środa, 14 października 2020

Za dużo mówią, za mało robią - Enola Holmes

 Hello!

Nie po to mam na blogu osobą etykietę do wpisów związanych z Sherlockiem Holmesem, aby nie napisać o filmie Enola Holmes. Nie jest to typowa recenzja - w większości to zbiór moich wrażeń bezpośrednio z oglądania z jakimiś podsumowaniami, które przyszły mi do głowy już po obejrzeniu albo nawet w trakcie przepisywania. (W przedostatnim akapicie tekstu są spoilery!)

Enola Holmes, Sherlock Holmes 
 
W i tak już przerysowanym filmie Mycroft jest karykaturalny do granic możliwości (i jak widać bardzo rzuca się to w oczy, skoro było moim pierwszym spostrzeżeniem). Chociaż nie wiem, czy karykaturalność ma granice. Być może są to granice samoświadomości filmu. Za to Henry Cavill w roli Sherlocka Holmesa jest zaskakująco uroczy. Uwierzenie, że Millie Bobby Brown i Helena Boham Carter są spokrewnione byłoby bardzo łatwe po tym filmie.

Narracja Enoli, zwroty do kamery i przełamywanie czwartej ściany - darowałabym to sobie, bo podważają one inteligencję oglądającego. Naprawdę nie trzeba tłumaczyć każdego ruchu bohaterki w ten sam sposób. Spokojnie, widzowie będą wiedzieli jak zareagować, nawet jeśli im nie powiecie. Tym bardziej, że to tłumaczenie nieprzyjemnie kontrastuje z bardziej bezpośrednim tłumaczeniem, które odbywa się między bohaterami, gdy tłumaczą sobie nawzajem politykę. Podsumowując, w filmie za dużo mówią i opowiadają, za mało robią. Film to medium wizualne - trzeba rzeczy pokazywać. Albo opowiadać je w niesamowity sposób, ale tutaj się to nie dzieje. W filmie padają wielkie słowa, ale mają one oddźwięk w dokładnie niczym. Bohaterowie niby wypowiadają je do siebie nawzajem, ale to widz powinien je wziąć do siebie i wyciągnąć z nich naukę, czy skonfrontować je z własnym życiem.

Jak na kogoś, kto wychował się w takiej izolacji jak Enola, naprawdę nie napotyka ona wielu kłopotów w zewnętrznym świecie. Ta jej czerwona sukienka, która pasuje do wszystkiego jak pięść do nosa (i mamy uwierzyć, że jest ona niesamowicie bystra!) - jakim sposobem tak wyróżniający się strój miał jej zapewnić kamuflaż czy wtopienie się w tło.  

Enola Holmes
 

Czy ktoś mi może powiedzieć, po co ten cały markiz jest w tym filmie? Jest on całkiem uroczy, ale gdyby go nie było, to film składałby się w bardziej spójną całość. Chciałam, naprawdę chciałam, polubić markiza i Enolę razem i ich przygody, ale poczucie, że markiza można wyciąć z filmu było zbyt silne. Chociaż jest on całkiem zabawny. Ale byłabym wdzięczna, gdyby nie byli pisali w tak romantyczny sposób - pierwszy chłopak w wieku Enoli, którego bohaterka poznaje po wyjściu z domu i już muszą być jak para.

[S] Prawie cały film podejrzewałam, co kombinuje matka Enoli - znaczy drugi spisek prochowy (chyba, tak mi się skojarzyło). Podejrzewałam też, że wątek matki i markiza będzie się musiał jakoś zejść - skoro Enola praktycznie porzuciła szukanie matki w pewnym momencie - i nawet się schodzi, ale problemem jest to, że ten film to nie jest kryminał, to ekranizacja książki dla młodzieży. [S]

Wspomniałam na początku, że większość notatek była pisana na bieżąco podczas oglądania. Gdy do nich wróciłam i chciałam je nieco podsumować zauważyłam, że im dłużej zastanawiam się nad różnymi elementami tego filmu, tym bardziej jest on denerwujący. Także to albo film do zobaczenia i zapomnienia albo należałoby przeprowadzić jego dokładniejszą analizę, bo chyba jednym punktem, do którego tak zupełnie nie można się przyczepić, jest obsada aktorska. 

Pozdrawiam, M

5 komentarzy:

  1. Mnie ten film nie kusiły i chyba dobrze :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Masz rację że Mycroft jest okropnie karykaturalny ale Cavil za to mnie trochę zawiódł. Jego Sherlock jest taki mało wyrazisty. Za to Millie Bobby Brown świetnie sobie poradziła, gra zupełnie inaczej niż w Stranger Things
    Nie przeszkadzało mi to przełamywanie czwartej ściany, może trochę za bardzo wszystko opisują i wyjaśniają ale taką sobie obrał film konwencje. Takiego uatrakcyjnienie pasuje do filmu młodzieżowego.
    Markiz musiał być bo to ekranizacja książki z podtytułem tajemnica markiza czy coś w tym stylu xd
    Widzę że bardziej mi się podobał niż tobie ;) Przymknęłam oko na wszystkie nieścisłości i głupotki i po prostu dobrze się bawiłam. Dla mnie Enola bardzo dobrze się sprawdza jako lekki film rozrywkowy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dopiero jakoś po obejrzeniu dotarło do mnie, że to ekranizacja książki ^^ I może gdyby do filmu dodali podtytuł z książki, to miałby on więcej sensu, bo sam film sugeruje, że jego najważniejszym elementem będzie poszukiwanie matki Enoli, nie ratowanie markiza.
      Co do przełamywania 4 ściany - może miałabym z nim mniejszy problem, gdyby w pewnym momencie na dłuższy czas nie przestało się pojawiać, po czym postanowiono znów z tego zwrotu do widza skorzystać.

      Usuń
  3. Ten film dopiero przede mną. Spodziewam się, że może być w nim trochę absurdów, dlatego będę starała się podejść do niego bez większych wymagań. Może to pozwoli mi jakoś się przy nim bawić.

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja się przy nim świetnie bawiłam, nie trafił on do grona ulubieńców, ale był naprawdę przyjemny. :P Dopóki nie przeczytałam tego tekstu, nie zdałam sobie sprawy, że rzeczywiście masz rację, w tym filmie naprawdę dużo mówią i choć nie jestem jakoś szczególnie za przełamywaniem czwartej ściany, to w tym przypadku obie te rzeczy nic a nic mi nie przeszkadzały. :)

    OdpowiedzUsuń

Jesteście dla mnie największą motywacją.
Dziękuję.
<3