Hello!
Tuż po lekturze i seansie Ruchomego zamku Hauru na blogu Riennahera przeczytałam, że w filmie Mortal Engines (Zabójcze maszyny) są drapieżne, poruszające się miasta, które polują na mniejsze miasta. A że byłam w nastroju na więcej poruszających się budowli, postanowiłam film obejrzeć.
I mogę tylko napisać, że z niczego się te fatalne recenzje po premierze nie wzięły. To znaczy - tak to zły film. Nie najgorszy jaki widziałam, ale bardzo słaby.
Po pierwsze, oczywiście, że jest za długi. Po drugie i po części wynika to z punktu pierwszego, czy też jest tego skutkiem - co najmniej wątki dwóch postaci można by spokojnie wyciąć, rozłożyć ich działania na istotniejszych bohaterów i film byłby dokładnie taki sam. Tylko krótszy. Dokładnie chodzi o córkę Valentine - naszego największego wroga w tym filmie. Kate ma dosłownie jedną ważną scenę pod koniec filmu, służy ekspozycji na jego początku, a gdy pojawia się w środku filmu to widz jest tak samo zaskoczony, jak twórcy, że w ogóle musieli ją gdzieś pokazać, aby to że pojawia się w zakończeniu miało sens. Drugi wątek, który jest ciągnięty na siłę to historia Shrike, który jest cyborgiem i o tym, że cyborgi z założenia są złe i straszne dowiadujemy się z hasła encyklopedycznego, której przedstawia Tom. Shrike i Hester mają także najbardziej dramatyczną scenę w calusieńkim filmie. Oglądając, którą nie sposób się nie śmiać w głos, bo jest tak niesamowicie karykaturalna. Poza tym przez Hester i Shrike'a zostaje zniszczone podniebne miasto czy baza lotników i nikt nawet nie ma do niej o to pretensji.
Po trzecie - dawno nie widziałam tak prostolinijnej i bezpośredniej ekspozycji. Ma się wrażenie, że początkowe sceny są jak z podręcznika "Jak opisać świat filmu".
Po czwarte - główna bohaterka jest zupełnie nieinteresująca. Do zapomnienia.
Po piątek - nasz główny wróg i przeciwnik jest karykaturalny i nieszczególnie warty zajmowania się jego motywacjami (chorą ambicją!). Może on z zamysłu miał być taki niezwykle oczywisty, ale nie wypada to dobrze.
Po szóste - jeśli pisałam tutaj kiedyś o jakiejś parze, której bardzo nie kibicowałam i bardzo nie chciałam, aby się zeszli to odbieram im ten tytuł. Hester i Tom mają mniej więcej zero chemii. Nie ukrywam, że aktorka, która grała Hester, zupełnie nie przekonała mnie do siebie i do swojej postaci przez cały film. W każdym razie uważam, że ogromnym sukcesem Zabójczych maszyn - jeśli nie w ogólne jakimkolwiek i jednocześnie największym - jest to, że bohaterowie się nie pocałowali. Oczywiście, że się schodzą na koniec, ale przynajmniej się nie całują.
Po siódme - jak to się stało, że bohaterowie jakoś się polubili? Otóż początek filmu, po tej całej okropnej ekspozycji, to mniej więcej sekwencja: ja pomogę tobie, ty pomożesz mi, ja nie zostawię ciebie, ty nie zostawisz mnie - chociaż w sumie się nie znamy i nie mamy wobec siebie żadnych zobowiązań. Jasne, pomaganie sobie jest bardzo miłe i powinniśmy sobie pomagać i nie zostawiać się w trudnych sytuacjach, ale w tym filmie jest to tak strasznie wykalkulowane. W sumie to Tom przeszkodził Hester w dokonaniu zemsty. Ale gdyby jej się udało, to nie byłoby reszty filmu... i oszczędziłoby mi to zastanawiania się, czemu ten film jest taki słaby.
Osiem - zastanawiałam się nad tytułem. Film powstał z inspiracji książką - podobno dużo pozmieniali - i jako tytuł książki Zabójcze maszyny nie brzmi źle. Jako tytuł filmu - jak horror klasy B? Chyba że po angielsku Mortal Engines to zgrabniejsza, ciekawsza zbitka słowna niż po polsku.
Czy coś mi się w tym filmie podobało?
Tak. Przekonałam się do postaci Toma, bo chciał być lotnikiem i gdy bohaterowie uciekali przed złapaniem, Anna Fang, która im pomagała, pozwoliła mu posterować jej statkiem powietrznym. I była to przeurocza scena. I to że na koniec Tom będzie latał po świecie i że jego marzenie się spełniło, to było miłe. Ale ja nie jestem szczególnie obiektywna w sprawach samolotowych.
Co jeszcze mi się nie podobało? Że chociaż mamy niepotrzebnego Shrike'a i Kate to nie dowiadujemy się za wiele o matce Hester ani tym bardziej o jej powiązaniach z antymobilistami, ruchem oporu, nawet nie wiem dokładnie, jak strony konfliktu działały w tym filmie. A matka Hester i to jak ona usytuowana była w historii jest dość istotne.
Gdzieś (w sekcji z urywkami recenzji na Wikipedii) przeczytałam, że ten film jest pusty. I trochę nie sposób się nie zgodzić. Druga rzecz, którą tam wyczytałam to porównanie tego filmu z Jupiter Intronizacja. I gdybym miała wybierać, czy obejrzeć jeszcze raz Zabójcze maszyny czy drugi wspomniany film, o chyba wybrałabym Jupiter Intronizacja, bo jest zabawnie niedorzeczny.
Pozdrawiam, M
Nie znam tego filmu i raczej to się nie zmieni.
OdpowiedzUsuńnie słyszałam o tym filmie, a po takiej recenzji będę go unikać jak ognia :)
OdpowiedzUsuń