środa, 22 grudnia 2021

Zaskakujące korelacje - Na marne i Znajomy świat

 Hello!

Książki, o których dziś Wy przeczytacie, ja czytałam jedna po drugiej i doszłam do wniosku, że tylko w takim zestawieniu mogę o nich napisać na blogu.  Nie robię tego często, ale lektura Na marne silnie oddziaływała na moje doświadczenie czytania Znajomego świata. Na marne jest reportażem o - jak można łatwo się domyślić - szeroko rozumianym marnowaniu jedzenia, nawet bardzo szeroko. Znajomy świat to niewielka powiastka o chłopcu i jego matce, którzy zmuszeni są do zamieszkania na Wyspie Kwiatów - czyli wysypisku śmieci na obrzeżach Seulu.

Znajomy świat recezja

Tytuł: Na marne
Autorka: Marta Sapała
Wydawnictwo: Wydawnictwo Czarne

Gdy wypożyczałam tę książkę z biblioteki, miała zakładkę zostawioną dokładnie w połowie. Zastanawiałam się - to przypadek czy znak? I miałam lekkie obawy przed rozpoczęciem czytania. 

Po zakończeniu lektury zrozumiałam, dlaczego ta zakładka mogła tam zostać - tej książki nie czyta się źle. Po prostu, gdy przerwie się lekturę - szczególnie w drugiej połowie - nie ma się zupełnie ochoty do Na marne wracać. To nie jest wciągająca opowieść. To zbiór raczej krótkich reportaży, które w bardzo różny sposób łączą się z tematem marnowania żywności. Mam wrażenie, że w pewien przewrotny sposób autorka zaczyna temat od zero waste a kończy w sumie na tematach powiązanych z psuciem się żywności, terminami przydatności i osobami bezdomnymi. 

Autorka oddaje głos wielu przeróżnym osobom. I przedstawicielom organizacji, i naukowczyniom, osobom, z którymi po prostu rozmawia o marnowaniu żywności. Opisuje dzienniki marnowania osób, które poprosiła o prowadzenie takowych. Kłopot jest tylko taki, że z samego zebrania głosów jeszcze nic nie wynika. Brakuje w książce podsumowań rozważań. Autorka czasami wspomina, że naukowcy piszą o rzeczach bardzo ostrożnie: szacuje się, przypuszcza się, należałoby prowadzić dalsze badania. Miałam wrażenie, że ona robi bardzo podobnie. Jak pisałam z samego zestawienia różnych głosów jeszcze nic nie wynika.

Nie mam dobrej pamięci, ale z tej książki zapamiętałam tylko jedną rzecz - że popularna medialnie sprawa najbardziej znanego polskiego piekarza oddającego chleb była bardziej skomplikowana. 

Ponadto zdenerwował mnie fragment o pleśni na chlebie. Między innymi. Miałam wrażenie, że był jakiś taki sensacyjny na siłę. To nie jest ani nic zaskakującego, ani odkrywczego, że ludzie nie chcą jeść spleśniałego chleba. Ale ułożenie rozdziału jest takie, że najpierw autorka opisuje przedstawienie teatralne, na którym widzowie próbowali "spleśniałego" chleba - chleba specjalnie przygotowanego z grzybem, który nie był toksyczny dla ludzi. Później opisuje, że nie każda pleśń jest trująca, ale bez mikrobiologicznych testów trudno to stwierdzić. I na koniec zestawia to z faktem, że gdy w jakiejś jadłodajni przypadkowo wydano spleśniały chleb, to osoby w kryzysie bezdomności miały pretensje do ośrodka. W całym tym rozdziale - dokładnie to w całej książce - zabrakło mi jednej prostej obserwacji, a w zasadzie wrażenia węchowego, które na pewno nie jest obce osobom posiadającym dzieci - mianowicie zapachu kanapki znalezionej w plecaku na koniec wakacji. 

To jest też pewien kłopot całej tej książki. Autorka podejmuje tak wiele wątków, że czytelnik może się zastanawiać, czemu nie napisała jeszcze o tym i o tamtym. Dlaczego tak skupia się na chlebie, ale nie wyjaśnia, z jakiego powodu chleb jest tak istotny i ważny w kulturze, choć rozważa resztki z pańskiego stołu. Dlaczego wszystkie rozdziały dotyczące chleba nie są ułożone po kolei? 

Jakiś czas temu zaczęłam słuchać podcastu "Raport z przyszłości" - to część marki "Raport o stanie świata" - i narracja tego reportażu oraz sposób konstrukcji odcinków "Raportu z przyszłości" wydały mi się bardzo podobne. 

 

Tytuł: Znajomy świat
Autor: Hwang Sok-Yong
Tłumaczenie: Beata Kang-Bogusz
Wydawnictwo: Sonia Draga

Wzięłam tę książkę z biblioteki, bo była to jedyna książka koreańskiego autora, która rzuciła mi się w oczy. Dopiero w domu przeczytałam opis - miała to być kolejny wytwór koreańskiej kultury, który dotyczył kapitalizmu i nierówności społecznych. Byłam bardzo ciekawa, co autor ma do powiedzenia. 

Ależ się zawiodłam. Ale mam pewną teorię dlaczego. Otóż są w tej książce zdania błyskotliwe, ciekawe rozpoznania i sugestie, że jest tam coś więcej - ale jest to zanurzone w językowej przeciętności. Jakaś metaforyka zagubiła się w tłumaczeniu. Przy czym nie sądzę, aby to była wina tłumaczenia - raczej nieprzystawalności języków. Bo jeśli nie to, że jakaś metaforyka zagubiła się w drodze koreański-polski (wielkie brawa, że książka była tłumaczona z koreańskiego, bo to nie jest coś oczywistego, chociaż powinno), to oznacza, że książka zupełnie nie spełnia zapowiadanych ambicji. Jest ciekawa, szybko się ją czyta, ale jest zupełnie nieszczególna. Choć mogłaby być, bo miała ogromny potencjał. 

Tak naprawdę najciekawszą rzeczą, którą wyniosłam z lektury tej książki, jest potwierdzenie czy dodatkowe zwrócenie uwagi na to jak zapachy są istotne, jak ludzie zwracają na nie uwagę i poprzez nie się oceniają. 
 
Pozdrawiam, M

11 komentarzy:

  1. Chyba sobie odpuszczę ;) Tylko żebym pamiętała tytuł i go nie wypożyczyła ;) To nie jest lektura dla mnie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Książka zbytnio mnie nie zaciekawiła :/
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Książki nie w moim klimacie, w dodatku po Twoich recenzjach nie mam ochoty po nie sięgać.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie sięgnę po te książki, nie mój klimat, ale jedzenia rzeczywiście marnujemy bardzo dużo, a niektórzy nadal umierają z głodu ...

    OdpowiedzUsuń
  5. Obie książki są zupełnie nie dla mnie :(

    OdpowiedzUsuń
  6. Tak sobie myślę, że oba tytuły zupełnie do mnie nie przemówiły. Jakieś takie, bez tego czegoś.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ciekawe recenzje choć raczej nie sięgnę po te książki
    PS. Znalazłam jeszcze jeden teledysk z wanną
    https://www.youtube.com/watch?v=LYFJ2v9aaY0

    OdpowiedzUsuń
  8. Ciekawe są te Twoje spostrzeżenia na temat chleba - mnie szczególnie zaintrygowała ta wzmianka, że osoby bezdomne miały pretensje do ośrodka pomocy, że wydano im spleśniały chleb. Między wierszami można wyczytać, że autorka nie rozumie jak osoba zdesperowana może wybrzydzać, a to już bardzo krótka droga do obierania innym godności. Bo to, że komuś podwinęła się noga i wylądował na ulicy nie oznacza chyba z automatu, że musi kornie przyjmować wszelkie jałmużny, nawet jeśli owa jałmużna jest wybrakowana (czy spleśniała) :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Autorka trochę nie mogła się zdecydować co chce pokazać i trochę nie wiadomo, jakie dokładnie jest jej stanowisko w tej sprawie, bo "ona tylko zbierała różne głosy" - i tak różne rzeczy można wyczuć między wierszami, i czasami nie za bardzo wiadomo, jak do tego podejść.

      Usuń

Jesteście dla mnie największą motywacją.
Dziękuję.
<3