Hello!
Przez koronawirusa jestem tak pozbawiona łyżwiarstwa figurowego, że z chęcią przyjmę nawet strzępki rozrywki, które go zawierają. Chociaż nie wiem, czy termin premiery tego serialu tuż przed Mistrzostwami Świata (które jednak nie zostały odwołane i zaczynają się dzisiaj...) to był dobry pomysł.
Opis serialu na Netfixie brzmi mniej więcej: utalentowana łyżwiarka figurowa musi porzucić swoje marzenia, bo najwyraźniej jej brat bliźniak także jest utalentowany w jeżdżeniu na łyżwach - tyle że w hokeju. Serial ma 10 mniej więcej półgodzinnych odcinków, a kadr na miniaturce ostatniego naprawdę wygląda jakby kostium został pożyczony ze Spinning Out. W sumie to aktorki z tych seriali mógłby grać siostry, bo są całkiem do siebie podobne.
W pierwszym odcinku dowiadujemy się, że bohaterka - Kayla - ma 15 lat i jest to tak niewiarygodne na wielu poziomach. Nawet sprawdzałam wiek aktorki - ale nikt nie wie, ile ona ma lat. W każdym razie nawet jeśli ma 15 (w co wątpię) to w serialu (bo na przykład na zdjęciach już nie) wygląda na dużo starszą. Poza tym nie jestem pewna, jak odbywa się poszukiwanie partnera do par, ale jestem przekonana, że osoby nie spotykają się na lodowisku w strojach pokazowych i nieco przypadkowo jeżdżą obok siebie. To nie tak, że wymagam ogromnego realizmu, ale ludzie trenują zwykle w jakiś termoaktywnych legginsach i polarze, bo na lodowisku jest... uwaga, uwaga... zimno. Jest też kwestia tego że bohaterowie rozmawiają ze sobą czasami jakby mieli po 40 lat, nie 15, wiele dialogów jest sztucznych i sztywnych.
Główny trener hokeistów i właściciel lodowiska jest tak niepokojący i przerażający, ma aurę seryjnego mordercy i sprawia, że oglądanie serialu, gdy jest na ekranie, jest naprawdę, naprawdę niekomfortowe. Tak naprawdę nie jest creepy, nawet z każdym kolejnym odcinkiem staje się coraz mniej i może to mieć związek z wątkiem jego córki.
Kayla jest postacią, którą nie za bardzo da się polubić nawet, gdy człowiek się stara. Jest lekkomyślna, nie słucha dobrych rad, gada, co jej ślina na język przyniesie i krzywdzi potencjalnych przyjaciół. I tak jasne - musiała się przenieść na inny kontynent, ale nawet ona wie, że nie może tym faktem usprawiedliwić wszystkiego. A ona naprawdę nie stara się, jakoś zaaranżować sobie nowego życia. A jeszcze gorzej wypada, gdy Sky za nią chodzi, jako głos rozsądku, ale nawet nie jako jakieś ogromne sumienie, po prostu zdrowy rozsądek, a ona jej nie słucha. A powinna. Później okazuje się, że to chyba dziedziczne, bo mama naszych bohaterów jest słabą mamą, która nie zna swoich dzieci. Chociaż początkowo była pokazywana jako wspierająca postać. Okazuje się, że to nie prawda i jest to nawet przykre.
Mama drugiej bohaterki, Avy, przelewała na nią swoja ambicję solistki, a gdy Ava w końcu zaczęła robić to, co naprawdę lubi - czyli hokej, bo ojcem Avy jest przecież ten podejrzany trener - ta zaczęła podpuszczać Kaylę na jej rodziców i brata. Zero Chill ma trochę klimat serialu Disney Channel, ale jednocześnie nie pamiętam, aby na Disney rodzice bohaterów byli tacy toksyczni. A nie potrzebujemy toksycznych rodziców w serialach dla młodzieży. A stężenie toksyczności rodziców w tym serialu jest zdecydowanie zbyt wysokie. Na marginesie - aktorka portretująca matkę Avy, wygląda w serialu jak zła siostra Aljony Savchenko (oświeciło mnie może z godzinę przez publikacją wpisu, gdy oglądałam programy krótkie par sportowych).
I nienawidzę ścieżki dźwiękowej, muzyka w tym serialu jest fatalna. Poza tym w serialu jest więcej hokeja niż łyżwiarstwa, ale nawet mi to nie przeszkadzało. Może poza faktem, że rzeczywiście widzieliśmy często, że Mac jest dobry w tym, co robi, naprawdę jest utalentowanym hokeistą, natomiast o talencie jego siostry raczej słyszeliśmy niż widzieliśmy. Plus w serialu podkreślane jest, że ona kocha łyżwiarstwo, ale nie zależy jej na medalach.
Czy coś mi się w serialu podobało? Tak! Podobał mi się wspomniany wcześniej wątek Avy. Sky jest prawdopodobnie jedyną postacią w serialu, którą można polubić. Mac przechodzi zdecydowanie dłuższą drogę niż Kayla i jest ciekawszą, bardziej skomplikowaną postacią niż siostra. Jego związek ze Sky także jest poprowadzony całkiem uroczo. Wątek kolegów z drużyny hokejowej - kapitana i jego brata - jest ciekawy. Nieszczególnie odkrywczy, ale konsekwentny. I oczywiście wizja, że Kayla i Sky mogłyby jeździć razem jako para sportowa (nie wiem w sumie po co oni się określali, bo nie pokazano w serialu nic szczególnie z par sportowych) - świetna. Drugi sezon sam się pisze: dziewczyny będą musiały pokonywać przeciwności losu, bo kto to słyszał, aby jeździły razem, a do tego Sky jest dziewczyną Maca - więc drama o bycie zazdrosnym, o to kto, komu poświęca zbyt mało albo zbyt dużo czasu. I tak dalej. To naprawdę proste.
Podsumowując, nie cierpiałam bardzo, oglądając Zero Chill, nawet chyba mniej niż podczas seansu Spinning Out, nie jest to zły serial, ale szczególnie dobry też nie jest. Na Kaylę można się uodpornić, a reszta serialu nie jest tragiczna. Ale to może trochę też dlatego że to serial raczej dla młodszej niż starszej młodzieży.
Pozdrawiam, M
Niestety, ale mi na oglądanie zawsze brakuje czasu ;)
OdpowiedzUsuńZ ciekawości chętnie ten serial bym obejrzała :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.