środa, 2 marca 2016

Peggy, Peggy, dlaczego ci to zrobili ("Agent Carter" S2)

Hello!
Nie sądziłam, że uda mi się tak szybko napisać o zakończonym wczoraj drugim sezonie serialu "Agent Carter", ale niespodziewane okoliczności sprawiły, że znalazłam trochę czasu do zagospodarowania i oto kilka uwag do serialu.


Po pierwsze wysłanie Peggy do Los Angeles jest co najmniej naciągane i oprócz pierwszego odcinka, miasto nie za bardzo różni się od Nowego Yorku. Przeniesienie miejsca akcji nie zbudowało szczególnego klimatu. Tyle, że w tym sezonie przykrywką SSR jest agencja teatralna, a naszą złą jest gwiazda kina. I Howard ma wytwórnię filmową. I cała sprawa do rozwiązania jest gdzieś na trzecim planie, naprawdę nieszczególnie ciekawa.


Po drugie. Kobiety. Jaki to jest kobiecy serial, jakie kobiety są tam ważne. Oczywiście charakteru Peggy nie trzeba nikomu wyjaśniać, jak by to bardzo współcześnie określić jest badassem. I nie ona jedna jak się okazuje. Naszym przeciwnikiem, jak się okazuje także jest kobieta, na dodatek geniusz fizyki. Pojawia się pani Jarvis, i choć na początku wydawało się, że to taka prosta, idealna postać, okazało się, że poprowadzili ją nieco ciekawiej, choć nieszczególnie odkrywczo czy oryginalnie. Powraca Dottie i robi zamieszanie. Mamy także Rose, czyli recepcjonistę pilnującą przykrywki, ale także potrafiącą dokopać jeśli jest taka potrzeba.


Po trzecie. Od pierwszego sezonu kibicowałam Danielowi i Peggy i to bardzo. Bardzo. Gdy więc się okazało, że Daniel chce się oświadczyć, a Peggy dostała absztyfikanta to byłam dość zaskoczona. Czyli nie będzie tak łatwo. I o ile Daniel i jego narzeczona-pielęgniarka (która powinna też pojawić się w punkcie drugim, bo jak łatwo wywnioskować po wykonywanym przez nią zawodzie, była niezwykle pomocna)  to prawdopodobna historia, to główna bohaterka i doktor Wilkes ani trochę do siebie nie pasują. Ani ich naciągany wątek miłosny nie pasuje do serialu.


Cztery. Słowo naciągany pojawiło się już dwa razy i całkiem dobrze charakteryzuje ten sezon. Już w poprzednim niektóre elementy mocno nie trzymały się kupy, ale ten bardzo niebezpiecznie zbliża się do granic absurdu. Bo z "Agent Carter" jest taki problem, że nie wiadomo czy traktować to jak serial superbohaterski czy coś co pretenduje do miana serialu kryminalnego czy detektywistycznego. I nie żądam nawet realności, ale w przypadku tego serialu nawet prawdopodobność świata przedstawionego jest trudna do kupienia. W pierwszym sezonie można było przymknąć na to oko, ale w drugim powinno to już być nieco bardziej spójne, a na pewno fakt przeniesienia akcji nie ułatwił tego zadania. Do tego serial nie wie czy chce być traktowany poważnie czy jednak nie.


Pięć. Stare i nowe pomysły. Wykorzystano chyba wszystkie motywy - przebieranki, wynalazki - jakie pojawiły się w poprzednim sezonie i to w wyjątkowo wręcz odtwórczy, mechaniczny sposób, ale pojawiły się retrospekcje, co prawda nie wiele, ale bardzo fascynujące i pozwoliły dowiedzieć się paru naprawdę intrygujących rzeczy z przeszłości Peggy i całkiem sporo wyjaśniały.


Sześć. Jarvis. Cudownie rozwinięto jego postać, naprawdę na początku sezonu nie można się było spodziewać jak bardzo Peggy ma wpływ na jego życie, a okazał się on naprawdę ogromny. Jarvis zasługuje w tym sezonie na szczególną uwagę, bo jest jedną z nielicznych postaci, które przechodzą jakieś wyraźne przemiany i okazuje się być jedną z najbardziej emocjonalnych osób w serialu. Na pewno duży wpływ na to miało pojawianie się jego żony w serialu i relacja z nią, może nie w bezpośredniej opozycji do Peggy, ale był to taki układ drabiniasty. Zdecydowanie James D'Arcy ma najwięcej do grania w tym sezonie.


Czytałam moje czysto fanowskie wywody na temat pierwszego sezonu i naprawdę mi przykro, że do drugiego nie potrafiłam podejść tak entuzjastycznie i bezkrytycznie. Ale niedoskonałości, niedociągnięcia albo naciągnięcia tak bardzo rzucały się w oczy, że nie dało się tego nie widzieć. Mam poczucie, że serial skrzywdził Peggy zamiast dać jej się wykazać i rozwinąć skrzydła. Chociaż muszę przyznać, że w finale nawet moje fanowskie uczucia zostały w końcu spełnione. A jednocześnie już jest potwierdzenie, że kolejny sezon będzie i nie wiem co o tym myśleć. Są w serialu wątki niewyjaśnione od pierwszego sezonu, w tym także wiele rzeczy pojawiło się na moment i nic z nimi nie zrobiono. Serial buduje takie poczucie, że wszystkie sprawy, które obecnie są na wierzchu to tylko mały fragment z góry lodowej. Ale naprawdę nie wiem ile jeszcze może potrwać jej odkrywanie.

6 komentarzy:

  1. Szkoda, ze nie podobał Ci sie tak bardzo jak pierwszy. Moze nastepny sezon bedzie lepszy.
    Pozdrawiam;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie oglądałam, ale to chyba niezbyt w moich klimatach :) pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja muszę rozejrzeć się za pierwszym sezonem. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Chętnie bym zobaczyła, ale od pierwszego odcinka :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie znam tego tytułu.... :/ U mnie konkurs, a w nim do wygrania książka! Zapraszam na melodylaniella.blogspot.com.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie oglądam i nawet nie znałam tego serialu... Chyba gustuję w troszkę innych ;D

    OdpowiedzUsuń

Jesteście dla mnie największą motywacją.
Dziękuję.
<3