W weekend po dwóch dniach egzaminów zupełnie sobie odpuściłam życie i spędziłam dwa (a później jeszcze poniedziałek i wtorek) dni na oglądaniu dram, Youtube i ogólnie nadrabianiu internetu. I oczywiście nie zobaczyłam żadnej z dram z zapisanej listy, tylko taką, z której zobaczyłam kilka ciekawych gifów i która okazała się produkcją z Chin. A jej tytuł to Oh My General.
A dzisiejsze kilka słów o niej będzie pierwszym (a przynajmniej, który pamiętam) przypadkiem, gdy napiszę o czyś czego jeszcze nie skończyłam oglądać. Dzieje się tak, ponieważ byłam pewna, że drama ma 20 odcinków po 40 minut. I miała 20. Na pierwszej karcie z odcinkami. A karty są trzy, co daje nam 60 odcinków. Obejrzałam trochę ponad połowę. Patrząc jednak po tym jak układa się fabula, nie sądzę, aby ani bohaterowie ulegli jakiś ogromnym zmianom, których nie da się już przewidzieć, ani żeby sposób prowadzenia narracji i scenariusz jakoś szczególnie się zmienił. Mogę tylko napisać, że póki co te 20 pierwszych odcinków było najlepszych, a im dalej tym robi się nudniej, ale niżej wyjaśniam dlaczego.
Zwykle, gdy myślimy o aranżowanym małżeństwie na wysokim państwowym szczeblu, przypuszczamy, że to księżniczka nie będzie tym pomysłem zachwycona. Tu mamy troszkę inną sytuację. Księżniczka jest księciem, który próbuje zwiać z własnej ceremonii. Z drugiej strony mamy panią generał, która jest zaskakująco zadowolona z możliwości małżeństwa z przystojnym księciem. To nie tak, że bohaterowie się nienawidzą, ale jakiś czas zajmuje im zharmonizowanie swoich charakterów.
Od pierwszych odcinków postać głównego bohatera kogoś mi przypominała, nie mogłam tylko przypomnieć sobie, skąd ten typ postaci kojarzę. Aż w końcu zbiegami okoliczności oświeciło mnie, że to postać bardzo, bardzo przypominająca Kim Yeo Woola, granego przez Jo (albo Cho) Yoon Woona z dramy Hwarang.Więc jeśli widzieliście Hwarang to macie już całkiem niezłe pojęcie, jaki jest nasz Yujin .
Z panią generał tworzą bardzo zgrany duet, ale wbrew temu czego się obawiałam po kilku pierwszych odcinkach to nie tak, że pani generał jest ważniejszą postacią, bo i ona i Yujin mogą wykazać swoje zdolności. Bo tego, że książę okaże się, prosto mówiąc, głupim bohaterem też się obawiałam. Ale nie okazuje się na szczęście, że jeśli się postara jest całkiem odpowiedzialny choć niedoświadczony. Czasami zachowuje się jak pięciolatek, ale nie jest głupim bohaterem, którego bez wysiłku można było z niego zrobić.
Duet głównych bohaterów to najjaśniejszy punt całej dramy i jeśli tylko scenariusz odchodzi od ich wątków, drama robi się nieinteresująca i nudna. Naprawdę trudno przebić przezabawne interakcje pomiędzy panią generał i Yujinem, jakimiś intrygami i spiskami na dworze, jeśli nasi bohaterowie nie są bezpośrednio zaangażowani i ich rozwiązywanie.
Dramie udaje się uniknąć jednak schematów typu "zła królowa teściowa" chociaż matka Yujina początkowo nie może znieść pani generał, ale nie utrudnia im życia, a później nawet trochę się do synowej przekonuje. Przed panią generał książę miał konkubinę i dwie wyższe nałożnice (jak się dowiedziałam w chińskich haremach wysoko postawionych oficjeli państwowych i krewnych cesarza było 9 stopni, nie jestem pewna czy nałożnica to odpowiednie tłumaczenie, ale lepsze nie przychodzi mi do głowy) i tu także można było bez żadnego wysiłku stworzyć konflikt i to nie jeden, a trzy, ale i to się nie stało Przynajmniej na razie, bo może to zagrywka zostawiona na później. W każdym razie obecnie pani generał je absolutnie akceptuje i w sumie wszystkie 4 bardzo się lubią. Dalej jest wątek zakochanego w głównej bohaterce jej przyjacielu z linii frontu, ale i on zostaje wyjaśniony w inny niż można by przypuszczać sposób.
Ale nie jest tak kolorowo, bo Oh My General wręcz niesamowicie ucina wątki. Coś zaczyna się dziać, jakaś intryga jest pleciona i nagle przez kolejne 4 odcinki (albo i dłużej) nie pojawia się żadna postać, która była z nią związana. Albo widzimy, że z jakaś postać tkwi w zawieszeniu, z jakiegoś powodu nie wiemy, co się z nią dzieje i chociaż jest to rodzaj cliffhangera, to pojawia się w środku odcinka i zostaje wyjaśniony (albo i nie) dopiero, gdy scenarzyści sobie przypomną, że go zrobili i coś wypadałoby jednak zrobić. Albo tylko zaznaczają, że coś ma miejsce, a potem o tym zapominają i wątek wraca jedynie, gdy jest potrzebny.
Bez różnicy ile czasu minęło, odkąd wątek został rozpoczęty. A upływ czasu w dramie też jest bardzo niejasny, nie ma żadnych znaczników ani roku, ani miesięcy, a wnioskowanie po rzucanych przez różnych bohaterów stwierdzeniach typu "Już długo jesteście małżeństwem" "Jeszcze jesteście bardzo młodym małżeństwem" niewiele daje.
W Oh My General są prześliczne stroje. Nie ukrywam, że ubrania z epoki (czy epok) są jednym z powodów, dlaczego tak uwielbiam dramy historyczne, a chabrowe stroje, w których oglądamy na ekranie panią generał są naprawdę piękne. W sumie sam kolor jest piękny, bo jeśli chodzi o strojność samego ubioru, to inne postaci wyróżniają się bardziej. W każdym razie jest ładnie, bo za kostiumy odpowiadała pani, która robiła je także do Domu latających sztyletów.
Podsumowując: to nie jest najlepsza drama pod słońcem, ale gdy nie łapie scenariuszowego dołka i nie robi się nudna, to ogląda się ją bardzo przyjemnie, postaci są zabawne i sympatyczne i chce się wiedzieć jak dalej potoczy się ich życie. Nie wspominałam wyżej wyraźnie, ale na drugim i trzecim planie też są bardzo mili i ciekawi bohaterowie.
Pozdrawiam, M
Akurat skonczyla mi sie lista dram ktore ogladam. sprobuje to, bo probowalam znalezc cos kostiumowego co nie ma miliona odcinkow.
OdpowiedzUsuń