Ostatnim egzaminem na jakim miałam przyjemność spotkać się z moją grupą z polskiego była poetyka. A, że byłam pierwsza na liście, gdy wyszłam zostałam otoczona przez zestresowane koleżanki i uspakajałam je, że egzamin był przemiły. Odetchnęły z ulgą i pytały jak tam egzaminy na drugim kierunku. Bardzo dobrze. Po czym jedna z nich mówi: "Ja to cię podziwiam, ja bym tam nie mogła, ledwo ogarniam jeden, a ty dajesz radę dwa". Na co odpowiedziałam słowami z tytułu notki. Co oznacza mniej więcej tyle, że studiowanie dwóch kierunków pochłania nawet nie tyle mnóstwo pracy, co mnóstwo czasu. Na przykład: plan polskiego w tym semestrze był taki, że wtorki co dwa tygodnie mieli wolne, a ja co tydzień na ZIArcie spędzałam godziny od 8 do 18. Ogólnie w tym semestrze na polskim było mniej zajęć i teraz przejdę do opisywania poszczególnych.
Jeszcze dla jasności: studiuję na Uniwersytecie Gdańskim.
Ruch wydawniczy. Wykład specjalizacyjny, który z pewnych powodów był prowadzony nie tylko przez innego wykładowcę niż zwykle, to jeszcze w lekko chaotyczny sposób, ponieważ pani profesor wyjeżdżała, musieliśmy odrabiać te zajęcia. Ogólnie nic z niego nie pamiętam.
Opracowanie redakcyjne (i estetyka) książki. Kontynuacja zajęć z poprzedniego semestru, ale robiliśmy też kilka nowych rzeczy. Mieliśmy na przykład do napisania tekst na tył okładki książki, przepis na bestseller (udał mi się i nawet zastanawiałam się czy go nie opublikować, ale jeszcze ktoś by mi ukradł pomysł) i zaliczenie odbywało się na zajęciach, a nie jak w poprzednim semestrze, w domu.
Stylistyka. Zajmowaliśmy się zagadnieniami takimi jak budowa tekstu, akapitu, cechy dobrego stylu, także naukowego, sporo czasu poświęciliśmy na analizę środków stylistycznych. Poznawaliśmy też na przekład rodzaje wstępów i zakończeń tekstów. Zajęcia odbywały się co dwa tygodnie.
Literatura staropolska. Kontynuacja zajęć z poprzedniego semestru, już bez wykładu i z innym prowadzącym, a ćwiczeń było 7, rozpoczynały się od połowy semestru. Zajęcia kończą się egzaminem.
Musieliśmy też napisać pracę roczną o wybranym utworze, utworach lub zagadnieniu z tej literatury , a ocena z niej liczona jest w indeksie, jako oddzielny przedmiot. Ja pisałam o sielance "Wierzby".
Literatura oświecenia. Wykład co dwa tygodnie, wystarczyło być na połowie, aby zaliczyć. Plus ćwiczenia. Dzięki zainteresowaniom prowadzącej, a tylko moja grupa miała z nią zajęcia, pozostałe z profesorem od wykładu, temat teatru oświeceniowego mam niemal w małym palcu, a zajęcia ogólnie były bardzo przyjemne. Gorzej, gdy przeszło do uzupełniania wiedzy i czytania podręcznika. Nie mylicie się jeśli uważacie oświecenie za najnudniejszą z możliwych epok. Na widok słów: dydaktyzm, moralizatorstwo, edukacja i wychowanie reaguję ucieczką. I tak w kółko i każdy autor. Prawie, bo były może 3 wyjątki, ale z tego co kojarzę, nie dowiecie się o nich w szkole.
Zajęcia kończą się egzaminem i to był kolejny przemiły egzamin. W końcu moja intuicja na coś się zdała i wylosowałam poetę, którego tak czułam, że dostanę i powtarzałam jego życiorys w tramwaju.
Filozofia. Ogromnie żałuję, że nie mogłam chodzić na te zajęcia, wpadłam na nie chyba dwa razy, bo miałam w tym czasie na ZIArcie, takie, których nie mogłam opuszczać. Filozofia w drugim semestrze odbywała się co dwa tygodnie, zajęcia kończyły się egzaminkiem, pisemnym dla odmiany. Nasz tegoroczny profesor to absolutnie cudowny człowiek, a filozofia okazała się dużo bardziej fascynująca niż się spodziewałam.
Z tego co wiem, na następny rok wraca już pani, która normalnie prowadzi te zajęcia.
Poetyka. Znów zajęcia, które były już w poprzednim semestrze, ale zmienił nam się prowadzący. Niestety nasz ulubiony profesor poszedł pisać książkę i przyszła do nas pani doktor. Na szczęście okazała się, co prawda bardzo ambitna, bo naprawdę mieliśmy bardzo dużo do zrobienia w tym semestrze, ale też przemiła i od razu widać, że to nauczyciel z pasją. Także bywało ciężko, sporo czytania artykułów dotyczących głównie zagadnień z epiki: czas, przestrzeń, narrator, narracja, ale nie dajcie się zwieść, to wcale nie są takie oczywiste zagadnienia jak się wydaje. Z poetyki także była praca do napisania, ale w ramach zajęć, to znaczy jako element ich zaliczenia.
Słowotwórstwo. Nudne i męczące, zarówno fizycznie (piątek 8 rano) jak i psychicznie zajęcia. Coś jak łacina w zeszłym semestrze. Spodziewałam się czegoś ciekawszego, a w sumie to było to czytanie podręcznika i kilka wyrazów do analizy słowotwórczej.
Jak widać zajęć nie było zbyt wiele i większość była zdecydowanie przyjemna. Przygotowania do egzaminów byłe mniej przyjemne i naprawdę uczenie się na dzień przed raczej nie wchodzi w grę. Trzeba sobie pracę rozłożyć na zdecydowanie dłużej, chociaż tak naprawdę ciężko mi powiedzieć jakby to wyglądało, gdybym studiowała tylko polski.
Dla osób wybierających się na polski mogę napisać, że a) jest dużo mniej wierszy i interpretacji niż się spodziewacie, b) jest dużo czytania. Bez lubienia czytania nie ma co się na polski wybierać. Myk jest tylko taki, że częściej niż książki czyta się o książkach. Co stanowi dużą różnicę. Możecie sobie nawet sprawdzić, co dokładnie: wziąć na przykład "Monachmachię" Krasickiego w wydaniu Biblioteki Narodowej i tam jest magiczny Wstęp. To coś jak opracowanie, ale na początku nie na końcu. Plus podręczniki. Też można je znaleźć zaryzykuję stwierdzenie, że w każdej bibliotece. Ostatnio widziałam w Bibliotece dla Dzieci i Młodzieży. Podręczniki dotyczą poszczególnych epok literackich są bardzo grube i bardzo charakterystyczne i, gdy je zobaczycie, na pewno będziecie wiedzieli, że to one.
Dla osób wybierających się na polski mogę napisać, że a) jest dużo mniej wierszy i interpretacji niż się spodziewacie, b) jest dużo czytania. Bez lubienia czytania nie ma co się na polski wybierać. Myk jest tylko taki, że częściej niż książki czyta się o książkach. Co stanowi dużą różnicę. Możecie sobie nawet sprawdzić, co dokładnie: wziąć na przykład "Monachmachię" Krasickiego w wydaniu Biblioteki Narodowej i tam jest magiczny Wstęp. To coś jak opracowanie, ale na początku nie na końcu. Plus podręczniki. Też można je znaleźć zaryzykuję stwierdzenie, że w każdej bibliotece. Ostatnio widziałam w Bibliotece dla Dzieci i Młodzieży. Podręczniki dotyczą poszczególnych epok literackich są bardzo grube i bardzo charakterystyczne i, gdy je zobaczycie, na pewno będziecie wiedzieli, że to one.
Jak zawsze zachęcam do zadawania pytań, a gdyby komuś zależało na bardziej bezpośrednim kontakcie to najszybciej jest napisać przez facebooka (https://www.facebook.com/miedzyinnymikulturalnie/).
Miłego weekendu, M
To nie dla mnie...nawet wiek nie ma z tym nic wspólnego - chyba bym się zanudziła :)
OdpowiedzUsuńDla mnie także nie, ale najważniejsze że Tobie się podoba.
OdpowiedzUsuń