Hello!
Gdy przygotowywałam się do napisania tego wpisu, czy nawet bardziej, gdy zabierałam się do pójścia do kina, zastanawiałam się jaki był ostatni film, który widziałam na dużym ekranie. I przez długi czas byłam przekonana, że był to Parasite jeszcze jesienią i w Gdańsku, ale sprawdziłam i okazało się, że widziałam taki tam mały filmik pod tytułem Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie. W sumie nie wiem, czy świadczy to gorzej o mojej pamięci czy o tym filmie.
W każdym razie w kinie nie byłam przez 8 miesięcy i bardzo chciałam iść. Liczyłam, że pierwszym filmem, który zobaczę po przerwie będzie Mulan, ale gdy okazało się, że do kin wchodzi Tenet też byłam szczęśliwa. Bo nawet jeśli w lipcu i sierpniu coś w kinach grali, to były to filmy, których tytuły absolutnie nic mi nie mówiły, a ja jednak lubię filmy, które są kinowymi wydarzeniami.
Ale Tenet jest pod tym względem rozczarowujący. Streszczenie tego filmu brzmi: początek (też duża akcja i w operze, więc film zarobił dodatkowe punkty), wprowadzenie (które wyjaśnia tyle, co nic), nuda, próba zrozumienia dlaczego bohater robi, co robi i dlaczego w ogóle jest naszym bohaterem, nuda, nuda, nuda, WIELKA AKCJA (bawiłam się świetnie, bo wykorzystano w niej samolot), nuda, nuda, nuda, nuda, nuda, WIELKA AKCJA (ogólnie także całkiem ciekawa i był to moment, gdy muzyka w filmie robiła największe wrażenie), nuda, nuda, modlenie się, aby ten film w końcu się skończył, nuda, nuda, zakończenie. Dokładnie tyle. I wszystko, co warto zobaczyć, pokazali w ostatnim zwiastunie (jak się cieszę, że nie obejrzałam go, zanim poszłam do kina).
Gdy przeglądałam urywki recenzji, główmy zarzutem stawianym temu filmowi było to, że jest konfundujący. Jest. Ale jego znacznie większym problemem jest to, że jest niemiłosiernie nudny. Ma dokładnie cztery fragmenty warte uwagi. Poza tym jest długi, a niewiele w nim mówią, co jest dziwne, biorąc pod uwagę, ile można by i należało by wyjaśnić. Problemem jest także to, że w filmie światu grozi nie tylko III wojna światowa, ale regularny koniec świata, a poziom poczucia jakiegokolwiek zagrożenia jest w tym filmie na minusie. To może być malutki spoiler do tego, jak działają pewne rzeczy w filmie, ale padają tam słowa brzmiące mniej więcej "To może być pierwszy w historii przypadek hipotermii, spowodowany wybuchem benzyny" i są one idealną metaforą Tenetu.
I nie tylko los świata jest widzowi w tym filmie obojętny. Losy postaci też. Nie mam pojęcia jak nazywa się główny bohater i nawet nie mam ambicji tego sprawdzać (wróć sprawdziłam, on nie ma imienia, on jest Głównym Bohaterem - co jest beznadziejne, bo lepiej dla całego filmu byłoby, gdyby był zwykłym bohaterem; ale może będzie Tenet 2...). Postać grana przez Roberta Pattinsona - Neil - jest całkiem zabawna i to on wpadł na pomysł z samolotem. Jednak czuje się, że jest z tą postacią coś nie tak i można przewidzieć, co będzie robiła. Ogólnie jak na tak przekombinowany pomysł na fabułę i działanie świata zaskakująco wielu rzeczy można się domyślić. Postać grana przez Kennetha Branagha (Andrei Sator) jest absolutnie przerażająca, autentycznie się go bałam i rozumiem dlaczego bała się go także Kat grana przez Elizabeth Debicki. Kat bardzo chciałabym lubić jako postać, ale mam takie ogromne poczucie, że była ona motywacją dla głównego bohatera, przez którą podejmował głupie decyzje. Chociaż z drugiej strony czas w tym filmie działa dziwnie i im bliżej końca, tym dziwniej, więc może te decyzje nie były, aż tak głupie. Podsumowując aktorów, bo być może nie wynika to jednoznacznie z tego akapitu Pattinson, Branagh i Debicki zjadają aktorsko głównego bohatera.
Pytanie: czy ten film ma sens? Nie wiem. Mógłby nie powstać, kinematografia nic by na tym nie straciła. Czy ma sens wewnętrznie? Przez jakieś 99% nie, ogląda się go, praktycznie nieustannie zastanawiając się, dlaczego i po co bohaterowie robią to, co robią. A jednocześnie zakończenie jakoś dziwnie spaja (nie mylić z wyjaśnia - bo nie wyjaśnia) wszystkie strzępki albo potwierdza jakieś dziwne intuicje, które mogło się mieć w czasie oglądania. Ta idea organizacji, która broni świat przed bardzo złymi wydarzeniami, które się jeszcze nie wydarzyły jest nawet ciekawa, pod warunkiem, że już jest tą organizacją.
Tego filmu nie obejrzę po raz kolejny w najbliższym czasie. I w dalszym pewnie też nie. Ale jeśli powstanie druga część i będzie w niej Neil (a powinien i w sumie sam się zapowiada), a całość będzie lepiej ustrukturyzowana to wybiorę się na nią do kina. Ten Tenet ogląda się z WTF i bólem głowy (uwaga, bohatera też boli głowa, gdy próbuje mu się tłumaczyć fizykę, więc widzu nie czuj się źle).
Zapomniałam dodać jedną rzecz - początek tego filmu zapowiada zdecydowanie więcej, niż to czym ten film ostatecznie jest, więc ma się poczucie, że brakuje w nim pewnych części (może wątków, a może całych postaci).
Pozdrawiam, M
W pewnym momencie czekałam na ten film bardziej niż Mulan. Jeszcze się na niego nie wybrałam. Akurat trafił do kin kiedy nie mam tyle czasu by wyjechać gdzieś dalej żeby go zobaczyć. A u mnie w mieście z filmów, które ja chciałam zobaczyć na razie grają tylko The New Mutants. Wracając do Teneta, to im częściej przesuwali premierę tego filmu ( z wiadomych względów) tym więcej teorii łączących go z Inception powstawało.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że sama produkcja Nolana jest rozczarowująca, bo ma naprawdę świetną obsadę.
Wiesz, nie wiem czy poza Batmanem Nolan zrobił jakieś powiązane ze sobą filmy. Muszę sprawdzić jego filmografię.
Książki jak narkotyk
W sumie ostatni film w kinie to u mnie też chyba Gwiezdne wojny
OdpowiedzUsuńNa Tenet pójdę w tym albo przyszłym tygodniu więc na razie recenzję tylko pobieżnie przejrzałam by sobie nie spoilerować. Szkoda że się rozczarowałaś.
Po seansie tu wrócę ;)
Ja bardzo dawno byłam w kinie. Był to Hejter na początku tego roku.
OdpowiedzUsuń