Hello!
Wspominałam już, że bardzo, bardzo lubię Park Bo-young i od 2017 roku staram się oglądać wszystkie dramy, w których gra (Abyss zaczęłam, ale nie dokończyłam; a Light Shop jeszcze nie miałam okazji zacząć). Melo Movie też oczywiście było na mojej liście, ale być może zabranie się do seansu zajęłoby mi dłużej, gdyby nie to, że przeczytałam, że drama okazała się trochę klapą, bo nie dostała się do Top 10 seriali na Netflixie. I poczułam, że ktoś musi jej szybko dodać kilka godzin czasu oglądania!
Spoilery!
To pierwsza drama od lat (ostatni wpis ulubione piosenki z dram był w czerwcu 2022 roku! i chociaż mam zapisane utwory na kolejny, to nie ma ich nawet pięciu), której OST zwrócił moją szczególną uwagę. I jak się potem okazuje, to nawet bardzo pasuje do serialu i tego, co ostatecznie wyniknęło w nim dla jednego z bohaterów.
Melo Movie opowiada historię dwóch par - obie poznajemy w pierwszym odcinku, który wydaje się nieco gnać przez fabułę, tylko po to, aby ostatecznie okazało się, że właściwa akcja serialu będzie się działa pięć lat później. Ko Gyeom (grany przez Choi Woo-shika) - którego poznajemy jako statystę - zostaje krytykiem filmowym, a Kim Mu-bee (Park Bo-young) - pracująca na planie - reżyserką. Ko Gyeom pozostawił ją bez słowa, ale ich ścieżki znów się przecinają, a on postanawia mimo wszystko nie dać za wygraną, choć początkowo denerwuje Mu-bee jeszcze bardziej, niż gdy początkowo się poznali. A na dodatek - czyż krytycy filmowi i reżyserzy nie są śmiertelnymi wrogami?
To taki miły serial do oglądania. Żadnych czeboli, (prawie) żadnych przerysowanych elementów, po prostu dwoje bohaterów, których losy jakoś się ze sobą splatają i którzy funkcjonują w serialu na mniej więcej równych zasadach.
Mniej więcej, bo narracja więcej uwagi poświęca głównemu bohaterowi - jego brat jest ważną częścią opowieści, jego przyjaciele są drugą serialową parą, nawet przyjaciel z dzieciństwa głównej bohaterki zostaje adoptowany przez Ko Gyoma i jego brata. Reżyser filmu, na planie którego nasi bohaterowie się poznają, też staje się przyjacielem głównego bohatera. Autorką scenariusza filmu, przy którym pracuje główna bohaterka w trakcie fabuły jest wspominana przyjaciółka Ko Gyoma - także Kim Mu-bee niezaprzeczalnie jest nieco pozbawiona "swoich" postaci drugoplanowych (fabuła nieco to wyjaśnia faktem, że nie jest ona zbyt przyjacielska z natury).
Gdybym miała określić tę dramę jednym słowem, to powiedziałabym, że jest ona łagodna. Nie wiem, dlaczego Melo Movie (albo Światła, kamera, miłość) jest przypisane do gatunku komedia romantyczna, gdy to wręcz typowy serial obyczajowy (a gdyby był anime, zostałby określony "okruchy życia"). Jak w k-dramach bywają tam slapsticowe komediowe sceny, ale Melo Movie jest o wiele mniej komediowe niż typowe k-dramy (pewnie dlatego że to produkcja Netflixa). Oczywiście serial bywa zabawny, ale z drugiej strony porusza poważniejsze tematy, a nawet wydaje się, że widzowie mogą sobie zdawać sprawę z pewnego mroku kryjącego się w fabule lepiej niż bohaterowie.
Tak nawet z praktycznego punktu widzenia, co prawda nie zostaje pokazane bardzo dokładnie, jak nasi bohaterowie pracują, ale wiemy, że oboje pracują dużo, bo widują się praktycznie tylko wieczorami. I tak te ich podchody do siebie z różnych stron można by uznać za elementy komedii romantycznej, a jednak wydawało mi się, że bohaterowie dużo bardziej muszą mierzyć się ze swoimi wewnętrznymi demonami i próbami zrozumienia samych siebie i swojej rodziny niż siebie nawzajem i jak na bohaterów, jak by nie było romantycznego serialu, dawali sobie naprawdę dużo przestrzeni do radzenia sobie z życiem na własny sposób, działając tam, gdzie było to potrzebne, ale bez narzucania i siebie, i rozwiązań.
Strasznie - i to strasznie - nie przypadła mi do gustu druga bohaterka dramy Son Ju-a (grana przez Jeon So-nee). Za Chiny ludowe nie mogłam pojąć, o co jej chodziło i jaki miała cel w swoich działaniach. Nie wiem, czy nie zdawała sobie sprawy ze swojej natarczywości, czy coś innego stało za jej nachodzeniem zarówno Kim Mu-bee, jak i Si-juna (czyli drugiego bohatera dramy; gra go Lee Jun-young). I nawet gdy poznajemy ich historię, to nie wyjaśnia motywów jej zachowania w teraźniejszości. Do ostatniego odcinka nie mogłam zrozumieć, co ona chciała osiągnąć. I naprawdę bardzo chciałam, aby ona i Si-jun do siebie nie wrócili, gdyż Ju-a na koniec pierwszego odcinka zrywa ich siedmioletnią relację - i nie wrócili!
Melo Movie to nie jest rewolucyjna i zmieniająca życie drama, przypuszczam, że znajdą się ludzie, którzy po prostu uznają ją za nudną - a jednak potrafiła być zaskakująca w pokazywaniu różnych perspektyw bohaterów i zwyczajnie naprawdę po prostu dobrze się ją oglądało.
Zapraszam na blogaskowego Facebooka oraz moje Instagramy (bookart_klaudia) oraz redaktorskie_drobnostki!
Trzymajcie się, M
Jeszcze nigdy nie widziałam żadnej dramy, chyba muszę w końcu to zmienić??
OdpowiedzUsuńPrzyznam szczerze, że od jakiegoś czasu nie oglądam ani filmów ani seriali - szkoda mi na to czasu, jednakże może kiedyś skuszę się to obejrzeć, więc tytuł zapisuję :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Nie znam. Ale trochę mnie zaciekawiłaś tymi dramami.
OdpowiedzUsuńOglądam właśnie tę k-dramę. Spokojna, życiowa. :)
OdpowiedzUsuńBrzmi ciekawie :) środowisko filmowców i krytyków to zawsze intrygujący temat :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że mogłaby mnie zaciekawić ta drama 🙂
OdpowiedzUsuńNigdy nie słyszałam o tym serialu i jak widać niewiele straciłam :)
OdpowiedzUsuńRzadko sięgam po dramy, ale chyba wreszcie muszę zacząć!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!