Hello!
Manhunt: Unabomber to chyba najnudniejszy serial o poszukiwaniu kryminalisty, jaki widziałam. Naszym głównym bohaterem jest świeżo upieczony profiler FBI (tak świeżo, że przez ileś lat łapał graficiarzy, ma żonę i dwoje albo troje dzieci i dopiero został profilerem), na dodatek okazuje się, że podobno jest w tym całkiem genialny i ma dołączyć do zespołu, który tropi Unabombera. Ale mamy też drugą perspektywę czasową, gdy Unabomber jest już złapany, ale jeszcze nie trwa proces, a główny bohater zaszył się w chatce i inni agenci FBI muszą go sprowadzić, bo Unabomner chce z nim porozmawiać. Gdzieś pomiędzy tymi złapaniem Unabombera a jego chęcią porozmawiania, nasz bohater doznaje załamania życia i chyba rekonstrukcja wypadków prowadzących do aresztowania Unabombera ma wyjaśnić dlaczego się załamał. Spoiler: nie wyjaśnia. A przynajmniej nie robi tego w klarowny sposób.
Jedyny interesujący motyw to fakt, że próbują wykorzystać metody lingwistyczne i idiolekt i analizują język, aby wykazać kto jest Unabomberem - wtedy serial nawet mnie zainteresował. Ale poza tym - to jeden z najnudniejszych seriali, jakie widziałam, główny bohater jest kompletnie nijaki, losy jego małżeństwa są przesądzone od pierwszych minut serialu. Serial oparty jest na prawdziwych wydarzeniach, ale mam wrażenie, że ani mu to nie pomaga, ani mu to nie przeszkadza - ostatecznie przedstawienie i tak jest nijakie. Wyjątkowo irytujące było także przeskakiwanie pomiędzy latami - czasem przed aresztowaniem i po aresztowaniu poszukiwanego.
Nie rozumiem dlaczego serial próbuje sprzedać nam wizję, że ta konkretna sprawa zniszczyła życie naszemu głównemu bohaterowi i biedak tak zafiksował się na Unabomberze, że nie mógł przestać o nim myśleć. To znaczy - to drugie to prawda w serialu, z tym że nie ma żadnego logicznego wyjaśnienia. Nie wiemy - na takiej osobistej płaszczyźnie - dlaczego tak niesamowicie zależy bohaterowi na schwytaniu Unabombera. Ale w sumie sprowadza się to wszystko do tego że bohater jest wyjątkowo nieinteresujący. I zimny, prawie nie ma emocji. W sumie jego jedyną cechą charakteru jest to, że bardziej lubi pracę niż ludzi dookoła. W każdym razie nawet jego żona - którą potem zostawił, ale nie dla romansu z lingwistką (która to była tym faktem rozczarowana i to najzabawniejsza scena całego serialu, koleś chce pracować, a językoznawczyni amory w głowie) - mówi, że to on ma problem, a sprawa nie ma z tym wiele wspólnego. Tylko nie dowiadujemy się dlaczego ma problem, co jest nie tak z jego charakterem.
Zupełnie nie potrzebowałam też odcinka "dlaczego zła postać stała się zła i jakich krzywd doznała w dzieciństwie". Nie rozumiem jej w kontekście serialu - to znaczy z jednej strony ładnie włączyli tę historię, dali jej cały odcinek, gdy już doszliśmy do tego czyim bratem jest Unabomber. Ale to cały odcinek poświęcony tylko temu, ma inny ton niż reszta serialu, ogólnie wybija z oglądania i w sumie to można go pominąć, bo nic nie wnosi. I nie sądzę, aby nagle sprawił, że poczujemy sympatię (?) do Unabombera. Po to się przedstawia historie bohaterów - aby wyjaśnić ich motywacje i może, aby widzowie ich zrozumieli - tutaj to nie wychodzi. Ten odcinek to retrospekcja pod tytułem "dlaczego stałem się tym, kim się stałem" i można ją pominąć.
To dziwne, ale jeszcze po tej retrospekcji nie byłam wcale przekonana, że serial próbuje namówić widza, aby sympatyzował z Unabomberem, ale zostałam w ostatnim odcinku. I tego nie rozumiem. Ogólnie nie rozumiem kierunku i celu tego serialu; co chciał sportretować, na jakich aspektach historii postawić akcenty. Ale najbardziej nie rozumiem rozwiązań montażowych w ostatnim odcinku - czarne przeniknięcia? Dlaczego, po co?
Podsumowując,
podstawowe problemy tego serialu zaczynają się na nudnym bohaterze,
niewykorzystaniu jasnych tropów znanych z innych seriali o profilerach
(przez ponad połowę serialu myślałam sobie, że mogłabym w sumie jeszcze raz obejrzeć Hannibala; albo obejrzeć mnóstwo innych seriali o profilerach,
którzy za bardzo wczuli się w swoje role), a kończy na tym, że
ostatecznie zupełnie nie wiadomo, co ten serial miał pokazać. Chcieli chyba sprzedać wizję, że pomiędzy Unabomerem a profilerem wytworzyła się jakaś więź czy nić porozumienia - ale zupełnie im się to nie udało. Na koniec produkcja raczy widzów paralelą - Unabomber jedzie do więzienia, a profiler - uwolniony od ciężaru tej sprawy - odjeżdża w stronę zachodzącego słońca. Nie dosłownie, ale to ten sam poziom subtelności.
PLUS: ostrzeżenie, bo ostatnio ostrzeganie przed tym, co można zobaczyć to moja ulubiona rozrywka (to sarkazm, gdyby nie było to jasne - ostrzeżenie powinno być przed odcinkiem) - w ostatnim odcinku jeden z bohaterów próbuje się powiesić. Więc gdyby ktoś nie miał ochoty tego oglądać, to teraz wie.
Widziałam, że na Netflixie jest dokument o tej sprawie, nawet podobno obejrzałam pół pierwszego odcinka, ale z jakiegoś powodu nie kontynuowałam seansu. Teraz czuję się trochę w obowiązku to nadrobić.
Pozdrawiam, M
Muszę obejrzeć.
OdpowiedzUsuńKoniecznie muszę to nadrobić.
OdpowiedzUsuńNie mówię nie, ale odkładam na przyszłość ;)
OdpowiedzUsuńSkutecznie zniechęciłaś, szkoda że serial taki słaby, z opisu zapowiadał się na coś interesującego
OdpowiedzUsuń