Hello!
Choć obserwowałam - i to nawet uważnie - trend wydawania kocykowej / przytulnej / cosy (cozy) literatury z Korei Południowej, jakoś nigdy nie było mi dane, przeczytać czegoś z tego podgatunku (albo hasła marketingowego, jak kto woli) (chyba że Piekarnia czarodzieja się do niego zalicza). Ani mnie do niego nie ciągnęło, ani zachęcał on bibliotek w moim mieście, aby kupować przytulne książki do swoich zbiorów (ale taką Han Kang - i to jeszcze przed Noblem - bez problemu można było dostać). W każdym razie nadarzyła się okazja w postaci Audioteki i postanowiłam książki Witajcie w księgarni Hyunam-Dong wysłuchać.
Tytuł: Witajcie w księgarni Hyunam-Dong
Autorka: Hwang Bo-reum
Tłumaczenie: Dominika Chybowska-Jang
Wydawnictwo: Albatros
Momentami ta książka jest niemożebnie pretensjonalna i naiwna. Najczęściej objawia się to w rozdziałach pisanych z perspektywy głównej bohaterki (narracja nie jest pierwszoosobowa, ale zasadniczo skupia się na jednym bohaterze w danym momencie), a gdy poznajemy więcej jej historii, jej obecny sposób podejścia do życia - albo nie tyle sam sposób, co to, jak jest on opisywany - zamiast się rozjaśniać, tylko się zaciemnia. Trudno napisać także coś więcej o jej charakterze, bo wydaje się dość niespójny, chociaż jako czytelnicy jesteśmy przekonywani, że zmienia się w trakcie opowieści. Bohaterka ma 38 lat, akcja książki toczy się przez jakieś dwa plus jeden i jeśli można zauważyć, że dzieje się coś ciekawego z bohaterką to może w trzech ostatnich rozdziałach.
Podczas słuchania często nie mogłam powstrzymać wrażenia, że główna bohaterka ze swoimi przemyśleniami na temat literatury zostałaby szybko pozbawiona wszelkich złudzeń dotyczących książek, na pierwszym roku filologii/literaturoznawstwa. Jednocześnie być może byłaby to książka, która mogłaby dotrzeć do młodszej młodzieży, bo przemyślenia bohaterki są niezwykle proste i jak wspominałam naiwne, ale wydaje się, że mogłyby stanowić dobry punkt wyjścia do dalszych, bardziej ustrukturyzowanych rozważań dotyczących książek w życiu młodych osób. Ale też im bliżej końca książki tym mniej w niej o literaturze, a więcej o czym innym.
Gdybym miała czytać Witajcie w księgarni Hyunam-Dong, to istnieje duża szansa, że nie doczytałabym tej książki. Natomiast do słuchania nie była najgorsza. Nie powiedziałabym, że bawiłam się przednio, poznając losy bohaterów, ale to spokojna opowieść, naprawdę niezła do słuchania w trakcie spacerów.
Niektóre elementy czy epizody książki naprawdę mnie rozbawiły czy szczególnie mi się spodobały. Na przykład pracownik głównej bohaterki mający duże wątpliwości co do zbyt dobrych warunków zatrudnienia, fakt, że autorka nie uciekała od tematu wykorzystania social mediów (a zdarza się, że osoby piszące udają, że media społecznościowe nie istnieją, co w obecnych czasach wypada mało realistycznie), a wręcz Instagram odgrywa pewną rolę w opowieści (a ja bardzo zastanawiałam się, jak zostało to zaprezentowane graficznie w składzie książki). Naprawdę rozbawił mnie wątek wydawnictwa walczącego z blogerem, który przyczepił się do pokracznych zdań w tłumaczeniu (niemalże znam to z autopsji, zostałam zablokowana przez pewne wydawnictwo w social mediach z podobnego powodu) i ogólnie zahaczał on o branżę wydawniczą.
Natomiast inne odrobinę przyprawiły o zgrzytanie zębów. Na przykład zupełnie nie spodziewałam się wątku romantycznego i niestety jego poprowadzenie nie przypadło mi do gustu, wydawał się naciągany i zupełnie niepotrzebny w narracji. Potencjał najciekawszej postaci w całe książce, czyli baristy, nie został wykorzystany, bo gdy już nieźle go poznawaliśmy, ta część opowieści zostawała przerywana przez inne epizody. Rozdziały w książce są krótkie, żeby nie napisać króciutkie, i niektóre trzymają linię fabularną, ale inne stanowią swoje mikrokosmosy, w których autorka eksploruje albo jednego bohatera, albo jeden temat, albo jedną przygodę z prowadzenia księgarni i kawiarni.
Jak wcześniej pisałam, że gdyby nie fakt, że słuchałam książki, to bym jej nie doczytała, tak wraz z rozwojem i uzewnętrznianiem się romantycznych uczuć bohaterów myślałam, że jej nie dosłucham z powodu zażenowania. I nie do końca wiem, czym ono było spowodowane. Tym, że cała ta książka - mimo teoretycznych prób podejmowania ważnych i głębokich tematów o ludzkim życiu - jest w zasadzie niesamowicie powierzchowna, tym, że jestem nieprzyzwyczajona do słuchania audiobooków, tym, że po prostu po koreańsku inaczej się wyraża i kształtuje zdania i pewnych rzeczy nie przeskoczy się w tłumaczeniu, jeśli nie chce się w nie nadmiernie ingerować, tym, że charakterystyka bohatera, który wyznaje uczucia naszej bohaterce wydała mi się niespójna. Paradoksalnie miałam wrażenie, że im bliżej końca książki byłam, tym niestety stawała się ona słabsza (tak poznajemy w końcu historię właścicielki księgarni, ale po ośmiu godzinach audiobooka, spędzamy z nią już tyle czasu i na tyle zostaje ona przedstawiona czytelnikowi, że naprawdę nie robi już różnicy i zupełnie nie ciekawi, co robiła przed rozpoczęciem fabuły; a na dodatek rozwija się ten nieco niezgrabny wątek romantyczny), i miałam coraz mniejszą ochotę jej słuchać.
Podsumowując, książka Witajcie w księgarni Hyunam-Dong ma swoje lepsze momenty i jednego bohatera, którego obserwowanie życiowych losów jest naprawdę ciekawe, jednak wydaje się, że zyskałaby wiele na uporządkowaniu narracji w bardziej linearny sposób (a ponadto niektóre rozdziały można by z niej spokojnie wyciąć w całości, opowieść i tak jest długa) oraz na większym skupieniu na jakimś temacie, bo ostatecznie to bardzo dużo słów, nie do końca wiadomo, do czego prowadzących, oprócz tego, że najogólniej można by to określić jako książkę o życiu bohaterów. Ale jednak narracje powinny do czegoś prowadzić - jeśli nie w losach bohaterów, to w życiu czytelnika, a to niestety taka lektura, że miło jej posłuchać, ale raczej nie skłania do głębszych przemyśleń oraz nie zostanie w pamięci na dłużej i gdzieś chwieje się na krawędzi tego, że wymaga zbyt wiele czasu, aby się z nią zapoznać. Czy po wysłuchaniu poczułam się jakoś zaopiekowana, szczególnie nastawiona optymistycznie do przyszłości albo ogólnie przytulona - nieszczególnie.
Zapraszam na blogaskowego Facebooka oraz moje Instagramy (bookart_klaudia) oraz redaktorskie_drobnostki!
Trzymajcie się, M
Jeszcze nie czytałam żadnej z tych kocykowych książek, ale ich okładki są zazwyczaj tak urocze, że nie potrafię przejść obok nich obojętnie!
OdpowiedzUsuńCzytałam tę książkę, zapamiętałam ją jako całkiem przyjemną. :)
OdpowiedzUsuńTa książka znajduje się w moich planach czytelniczych. Jestem ciekawa, jak ją odbiorę.
OdpowiedzUsuńLubię książki, których akcja dzieje się w księgarni, ale czytając recenzję nie wiem, czy akurat ta powieść przypadłaby mi do gustu :)
OdpowiedzUsuńMi ta książka przypadła do gustu :)
OdpowiedzUsuń