Hello!
Dawno, dawno temu... w roku 2018 Cuda za rogiem podbijały polską blogosferę. Z ciekawości (oraz bo okładka) upiłam tę książkę, chociaż zwykle tego nie robię. Jednak zabranie się za jej czytanie nie szło mi dobrze. Aż do teraz.
Tytuł: Cuda za rogiem
Autor: Keigo Higashino
Tłumacz: Nikodem Karolak
Wydawnictwo: Wydawnictwo Otwarte
Zwykle nie mam długich przestojów czytelniczych. Nawet gdy mam, nie martwią mnie one szczególnie. Ale tym razem skakałam od książki do książki, próbowałam czytania e-booków i nic mi nie szło. Aż przypomniałam sobie o sławie Cudów za rogiem i pozytywnym szumie, który towarzyszył tej książce. Po połowie pierwszego rozdziału zrozumiałam, dlaczego blogosfera tak uwielbiała tę książkę, a po zakończeniu pierwszego rozdziału wiedziałam, dlaczego wiele osób odbierało ją osobiście.
Zacznę od tego, że Cuda za rogiem to bardzo życiowa książka - i to na wielu poziomach. Bohaterowie są zaskakująco prawdziwi. Z łatwością można zrozumieć, dlaczego się frustrują, dlaczego są ciekawi, dlaczego tak a nie inaczej odbierają pewne rzeczy - bo każdy choć raz musiał być postawiony w ich sytuacji. Nie powiedziałabym, że łatwo dokładnie utożsamić się z bohaterami, ale z różnorodnością ich stanów emocjonalnych - już tak. To takie piękno rozbrajającej prostoty. Chociaż z drugiej strony - życie żadnego z bohaterów tej książki nie jest łatwe.
Bohaterowie komunikują się głównie za pomocą listów. Mnie nie trzeba przekonywać, że pisanie może mieć magiczne właściwości i samo wyrzucenie z siebie rzeczy, przelanie ich na papier już ma terapeutyczne właściwości, ale jeśli kogoś trzeba, to ta książka może to zrobić. Z kolejnej strony, która wnika z poprzedniej, czasami człowiek chce się komuś zwierzyć albo szuka rady, ale tak naprawdę wie, co chciałby usłyszeć. I tak zrobi swoje. Jest to napisane w Cudach za rogiem wprost, choć akt pisania - poza wspominaniem, że bywał trudny - nie jest podkreślany.
Liczyłam, że znajdzie się w Cudach za rogiem nieco więcej przemyśleń, może filozofii, ale jednocześnie to proste założenie "pytanie o radę i co z tego wynika" oraz obserwowania bohaterów, gdy rady zostają wprowadzone (lub nie) w życie, musi czytelnikowi wystarczyć. Ponadto to zaskakująco kameralna książka. Sklep Namiya miał swoją lokalizację w małym miasteczku; ważny jest sierociniec oraz zdecydowanie mniej - Tokio. W trakcie lektury czytelnik odkrywa także powiązania pomiędzy bohaterami.
Miejscami Cuda za rogiem przypominają animację Hotarubi no Mori e - oczywiście bardziej jeśli chodzi o wywoływane emocje niż wydarzenia.
Książkę czyta się bardzo szybko (naprawdę bardzo), ale nie wiem, czy wynika to w stu procentach z tego, jak dobrze się ją czyta i tego, że jest wciągająca, czy też udział ma w tym wydanie - to znaczy książka spokojnie fizycznie mogłaby mieć mniej stron. Ale nie będę narzekała na wydanie, bo jest bardzo ładne, sama okładka to chyba najładniejsza okładka, jaką mam w kolekcji.
Jedna rzecz, która doprowadzała mnie do furii w trakcie czytania, to to ile razy "znalezienie męża i założenie rodziny" było podane, jako rozwiązanie problemu dla kobiety. Ale być może trzeba to jednak złożyć na karb ignorancji samych bohaterów nie autora, bo są w książce opowiedziane także zupełnie inne historie - bez męża i rodziny.
Cuda za rogiem serdecznie polecam, szczególnie osobom, które lubią w gruncie rzeczy kameralne opowieści z nutką magii.
Zapraszam na blogaskowego Facebooka oraz mojego Instagrama!
LOVE, M
Ta nutka magii mnie zaciekawiła :)
OdpowiedzUsuńFajnie, że okazała się dobra❤
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś się skuszę na lekturę tej książki.
OdpowiedzUsuńJeśli ta książka wpadnie mi ręce, chętnie ja przeczytam, choć nie jestem fanką magii :)
OdpowiedzUsuńCzytałam tę książkę i mile ją wspominam. :)
OdpowiedzUsuńNa razie nie mam jej w planach, ale nie mówię też nie :)
OdpowiedzUsuńO, a ja nie zauważyłam, że blogosfera wychwalała tę książkę. No niestety, ale niektórzy co głupsi ludzie do dziś myślą, że wyjście za mąż i urodzenie dzieci to cudowny lek na wszystkie problemy. :)
OdpowiedzUsuńCzytałem tę książkę, ale również nie tak dawno, bo w 2020 roku. A wrażenia, jakie odniosłem w trakcie lektury są b. zbliżone do Twoich - autor bardzo ciekawie pokazuje, jak ważne jest opowiedzenie o dręczących nas problemach i otrzymanie najmniejszego choćby wsparcia. No i klimat, jaki udało się wytworzyć faktycznie jest b. kameralny.
OdpowiedzUsuńNie koniecznie dla mnie. Jednak zdaję sobie sprawę, iż szybko znajdzie swoich fanów. ;)
OdpowiedzUsuńKsiążka wydaje się być ciekawa :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Dawno temu widziałam tę książkę na blogach recenzentów. Jakoś nie jestem przekonana. Ładna okładka, ale treść nie dla mnie.
OdpowiedzUsuńOj nie słyszałam o tej książce wcześniej, chociaż to już cztery lata odkąd była bardziej znana. Co do pisania tych listów, to pewnie czytając tą książkę, aż by mnie naszła na to ochota, bo tak jak mówisz, jest w tym coś wyjątkowo magicznego! Szkoda, że ta książka powiela ten mit, że kobieta musi znaleźć męża i założyć rodzinę. Tak jakby to była jedyna możliwość do zostania szczęśliwym człowiekiem!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko i zapraszam na najnowszy post!
Z tym znajdowaniem męża to sprawa jest trochę bardziej skomplikowana w ramach relacji czas-miejsce akcji-bohaterowie-autor, nie chciałabym się nad tym rozwodzić za bardzo, ale to nie jest tak jednoznaczne.
UsuńTytuł zanotowałam. Jakoś przegapiłam wcześniej tę książkę :)
OdpowiedzUsuńCzytałam :) ale nie zachwyciła mnie. Właściwie nie kojarzę już fabuły:p
OdpowiedzUsuńMam w planach, ale nie wiem kiedy przeczytam ;)
OdpowiedzUsuń