Hello!
W tym semestrze nie mam za wiele do napisania związanego bezpośrednio ze studiami, ale czerwiec i lipiec to czasy egzaminów licencjackich, inżynierskich czy magisterskich (nie wiem, jak u innych, ale moja pierwsza promotorka i promotor bardzo dbali o to, żebyśmy nie mówili obrony - tak się przyjęło, ale obrona odnosi się do doktoratu; moja obecna promotor nie zwraca na to uwagi) i zaczął powoli wypływać temat dotyczący prezentów dla promotora, komisji. Różne uczelnie, wydziały - a wręcz różni promotorzy, recenzenci i zapewne komisje mają inne podejścia do tego tematu. Postanowiłam zebrać historie i typy podejścia promotorów do tego tematu.
Prosto z mostu
Promotorka prosto z mostu powiedziała nam, żeby kupić jej, recenzentce i przewodniczącej komisji storczyki.
Jeśli kupowanie prezentów jest przyjęte na danej uczelni, takie podejście ułatwia sprawę studentom.
To część pracy
Zupełnie inne podejście miał mój drugi promotor. On powiedział nam prosto z mostu, że uważa prezenty za przeżytek, nie jesteśmy w szkole, a obrona to nie Dzień Nauczyciela (notabene - na uczelniach się go nie obchodzi, a słyszałam już o pomysłach studentów pierwszych lat, aby obdarowywać prowadzących prezentami - nie róbcie tego) i mamy mu nic nie kupować, bo to cześć pracy i obowiązków, jeśli jest się pracownikiem uczelni.
Także sytuacja była jasna.
Cichociemny albo weź się domyśl
Nic nie powie, nawet nie wspomni o temacie prezentów. Studenci sami z siebie zwykle dochodzą do wniosku, że wypada coś kupić, a potem zamiast się uczyć i szlifować prace, wymyślają, zastanawiają się i wybierają jedną ofiarę, która będzie za prezent odpowiadała. Trzeba go kupić, przetransportować i pilnować.
Takie wychodzenie z założenia, że prezenty na egzamin/obronę się kupuje, nie jest bezpodstawne, wielu studentów chce szczerze podziękować swojemu promotorowi czy promotor, ale jednocześnie... wielu wcale nie chce i bardzo się cieszy, że będzie to ostatnia okazja, gdy go widzą. Udawanie, że tematu prezentów nie ma, nie jest dobrym podejściem. Lepiej postawić sprawę jasno - albo co się chce, albo nic.
Kulturalne czy nie?
Próbowałam znaleźć informację, czy zasady dobrych manier coś mówią o prezentach dla promotorów. Krótka odpowiedź brzmi - nie. Ale jest jedna rzecz, o której koniecznie trzeba pamiętać, a może nie być tak intuicyjna, jak niektórym się wydaje. Szczególnie jeśli słyszeli na przykład opowieść o rozkładaniu obrusów i ciastek przed komisją... Chodzi o to, że prezenty daje się PO obronie. Z prostej, ale jak wspominałam być może wcale nieoczywistej przyczyny (a już szczególnie jeśli ma się dobry kontakt z promotorem) - aby nikt nie posądził Was o dawanie promotorowi czy członkom komisji łapówki. Nie chcecie być oskarżeni o próbę przekupstwa.
W takiej sytuacji promotor i komisja najpewniej z miejsca każą Wam to wszystko schować i przyjść z tym później, o ile w ogóle będą chcieli to potem przyjąć.
Jest także sprawa tego, czy komisji (przewodniczącemu i recenzentowi) także dawać prezenty. W większość przypadków prezenty dla promotorów naprawdę wynikają z tego, że student chce podziękować za roczną czy dwuletnią współpracę. W przypadku członków komisji - recenzenta można znać i można wiedzieć, czy naprawdę przeczytał on Twoją pracę, czy tylko wstęp i zakończenie, jeśli to dla Ciebie ważne w kontekście prezentu. O tym, kim jest szef komisji, często studenci dowiadują się w momencie obrony. Wracając jeszcze do wdzięczności, z historii innych studentów, wynika, że naprawdę jeśli współpraca z promotorem się nie układała, to prezentów nie było i już.
Także z innych rozmów między studentami i prowadzącymi wiem, że - chociaż w internetach piszą różnie - alkohol jest bardzo drażliwym tematem i lepiej go nie kupować. A na pewno nie jako niespodziankę. Jeśli się umówiliście ze swoim promotorem to inna sprawa, ale jeśli nie - omijajcie alkohole z daleka.
Ogólnie należałoby uważać z każdym drogim i potencjalnie nietypowym (albo uczulającym) prezentem.
Z moich obserwacji i rozmów wynika też, że studenci wcale nie czują aż tak dużej presji, aby prezenty kupować, a wręcz przez pandemię i zdalne egzaminy dyplomowe ta presja spada, nawet teraz, gdy już część obron odbywa się na miejscu. Także jeśli to była kwestia, którą z jakiegoś powodu się przejmowaliście - niepotrzebnie.
I może jeszcze jedna uwaga, informacja, czy pocieszenie. Egzamin dyplomowy człowiek zasadniczo zdaje raz na koniec danego etapu studiów, więc jeśli ktoś mu nie powie (promotor, starsi koledzy), jak taki egzamin wygląda - to zapewne nie będzie wiedział. Na trzecim roku polskiego byłam już po jednej obronie licencjatu, więc na seminarium sam promotor kazał mi opowiadać jak to wyglądało, bo już coś wiedziałam. Na licencjacie z zarządzania instytucjami artystycznymi wiele rzeczy po kolei tłumaczyła nam promotor. To jak wyglądają egzaminy dyplomowe, to oczywiście nie jest jakaś wiedza tajemna, ale niezaprzeczalnie różnią się one od innych egzaminów i można czegoś o jego przebiegu nie wiedzieć. I nie przejmujcie się, że nie wiecie.
LOVE, M
Ja swojej Pani promotordawałam prezent.
OdpowiedzUsuńJa kupowałam czekoladki, kwiatów nie chciała, bo mówiła, że woli się słodyczami opychać ;) przywołałaś miło wspomnienia tym postem :)
OdpowiedzUsuńJa miałam z koleżanką obronę i dawaliśmy dwóm osobom kwiaty :)
OdpowiedzUsuń