piątek, 8 czerwca 2018

4 postaci z filmów Marvela, których nie lubię

Hello!
Dziś kolejny wpis, którego autorem jest D., ale na niedzielę szykuję coś od siebie.


Witajcie.
Dziś będę trochę narzekać i marudzić. Jako że Avengers: Infinity War świętuje kolejne rekordy w box office, a cała maszynka do zarabiania pieniędzy zwana MCU, przechodzi złoty okres, tak ja stwierdziłem, iż czas wylać swoje żale. Tym razem tylko odnośnie postaci i tego, dlaczego ich nie lubię. Nie wiem czy znajdą się tu jacyś znawcy komiksów, ale uspokajam, czepiać się będę tylko ich filmowych wersji.

Gamora
Zacznijmy od postaci, której nie znoszę najbardziej. Zielonoskóra pani wojownik jest dla mnie przykładem postaci mrocznej i tragicznej na siłę. Niby porwana, wychowana i szkolona przez Thanosa, co miałoby być jej tragedią, ale problem w tym, że nie czuję tragizmu jej postaci. W filmach dostałem to jako suchy fakt i nie niosło to ze sobą żadnego powodu do współczucia jej.
O wątku romansu ze Star-Lordem nie będę się rozpisywać, ale jest to kolejny powód dla którego jeszcze bardziej nie lubię tej postaci, zamiast ogarnąć to jak dorośli, bawią się w podchody jak nastolatkowie.

Mantis
Jak już przy Strażnikach Galaktyki jesteśmy, poruszmy wątek postaci, która miała być urocza, a wyszła mdła i nijaka. Ja rozumiem, że trzeba umieścić w grupie żeńską postać na poziomie inteligencji Draxa, bo równouprawnienie, ale o ile filmowy niszczyciel mieści się w akceptowalnym archetypie mięśniaka-idioty, tak kobieta z czułkami jest daleko poza archetypem słodkiej idiotki.
Może całą sprawę uratowało by gdyby było jej w drugiej części Strażników mniej. Dlaczego tak uważam? Ponieważ w Infinity War jej obecność mi nie przeszkadzała, pojawiła się na kilka scen, jakieś drobne żarty z nią się pojawiły i tyle, starczy, gdy jest postacią na drugim planie.

Wanda Maximoff - Scarlet Witch
Albo w MCU nie umieją pisać postaci kobiecych, albo to ja mam z nimi problem. W sumie to sam do końca nie wiem, dlaczego nie lubię tej postaci, jakoś tak całokształt mi nie pasuje. Jestem w stanie zrozumieć jej tragizm, w końcu jego część mamy bardzo wyraźnie pokazaną, czyli śmierć brata – Quicksilvera. Na pewno mam problem z jej mocami, z jednej strony jest przedstawiona jako jedna z najpotężniejszych postaci po stronie tych dobrych, wyraźnie mamy powiedziane, że jest jedyną postacią przebywającą na ziemi, zdolną zniszczyć kamień dusz, a z drugiej daje sobą pomiatać w trakcie walk. Wątek miłosny też jest byle jaki. Jej romans z Visionem jest chyba tylko po to aby pokazać, że posiadacz kamienia dusz jest czymś więcej niż tylko robotem zbudowanym przez Starka i Banera.

T'Challa - Black Panther
W końcu jakaś postać męska na tej liście. Nie jestem do końca pewien czy po prostu nie lubię tej postaci, czy tylko jej solowego filmu. W Civil War niby się pojawił, ale tylko biegał gdzieś tam w tle. W najnowszej części Avengres miał trochę większą rolę, ale dalej sprowadzała się ona do udostępnienia swojego królestwa i kilku scen walki. Wiec jaki mam problem  z tą postacią? Jest kalką Simby z "Króla Lwa". I dlaczego jest to problem? Zapyta ktoś. W końcu Król Lew to przepiękna opowieść i jedna z najlepszych bajek wszech czasów i osoba, która to powie będzie miała rację, ale Black Panther nie jest bajką tylko filmem i to co można zaakceptować w bajce dla dzieci w filmie suberbohaterskim niekoniecznie.

Trzymajcie się, D. i M. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jesteście dla mnie największą motywacją.
Dziękuję.
<3