sobota, 27 lutego 2021

Migawki - Człowiek w przystępnej cenie. Reportaże z Tajlandii

 Hello!

Gdy jakiś czas temu szukałam i sprawdzałam, czy w Polsce wydaje się literaturę z Tajlandii albo nawet o Tajlandii, bez zaskoczenia, oprócz 33 różnych przewodników, nie znalazłam prawie nic innego. Poza tym, że Google podpowiedziało mi książkę Joga. Zagrożenie dla chrześcijaństwa. No i znalazłam tę książkę, o której dzisiaj piszę. 

Człowiek w przystępnej cenie. Reportaże z Tajlandii

 
Tytuł: Człowiek w przystępnej cenie. Reportaże z Tajlandii
Autor: Urszula Jabłońska
Wydawnictwo: Dowody na Istnienie

Myślę, że po tytule książki łatwo się pomyśleć, że będzie dotyczyła handelu ludźmi. To reportaż, a szukałam literatury pięknej albo relacji z podróży, niekoniecznie książki o takiej tematyce, aby po raz pierwszy nie w filmie czy serialu, czy programie na Planet+ zetknąć się z tym krajem. Nie dlatego, że nie słyszałam o tym wcześniej, ale bardzo trudno było mi zabrać się za czytanie. 

W każdym razie obawy były nieco bezpodstawne. Nieco, bo ta książka jest trochę o wszystkim i o niczym. Abyśmy się dobrze zrozumieli - oczywiście porusza problem prostytucji i handlu ludźmi (oraz wiele innych problemów i nie chodzi mi tu o umniejszanie ich znaczenia), ale przeczytamy w niej także o historii dwóch mniszek, jednego medium, miejskiej legendzie o wdowim duchu, jeszcze więcej o różnych kobiecych duchach (po przeczytaniu tego fragmentu, pomyślałam, że te duchy to sumienie mężczyzn), o porywaniu mężczyzn do pracy na statkach rybackich. Przeczytamy także o kulturze gwałtu w Tajlandii i o jej obrazowaniu i usprawiedliwianiu w popkulturze - szczególnie serialach. Sporo o buddyzmie. Trochę o korupcji i w konkretnym rozdziale, i dużo o korupcji policji szczególnie jest rozsiane po całej książce. O monarchii. Mam nadzieję, że widzicie, jak wiele to bardzo różnych tematów, a nie wymieniłam wszystkich. Książka ma zaledwie 213 stron i 25 rozdziałów, choć należałoby napisać rozdzialików, bo średnio mają po 8 i pół strony, Przyznam, że być może nie zwróciłam dostatecznej uwagi na tytuł - reportaże w liczbie mnogiej - ale wciąż, spodziewałam się czegoś nieco głębszego. Ta książka przypomina nieco zbiór tekstów, które mogły ukazywać się w gazecie, a które same z siebie są jak początki kilkunastu innych reportaży. To jak czubek góry lodowej i to nie jednej, tylko miniarchipelagu gór lodowych.

Poza tym, chociaż może to być już uwaga bardzo skupiona na tym, jak ja odbieram pewne rzeczy - otóż do pewnego momentu w książce byłam przekonana, że autorka zna język tajski. Nie zna. W jednym z rozdziałów napisała, że podróżowała z tłumaczką. Ostatnio dużo pisałam do magisterki o wiarygodności reportera i aktualnie to bliski mi temat, więc takiej jej zaburzenie bardzo zepsuło mi ogląd tej książki.

Nie wiem, jakim sposobem, biorąc pod uwagę, jak uważnie śledziłam (i śledzę w sumie cały czas) doniesienia z Tajlandii, dopiero pod koniec książki, uświadomiłam sobie, czy przypomniałam, co w Tajlandii dzieje się obecnie (w skrócie protesty). Chyba dlatego że jakiś dodatkowy kontekst zaczął mi się w głowie układać. I to nawet jeszcze przed rozdziałem dotyczącym Tajlandii po śmierci poprzedniego króla. Autorka opisuje inwigilację internetu w tamtym czasie oraz ogólny stan państwa. W końcu opisuje też artykuł prawa o obrazie majestatu, który jest bardzo istotny.

Cytat z kolejnego rozdziału: "To schemat, według którego toczy się życie polityczne w Tajlandii: zamach stanu - protesty - nowa konstytucja - wybory - protesty - zamach stanu" (203). Zakończenie tej książki jest dziwnie aktualne (książka ukazała się w 2017 roku) i w sposób, którego się nie spodziewałam (ani po tytule, ani po początkowych rozdziałach) nieco uzupełniło moją wiedzę o polityce Tajlandii. (Ze wcześniejszych rozdziałów też się sporo dowiedziałam, jest w tej książce nieco wiedzy encyklopedycznej, ale podanej w bardzo przystępnej formie).

Poza tym poczuciem powierzchowności (a może z jego powodu) to książkę jako książkę czyta się świetnie i szybko. Jeśli będziecie mieli okazję, to warto się z nią zapoznać. Sama w jej bibliografii znalazłam dwie książki po polsku dotyczące Tajlandii. Jedna jest z 2009, druga z 2011 i to trochę kłopot, ale dobrze wiedzieć, że są. 

Nie wytrzymałabym gdybym jednak nie napisała o tym, jak okropnie zrobione są przypisy do źródeł internetowych. Same linki z datą dostępu. Pominę, że data dostępu do każdego jest taka sama (oprócz jednego i bardzo się zastanawiałam czemu), bo to względnie normalne (fizycznie niemożliwe, ale w przypisach/bibliografiach normalne). Gdy robi się przypis do źródła internetowego, to powinno się podać po prostu jego tytuł albo chociaż nazwę strony podstawowej, autora czasami trudno ustalić. Ale same linki wyglądają zwyczajnie nieprofesjonalnie. Dobrze, że były na końcu, bo gdyby przypisy były na dole stron, to ogólna ocena książki bardzo by spadła. A tak przynajmniej nie rzucały się w oczy. Bedę wrzucała na Instagram jakieś zdjęcia z wnętrza książki, tych przypisów na pewno też, gdyby ktoś był ciekaw - serdecznie zapraszam!

Pozdrawiam, M

6 komentarzy:

  1. ciekawy post. Ja z Tajlandią (prócz trzech obejrzanych dram BL xD) nie miałam żadnej styczności. Jak wpadnie mi ręce powyższa książka, to z ciekawością ją przeczytam

    OdpowiedzUsuń
  2. Z tymi przypisami to rzeczywiście okropna, a zarazem dziwna sprawa. Szkoda, że książka jest o wszystkim i o niczym.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dla osoby z praktycznie zerową wiedzą o Tajlandii jak ja taka książka może być lepsza niż gdyby zagłębiała się w jeden temat

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z jednej strony nawet mogłabym się zgodzić, gdyby nie to, jakie dokładnie tematy są wybrane i w jakiej kolejności opisywane. W książce nie ma żadnego wprowadzenia, szerszego kontekstu w wielu przypadkach; jest trochę wiedzy encyklopedycznej, ale nie szerszego kontekstu kulturowego.

      Usuń
  4. Akurat Tajlandia nie bardzo mnie interesuje, więc po tę książkę tym bardziej nie sięgnę.
    Nie sądziłam, że tak trudno na naszym rynku o dobrą publikację o Tajlandii...

    OdpowiedzUsuń
  5. Nigdy nie byłam w Tajlandii, nie interesowałam się też nią jakoś szczególnie, ale z pewnością jest intrygująca. Czasem takie książkowe podróże bywają ciekawe, ale co do przypisów i warstwy merytorycznej to faktycznie różnie bywa... Akurat czekam na książkę recenzencką o krajach azjatyckich. ;)

    OdpowiedzUsuń

Jesteście dla mnie największą motywacją.
Dziękuję.
<3