześnie. Skończyło się tak, że kręciłam hula-hop zalana łzami. Chyba wtedy nauczyłam się, że naiwnością jest włączanie anime, o którym nie ma się pojęcia i liczenie, że zakończy się typowym happy endem. Albo ogólnie w jakikolwiek sposób, który można uznać, za pozytywny.


Wracając do animacji, jest to opowieść, retrospekcja Hotaru jadącej po raz kolejny do dziadka więc logicznym wydawałoby się, że spotka się także z Ginem, ale nic bardziej mylnego. To wspomnienia miłych chwil spędzonych razem. Zostańmy jednak przy początku ich znajomości, bo to naprawdę zabawne momenty. Ponieważ Hotaru nie może dotknąć chłopaka, obrywa po głowie ilekroć się do niego zbliży (dobra bicie dzieci nie jest zabawne, ale nie można tym scenom odmówić pewnej śmieszności), poza tym mała bohaterka sama w sobie jest naprawdę urocza. Z czasem Hotaru przyzwyczai się do tego, że musi trzymać się na odległość i będą się ze sobą naprawdę dobrze bawić. Oczywiście fakt, że nie mogą się dotknąć stanowi bardzo ważny punkt całej animacji, jest scena gdzie bohaterka spada z drzewa, Gin nawet biegnie aby ją złapać, ale tego nie robi; Hotaru wpada w krzaki i gdy już się z nich wydostaje mówi mu aby nigdy, pod żadnym pozorem jej nie dotykał. To naprawdę poruszająca scena, bo wtedy już wiemy, że zarówno Hotaru jak i Gin chcieliby móc trzymać się za ręce. Chciałoby się napisać, że to opowieść o rodzącym się uczuciu, ale to nie oddałoby złożoności relacji pomiędzy bohaterami. Wydaje mi się, że oni od początku się kochali. Tak po prostu, z tym, że Hotaru musiała dorosnąć. Nie wspominałam, ale Gin starzeje się zdecydowanie wolniej niż ludzie.


Jedną z najbardziej cudownych rzeczy w tej animacji są szczegóły. Wszystkie informacje są ważne, tam chyba nie pada ani jedno zbędne słowo, to fascynujące. Podobno pojawiają się zarzuty, że bajka jest za krótka, ale jak dla mnie jest idealnie wyważona, jak by była dłuższa nie udałoby się zachować tej doskonałości. Drugą cudną rzeczą jest sama animacja, po prostu przepiękna. Postaci są prześliczne, miejsca także, a sekwencje na festynie absolutnie kradną serce. Trzecia leśne duchy, które bronią, martwią się o Gina, a potem także dziękują Hotaru. Taki poboczny wątek, a świetnie uzupełnia i dopowiada pewne rzeczy.

Proste, niedługie, urocze, kradnące serce, ewentualnie może zostawić z głęboką raną w tym miejscu, "Hotarubi no Mori e" jest naprawdę cudną, cudowną animacją.


9 komentarzy:

  1. Nie oglądam anime, ale szczerze mówiąc, to chyba na to się skuszę :) jakoś tak przyjemnie się zapowiada :)

    pozdr,
    http://ksiazkowa-przystan.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja nie oglądam anime, ale moja bliska koleżanka mocno się tym fascynuje. Polecę jej twój post:)

    Pozdrawiam Justyna z książko miłości moja

    OdpowiedzUsuń
  3. Też polecę Twojego posta mojej koleżance ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiałam anime w liceum, ale tylko takie "z przeslaniem" inteligentne, a nie tylko kawaii idiotki strzelajace laserami z oczu :) na pewno obejrzę to anime, bo aż mi się łezka zakrecila w oku za dawnymi czasami, gdy czytałam Twoją recenzję :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Piękne i smutne - w sumie z ciekawości bym zobaczyła :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Zaciekawiłaś i zachwyciłaś mnie do tego stopnia, że już sobie włączyłem i zaraz będę oglądać :D A miałem się uczyć budowy czaszki... Cóż, czaszka nie zając, nie ucieknie. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Boże, co to był za smutny film! I jaki piękny! Dziękuję Ci za niego!

      Usuń
  7. Gdy po raz pierwszy obejrzałam tę animację, to na stronie, na której ją oglądałam była ona podzielona na kilka części. Byłam pewna, że to kilka playerów, więc włączyłam pierwszy lepszy i co do czego okazało się, że to ostatnie 20 minut, co prawda o tak płakałam, ale to zmusiło mnie do przymierzenia się do tego anime ponownie (i ponownie płakałam). Zakończenie jest takie zaskakujące i ujmujące, że po prostu nie mamy pojęcia co się dzieje, a ta cała sytuacja okazuje się być końcem. Jedno z najpiękniejszych anime z tego gatunku.


    http://in-this-darkness-i-see-colors.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Niestety nie widziałam tego anime. Oglądałam ich w życiu zbyt mało aby śmiało stwierdzić ze to jest moja pasja. Uważam jednak że jest ono warte uwagi, spodobała mi się jego fabuła.

    Mój kawałek internetu

    OdpowiedzUsuń

Jesteście dla mnie największą motywacją.
Dziękuję.
<3