Hello!
Dziś kolejny wpis, którego autorem jest D., ale na niedzielę szykuję coś od siebie.
Witajcie.
Dziś będę trochę
narzekać i marudzić. Jako że Avengers: Infinity War
świętuje kolejne rekordy w box office, a cała maszynka do zarabiania
pieniędzy zwana MCU, przechodzi złoty okres, tak ja stwierdziłem, iż
czas wylać swoje żale. Tym razem tylko odnośnie postaci i tego,
dlaczego ich nie lubię. Nie wiem czy znajdą się tu jacyś znawcy
komiksów, ale uspokajam, czepiać się będę tylko ich filmowych
wersji.
Gamora
Zacznijmy od postaci,
której nie znoszę najbardziej. Zielonoskóra pani wojownik
jest dla mnie przykładem postaci mrocznej i tragicznej na siłę.
Niby porwana, wychowana i szkolona przez Thanosa, co miałoby być
jej tragedią, ale problem w tym, że nie czuję tragizmu jej postaci.
W filmach dostałem to jako suchy fakt i nie niosło to ze sobą
żadnego powodu do współczucia jej.
O wątku romansu ze
Star-Lordem nie będę się rozpisywać, ale jest to kolejny powód
dla którego jeszcze bardziej nie lubię tej postaci, zamiast ogarnąć
to jak dorośli, bawią się w podchody jak nastolatkowie.
Mantis
Jak
już przy Strażnikach Galaktyki jesteśmy, poruszmy wątek postaci,
która miała być urocza, a wyszła mdła i nijaka. Ja rozumiem, że
trzeba umieścić w grupie żeńską postać na poziomie inteligencji
Draxa, bo równouprawnienie, ale o ile filmowy niszczyciel mieści się
w akceptowalnym archetypie mięśniaka-idioty, tak kobieta z czułkami
jest daleko poza archetypem słodkiej idiotki.
Może
całą sprawę uratowało by gdyby było jej w drugiej części Strażników mniej. Dlaczego tak uważam? Ponieważ w Infinity
War jej obecność mi nie przeszkadzała, pojawiła się na
kilka scen, jakieś drobne żarty z nią się pojawiły i tyle,
starczy, gdy jest postacią na drugim planie.
Albo
w MCU nie umieją pisać postaci kobiecych, albo to ja mam z nimi
problem. W sumie to sam do końca nie wiem, dlaczego nie lubię tej
postaci, jakoś tak całokształt mi nie pasuje. Jestem w stanie
zrozumieć jej tragizm, w końcu jego część mamy bardzo wyraźnie
pokazaną, czyli śmierć brata – Quicksilvera. Na pewno mam
problem z jej mocami, z jednej strony jest przedstawiona jako jedna z
najpotężniejszych postaci po stronie tych dobrych, wyraźnie mamy
powiedziane, że jest jedyną postacią przebywającą na ziemi, zdolną
zniszczyć kamień dusz, a z drugiej daje sobą pomiatać w trakcie
walk. Wątek miłosny też jest byle jaki. Jej romans z Visionem jest
chyba tylko po to aby pokazać, że posiadacz kamienia dusz jest czymś
więcej niż tylko robotem zbudowanym przez Starka i Banera.
T'Challa - Black
Panther
W końcu jakaś postać męska na tej liście. Nie jestem do końca
pewien czy po prostu nie lubię tej postaci, czy tylko jej solowego
filmu. W Civil War niby się pojawił, ale tylko biegał
gdzieś tam w tle. W najnowszej części Avengres miał
trochę większą rolę, ale dalej sprowadzała się ona do
udostępnienia swojego królestwa i kilku scen walki. Wiec jaki mam
problem z tą postacią? Jest kalką Simby z "Króla Lwa". I
dlaczego jest to problem? Zapyta ktoś. W końcu Król Lew to
przepiękna opowieść i jedna z najlepszych bajek wszech czasów
i osoba, która to powie będzie miała rację, ale Black Panther nie
jest bajką tylko filmem i to co można zaakceptować w bajce dla
dzieci w filmie suberbohaterskim niekoniecznie.
Trzymajcie się, D. i M.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jesteście dla mnie największą motywacją.
Dziękuję.
<3