sobota, 17 lipca 2021

O pracy magisterskiej i egzaminie dyplomowym

Hello!

Przez rok pracy nad licencjatem pisałam o nim na blogu dużo - wymyśliłam sobie taki temat, że musiałam czytać mnóstwo książek, co przekładało się na recenzje. O pracy magisterskiej wspominałam, ale nie było zbyt wielu okazji, aby dokładnie przedstawić to, czym zajmowałam się przez ostatnie dwa lata. 

Obrazy Korei w tekstach kultury
 

Po licencjacie o sposobach zapisu koreańskich nazw własnych w polskich książkach wiedziałam, że będę chciała kontynuować opieranie się w pracy naukowej na książkach o Korei. Pozostawało pytanie na czym dokładnie. Początkowe plany były takie, aby pisać wydawanych w Polsce książkach o Korei Północnej i nawet miałam wybrane 3 czy 4 lektury. Właśnie - dla mnie jest to ważne: zajmuję się narracją o Korei w Polsce czy też obrazem Korei w Polsce, stereotypem i tym podobne. To taka perspektywa. Gdy pisałam rozdział teoretyczny (głównie na podstawie Orientalizmu Saida, grzechów narracji o Innym Natalii Bloch, koncepcjach związanych z obrazem świata i stereotypem oraz podróżowaniem i turystyką - turystyka to taki ciekawy temat!) moja promotor odkryła, że w Warszawie jest wystawa Splendor i finezja. Duch i materia w sztuce Korei. I od słowa do słowa - pierwszy rozdział analityczny mojej magisterki dotyczył właśnie tej wystawy. 

To było wyzwanie. Bo chociaż miałam tekst teoretyczny, do którego się odnosiłam, to jednak nie  za bardzo wiedziałam cokolwiek o muzealnictwie. Jak się też później okazało większość polskich badań nad muzealnictwem, które mogły być dla mnie przydatne powstała w latach 1970-1980. (A gdy już napisałam ten rozdział, ba ten rozdział trochę zmieniony będzie opublikowany w czasopiśmie, to numer "Tekstów Drugich" został poświęcony muzeom...). W zeszłym roku o tej porze bardzo intensywnie nad tym rozdziałem pracowałam.   

Nie pamiętam dokładnie, jak to wyszło, że ostatecznie wybrałam do analizy jeszcze dwie książki. Wiem natomiast dlaczego. Ponieważ zarówno Światu nie mamy czego zazdrościć, jak i Korea Południowa. Republika żywiołów mogą być uznane pod pewnymi względami za najlepsze książki na temat odpowiednio Korei Północnej i Korei Południowej na polskim rynku wydawniczym. Więc to, co o nich napisałam w magisterce jest... mocno krytyczne. Nikt, kto czyta bloga, nie jest zaskoczony. Aczkolwiek w czasie całego pisania magisterki ani razu nie wracałam do recenzji tych książek, które napisałam na blogu. Może ciekawie byłoby to zrobić. Ogólnie jednak gdybym miała napisać, czym te dwie książki wyróżniają się najbardziej - to tym, że Światu... to bardzo konkretna i blisko ludzi książka reporterska, a nie opracowanie dotyczące polityki czy stosunków międzynarodowych. I oczywiście nie jest to typowa relacja uciekinierów. Republika żywiołów zaś - nieco odwrotnie. Gdy spojrzy się na książki jakoś związane z Republiką Korei to w większości dotyczą one jakiś szczegółów (pracy, k-popu, k-beauty). [Ah, jest jeszcze jeden gatunek, który odnosi się do obu tych krajów - relacje z podróży czy raczej po podróży. W każdy razie - to nie są te książki.] A Republika żywiołów - no właśnie - przedstawia taki powiedzmy całościowy (nie powiem Wam w ilu akapitach udowadniam, że wcale nie jest taki całościowy, ale to nieistotne) obraz Korei Południowej. Taka ciekawostka, w sumie to sekret - uwielbiam pisać na polskim rynku wydawniczym albo książki wydawane w Polsce, bo dosłownie mam taki plik, do którego, z podziałem na lata, wpisuję sobie książki dotyczące Korei (oraz literaturę koreańską oraz autorów koreańsko-amerykańskich - w osobnej tabelce) i mogę łatwo sprawdzić kto, co i kiedy wydał i jak się to wpisuje w jakieś trendy. O ile one istnieją. Jakby ktoś potrzebował bibliografii to mogę służyć pomocą.

Chyba gdybym miała wybierać, którą książkę analizować raz jeszcze to zdecydowałabym się na Republikę żywiołów

Jeśli zaś chodzi o obronę to wyszło całkiem zabawnie. Moja praca teoretycznie jest literaturoznawcza. Przy czym ja mam bardzo tekstologiczne podejście do tekstów - co się na pewno wiąże z moją specjalizacją, tematem licencjatu i pracą jako redaktor/korektor. W każdym razie byłam prawie pewna, że moja promotor zapyta mnie o rozdział o książce Światu nie mamy czego zazdrościć. A ona najpierw zapytała mnie o film Parasite - mówiłam o obrazie Korei oraz o recepcji i tym, czy możemy mówić o obrazie Korei, który tworzą recenzje tego filmu. Później - o rozdział o wystawie. Aby podsumować najważniejsze wnioski analizy. Oraz poza protokołem - o eksponaty, które mi się najbardziej podobały. Bo jakoś chyba nigdy nie było okazji. Natomiast od mojego recenzenta dostałam pytanie o... obraz Korei Północnej w filmie Defilada. Moja promotor była zaskoczona, mi się chciało śmiać. Jakbym kończyła kulturoznawstwo (albo filmoznawstwo) nie filologię polską. Notabene akurat wszystkie trzy, które broniłyśmy się jednego dnia, prezentowałyśmy prace obrazujące zwrot kulturowy w badaniach nad literaturą, bo pisałyśmy o: Czechach, Rosji i Korei. 

Co prawda ani recenzent, ani przewodniczący komisji nie zapytali mnie o to, czy pojechałabym do którejś z Korei - takie pytanie usłyszałam na licencjacie - ale poza protokołem recenzent pytał skąd mi się zainteresowanie Koreą wzięło. Wydaje mi się, że wspominałam o tym na blogu, ale może nie. Ogólnie są dwie "wersje" - obie prawdziwe. Po prostu wersja oficjalna pomija fakt, że w ogóle zaczęłam zwracać uwagę na Korę przez k-pop (chociaż tak naprawdę, naprawdę moje pierwsze zetknięcia z Koreą dotyczą pielęgnacji, urody i informacji o operacjach plastycznych) i zaczyna się od tego, że polskie media podłapały temat, że jakiś piłkarz, jeśli Korea Południowa coś tam wygra, nie pójdzie do wojska. A że jego imię było w tychże doniesieniach medialnych zapisywane na wszelkie możliwe sposoby, zaczęłam się zastanawiać, dlaczego tak jest. A potem już poszło i przerodziło się to w mój licencjat. 

Prawie zapomniałam - w mojej magisterce jest też ankieta! Ale o niej napiszę osobno i to chyba nawet dwa wpisy. Myślę, że za tydzień pokaże się pierwszy, w którym przedstawię trochę jej wyników.

Przy ogłaszaniu oceny okazało się, że mam jakąś super mega średnią, że to wszystko, co mówiłam jest mega ciekawe, że wybrałam sobie specyficzny, ale interesujący obszar wiedzy. Że wykonałam mrówczą pracę. Ale chyba najbardziej poruszyły mnie słowa recenzenta: "No to jest pani teraz ekspertem. Cóż, nie ma zbyt wielu ludzi, którzy zajmują się tymi tematami, więc na pewno będę panią w przyszłości czytał". Mniej więcej. Ja? Ekspertem? Trochę się cieszę, bo wiem, że to raczej nie było powiedziane jako taki tam komplement na zakończenie egzaminu. Brzmi to też poważnie, ale jednocześnie to bardzo budujące. 

Gdybyście byli zainteresowani jakimiś szczegółami albo innymi wrażeniami, to z ogromną chęcią odpowiem na pytania!

LOVE, M

2 komentarze:

  1. Super! Gratuluję! Masz ciekawe zainteresowania :) Też mnie ciekawi Korea jako kraj i chciałabym tam kiedyś pojechać i pozwiedzać. Ale jako ludzie to już niestety jestem na nie. Mój mąż pracuje w Koreańskiej firmie i to jest niestety masakra. Dla nich na pierwszym miejscu jest praca. Nie rodzina, nie przyjaciele, nie wolny czas. Praca, praca. Siedzą w niej od rana do nocy od poniedziałku do niedzieli, czasem nawet śpią. Denerwują się, bo wszystko powinno być na wczoraj, Polacy za mało pracują. No niestety, taka mentalność azjatycka. Ciekawe jakby współpracowali z Afrykanami albo Włochami czy Grekami, to by się zdziwili, że wszystko może być jutro, albo pojutrze, a najważniejsza jest fiesta i siesta :)

    OdpowiedzUsuń

Jesteście dla mnie największą motywacją.
Dziękuję.
<3