Pierwsze odcinki podobały mi się tak bardzo, że nawet zmieniłam tapetę w laptopie na ten kadr.
Drama zaczyna się dla bohaterki prawdopodobnie najgorszym dniem, jaki ktokolwiek może sobie wyobrazić. dowiaduje się, że ma raka, 3 miesiące życia, jej chłopak ma żonę w ciąży, jej szef jest mizoginem (bohaterka pracuje w wydawnictwie!), ktoś ukradkiem nagrywa ją w metrze. A potem zaczął padać deszcz. Brat chce pieniędzy. W tym momencie byłam już przekonana, że nic innego się już nie może jej przytrafić. I w sumie się nie przydarza, ale dowiadujemy się, że jej rodzice nie żyją. Potem się upija, krzyczy do spadającej gwiazdy, aby "świat obrócił się w proch, poszedł do piekła i aby spadło na niego wszelkie nieszczęście" albo podobnie i u jej drzwi pojawia się fatum (albo zagłada, w każdym "doom") we własnej osobie. I gości się jak u siebie.
Brzmi to strasznie, ale to drama. Dramy są zabawne, a szczególnie, gdy mają dobrze dobranych bohaterów i jeszcze lepiej dobranych aktorów. Przy czym odrobinę przez to, jak bardzo jest zabawna dramatyczne sceny nie wypadają aż tak dramatycznie, jak by mogły. Przynajmniej część tych scen.
Niektórych pomysłów scenariuszowych można się też domyślić, ale nie wiem, czy to źle świadczy o dramie, bo są dość oczywiste. Ogólnie z czasem okazuje się, że to nie jest najbardziej subtelna drama pod słońcem. Przy czym - ta początkowa przewidywalność i pewna prostota fabuły zostaje zgrabnie skomplikowana. Albo tak się przynajmniej wydaje. Całe oglądanie Doom at Your Service to trochę kołysanie się w zastanawianiu, czy dany pomysł fabularny ma mieć głębsze znaczenie, czy tylko powierzchowne. I jest to odrobinę męczące. Wydaje mi się także, że im bliżej końca dramy, tym jej początkowe założenia bardziej uwierały twórców, niż pomagały rozwijać fabułę. Do niektórych wątków czy pomysłów nie wracano, chociaż sprawdziłyby się w innych miejscach dramy. W którymś momencie główny wątek tak się skomplikował, że już zupełnie nie wiedziałam, co bohaterowie chcą osiągnąć swoimi działaniami. Ostatecznie mam wrażenie, że ta drama to przykład czegoś, co wyglądało dobrze na papierze, ale niekoniecznie na ekranie. Ogólnie wydaje mi się, że cały ten koncept sprawdziłby się lepiej w książce, gdzie moglibyśmy lepiej poznać myśli bohaterów.
Chyba mój "ulubiony" przykład czegoś, co wydawało się ważne, ale w sumie nie było za bardzo adresowane w dramie to podkreślanie, że Fatum nie płacze. Że nie je, nie pije - dość oczywiste. Że nie płacze, choć bohaterka widziała go płaczącego i bogini też wiedziała, że płacze - z tego robiona była - że tak napiszę - "afera". Niby to miało chyba podkreślać, że Fatum nie ma uczuć. Ale wiemy, że ma. Dlaczego jednak rozpaczał, gdy w przeszłości bogini zmarła - nie wiemy. I ogólnie nic z tego nie wynikało.
A już odrobinę na marginesie, osoba, która pomyślała, że Dawon z SF9 może zagrać brata Park Bo Young, powinna dostać podwyżkę, bo pasuje świetnie. Bardzo przekonujący casting. A z innej strony, ktokolwiek wymyślił postać ciotki powinien nie pisać więcej scenariuszy, bo tak niepotrzebnej postaci w serialu nie widziałam chyba nigdy.
Wątek bogini / pani bóg jest intrygujący i robi się coraz bardziej z każdym odcinkiem. Jej charakter bardziej przypomina takie typowe "nietypowe" niegrzeczne anioły - tylko że wszystko wie i wszystko może. Aczkolwiek - jest relacja pomiędzy ludźmi, jej istnieniem i istnieniem Fatum. A że Fatum jest trochę sobą znudzony i kombinuje, jak by tu nie istnieć, wyczuwam jakieś podejrzane intencje. Myślałam, że nie będę lubiła tego trójkąta miłosnego na drugim planie, ale pani bóg była postacią zdecydowanie bardziej godną nielubienia.
Po pierwsze, mieszkanie Na Ji-ny podobało mi się chyba nawet bardziej niż mroczny dom Fatum. Po drugie, aktor, który grał Cha Joo-ika powinien iść i grać wampiry, bo wygląda idealnie do takie roli. Nawet w którymś odcinku bohaterowie przyznawali, że sam Cha Joo-ik jest jak wampir.
W sumie to powinnam napisać, że trójkąt miłosny mógłby dostać własną dramę, bo do tej jest doklejony i całościowo nie ma to za wiele sensu. Jasne w trójkąt są uwikłani: menadżer głównej bohaterki, jej przyjaciółka pisarka (tych dwoje widzimy w kadrze powyżej) oraz współlokator menadżera będący jednocześnie szefem brata bohaterki. Ich wątek tonalnie, fabularnie różni się znacząco od głównego wątku. I tak jak pisałam - początkowo bardzo mi się nie podobało, to w którą stronę zmierza, później zaczęłam go rozpatrywać, jako osoby byt wewnątrz serialu. I jako taki sprawdzał się nawet nieźle, bo naprawdę główny wątek był konfundujący. Z czasem nawet się jakoś tam się zaangażowałam w relację tych bohaterów, a pod koniec serialu bardzo żałowałam, że w początkowych odcinkach główna bohaterka i Cho Joo-ik nie mają więcej interakcji, bo bohaterowie mieli ciekawą chemię.
Ostatecznie nie wiem, czy ta drama mi się podobała. Dużo obiecywała, podobały mi się niektóre początkowe pomysły. Pierwsze odcinki były też bardzo zabawne. Później nawet tego zabrakło. Można to wyjaśnić tym, że główna bohaterka w sumie czeka na śmierć względnie koniec świata. Ale z czasem motywacje bohaterów i pomysły scenariuszowe zaczynają się mieszać, robią się konfundujące dla widza, nie wiadomo, co z czego wynika. Wiele rzeczy okazuje się jeszcze bardziej powierzchownych, niż się wydawały. Brakowało jakiejś spójności, głównej myśli. Koncept Fatum był wykorzystany bardzo słabo. Cały w sumie potencjał tej historii został słabo wykorzystany. A ja naprawdę do końca w nią wierzyłam. Natomiast doniesienia o oglądalności z Korei sugerowały, że widzowie rozpoznali, że będzie to słabszy serial dużo wcześniej.
Pozdrawia, M
Bohaterka naprawdę nie ma łatwego życia i jest w nieciekawej sytuacji. Szkoda, że późniejsze odcinki są słabsze.
OdpowiedzUsuńNie słyszałam wcześniej o tej dramie. W ogóle ostatnio mało dram oglądam - parę miesięcy temu obejrzałam Flower of Evil oraz Tale of The Nine-Tailed, który mi się spodobały.
OdpowiedzUsuńSkoro nie polecasz, nie będę się zabierać za Doom at Your Service
Dramy to nie moje klimaty.
OdpowiedzUsuńNiepotrzebną postacią to był dopiero mąż ciotki xd Wg czy tylko mi się wydawało że jak rozmawiali ze sobą to ona i tak mówiła po koreańsku czyli on nic nie rozumiał? xd
OdpowiedzUsuńJa przez cały serial czekałam aż jakoś bardziej połączą wątek trójkąta przyjaciółki z główną fabułą ale się nie doczekałam
Mnie też pierwsze odcinki zachwyciły ale im dalej w las tym było coraz bardziej mdło. Masa zmarnowanego potencjału, nawet ten zapowiadany od początku dramatyczny wybór bohaterki nie wywołał ostatecznie żadnych emocji. Jakby przynajmniej nie było happy endu, może to by go troszkę uratowało
Ale jedno się udało - bardzo przypadł mi do gustu soundtrack
Fakt o nim w ogóle zapomniałam!
UsuńTak zapomniałam wspomnieć o piosenkach, a to zdecydowanie lepszy (jeśli nie najlepszy) element serialu!
Interesująca drama ❤
OdpowiedzUsuńCześć! Przypadkiem dzisiaj trafiłam na twój blog i chyba będę wpadać częściej, bo tematycznie to trochę moje klimaty :D Zgadzam się z twoją recenzją, miałam bardzo podobne odczucia oglądając te 10 pierwszych odcinków, po których zrezygnowałam, bo właśnie - powierzchowność scen i dialogów, brak logiki w działaniach bohaterów, sprowadzenie ciekawego na początku konceptu do typowej romantycznej dramy... Generalnie szkoda niewykorzystanego potencjału.
OdpowiedzUsuńAh, i aktor grający managera głównej bohaterki rzeczywiście grał już wampira w historyczno-fantastycznej dramie "The Scholar Who Walks The Night" :D więc przypuszczam, że uwagi rzucane przez bohaterów w dramie to były odniesienia to tego faktu ^^
Pozdrawiam!
Zapraszam serdecznie!
UsuńTeraz nie pozostaje mi nic innego niż obejrzeć "The Scholar Who Walks The Night"!
Moje przyjaciółki są mocno wkręcone w azjatyckie dramy :) Ja jakoś nie złapałam bakcyla, ale jak u ciebie poczytam, to chociaż będę wiedziała o czym mówią :)
OdpowiedzUsuń