Hello!
Po raz kolejny nadszedł czas sesji, a ja napisałam ten wpis już jakiś czas temu i teraz chyba jest najlepszy moment, aby go opublikować!
Wierzcie mi, to nie jest tak, że łatwo mi to pisać i przekonywać Was, że to się sprawdza. Sama gdybym to przeczytała przed studiami, pewnie bym w to nie uwierzyła, bo mam alergię na "złote rady" przypadkowych osób z internetu oraz na kult optymizmu. Ale czuję, że po latach studiowania i przekonaniu się, że podejście wiele zmienia, w końcu mogę o tym pisać.
Otóż najgorszą rzeczą, którą możesz sobie zrobić przed egzaminem jest złe nastawienie się do osoby przeprowadzającej egzamin. Tyczy się to głównie egzaminów ustnych.
To może brzmieć jak truzim. Albo jakbym coś naciągała, ale tak nie jest. Wchodząc na egzamin, zmuś się, aby powiedzieć profesorowi "Dzień dobry" z uśmiechem na ustach. Najlepiej też zapomnij o tym, że znasz tego profesora, co o nim czy o niej słyszałeś. Wbrew pozorom zdawanie egzaminów u prowadzących, z którymi nie miało się zajęć ma swoje plusy - oni cię nie znają, ty nie jesteś wobec nich uprzedzony. Wejście na egzamin z uśmiechem, skupieniem i trochę taką czystą kartą to naprawdę 3/4 sukcesu. Pod warunkiem, że oczywiście na egzamin się uczyłeś.
W internecie jest mnóstwo porad, aby wzajemnie się nie nakręcać przed egzaminem - bardzo słusznie. Powtórki w miłym gronie ratowały odpowiedzi wielu moich znajomych, bo nagle zapamiętywali rzeczy, o które potem byli pytani. Nakręcanie się i szczególnie oczekiwanie w napięciu na wyjście pierwszych osób potęguje stres.
Trzeba pamiętać, że każdy jest inny i każdy będzie miał inne wrażenia. Nie przejmujcie się hasłem "Ale on/ona strasznie dopytuje i wyciąga". Najczęściej profesorowie dopytują i wyciągają, aby postawić Wam albo 3 i już Was nie widzieć na oczy w przyszłości, albo na wyższą ocenę, bo czują, że coś wiecie, ale może akurat nie dokładnie to, o co pytali. Sama miałam taką sytuację, że odpowiedziałam na już na wszystkie pytania, ale w jednym nie powiedziałam to końca tej rzeczy, którą chciał profesor. I dobre 7 minut mnie dopytywał i próbował nakierować na odpowiedź, którą niestety zapomniałam. Dostałam 4.5, ale profesor naprawdę chciał mi postawić 5.
Naprawdę nie zakładajcie złośliwości albo ogromnych wymagań profesora z góry. Naprawdę, nawet jeśli nie lubiliście zajęć z tą osobą, jeśli słyszeliście o niej tylko złe rzeczy.
Jeśli macie pytanie egzaminacyjne typu sami wybieracie sobie zagadnienie i macie je omówić (nie wiem, na ile jest to popularne, na filologii polskiej byli prowadzący, którzy tak robili: 2 pytania losowane + zagadnienie studenta), omówcie jest dosłownie tak, że zagadacie profesora. To działa. Jeśli macie podane konkretne zagadnienia a wręcz dokładnie pytania, ale przed egzaminem i tak się stresujecie i jeszcze wszystkich ludzi dookoła - to przepraszam, ale nauczyć się za Was nikt nie nauczy, a łatwiej niż podanie pytań, nie będzie.
Na egzaminie zasadniczo odpowiada się na zadane pytania, ale część egzaminów to były także rozmowy dookoła tych pytań egzaminacyjnych. A wręcz egzaminy zdalne to dopiero była okazja do rozgadania się. Strategia robaczka i trąby słonia też się niekiedy sprawdza.
Ogólnie najważniejsze jest jednak, aby mieć grubą skórę i pamiętać, że doświadczenie osób, które właśnie wyszły z egzaminu, wcale nie musi być twoim doświadczeniem. Bo dostaniesz pytania, z którymi lepiej się czujesz, bo ktoś przed Tobą będzie odpowiadał i jego odpowiedź Cię oświeci, bo ogólnie wiesz, że Ty danego prowadzącego lubisz, a osoba, która właśnie wyszła i tak była do niego uprzedzona.
Oczywiście są prowadzący, którym nie zależy, są złośliwi na granicy znęcania się psychicznego nad studentami - i jeśli są na to argumenty i doświadczenia innych osób, to bardzo mi przykro, ale ta strategia uśmiechu i czystej karty raczej nie zadziała. Ale jeśli Twój stres przed egzaminem wynika z tego, że ktoś Cię nakręcił albo tylko z tego, że nie lubisz prowadzącego - NAPRAWDĘ wejście na egzamin z uśmiechem, a wręcz pewnego rodzaju entuzjazmem (nawet sztucznym i do którego musisz się zmusić), może zrobić ogromną różnicę!
Zapraszam na blogaskowego Facebooka oraz mojego Instagramy (bookart_klaudia) oraz redaktorskie_drobnostki!
Fajny pomysł na post.
OdpowiedzUsuńJako wykładowca mogę tylko przyklasnąć twojemu wpisowi. Wprawdzie ja ustnych egzaminów nie robię, ale studenci często są już tak źle nastawieni do sesji, do egzaminu w ogóle, że potem ze stresu wszystko zapominają.
OdpowiedzUsuńDobre rady. Ja akurat lubiłam wykładowców, którzy robili egzamin ustny, więc nie musiałam się zmuszać do pozytywnego nastawienia, ale to cenna wskazówka.
OdpowiedzUsuńDokładnie - zgadzam się z Tobą. Nastawienie ma ogromne znaczenie :)
OdpowiedzUsuńCiekawy temat. Może wyślę ten post mojemu bratu, studentowi. :)
OdpowiedzUsuńJuż nie pamiętam czym jest stres egzaminacyjny... ale za jakiś rok sobie przypomnę :)
OdpowiedzUsuńUśmiech nie zaszkodzi :)
OdpowiedzUsuń