Hello!
Mój ulubiony serial do oglądania w czasie prasowania powrócił! Co ciekawe, żyję w przeświadczeniu, że ten serial lubię, ale gdy zerknęłam do recenzji pierwszego i drugiego sezonu, okazało się, że moje wrażenie tuż po ich obejrzeniu są raczej mieszane. Cóż, widać czas działa na korzyść tego serialu.
Recenzja pierwszego sezonu
Recenzja drugiego sezonu
Arisu i Usagi żyją sobie jako szczęśliwe małżeństwo do momentu, gdy ich domowy spokój zakłóca naukowiec badający życie pozagrobowe, sekty i inne mroczne elementy ludzkiej egzystencji, a Usagi najwyraźniej daje mu się w coś wciągnąć, ponieważ wciąż nie przepracowała śmierci swojego ojca. Arisu i Usagi nie pamiętają wiele z czasu gier, ale oboje do nich wracają, choć w różnych okolicznościach. Arisu musi uratować Usagi zanim będzie za późno. (To znaczy Alicja goni króliczka i wskoczyła za nim do dziury).
Trzeci sezon Alice in Borderland ma tylko 6 odcinków i równie dobrze mógłby nie powstać. I nie piszę tego z jakąś złośliwością albo z powodu tego, że mi się nie podobał. Chodzi tylko o to, że cały motyw z wracaniem do gier i pokazywaniem ich więcej jest taki... powtarzalny. Gry są ciekawe, ale z założenia mają taki sam poziom trudności, bo wszystko jest jokerem. Przy czym oczywiście one na początku nie wydają się aż tak trudne - chociaż w tym sezonie trzeba mieć często więcej szczęścia niż rozumu - aby potem zaskoczyć ukrytymi utrudnieniami.
To nie tak, że tego sezonu nie ogląda się bez jakiejś przyjemności i zainteresowania, ale mimo pewnych starań twórców odcinkom brakuje nieco ładunku emocjonalnego. I nie bez znaczenia jest, że plot armor w tym serialu jest tytanowy (albo z vibranium czy innego adamantium). Wydaje się, że w jednej z postaci twórcy serialu (bo o ile wiem, materiał źródłowy tu się nie do końca zgrywa ze scenariuszem) próbowali odtworzyć trochę Chishiyę, ale nie powiedziałabym, aby im się to udało. Chociaż z drugiej strony poza Rei (która z powodu imienia i niebieskich włosów, kojarzyła mi się z postacią z Evangeliona) nie ma w trzecim sezonie szczególnie wyróżniających się postaci drugoplanowych w świecie gier. Nowym bohaterem i katalizatorem tego sezonu jest wspominany w opisie naukowiec - Ryuji Matsuyama. I nawet chciałabym coś o nim napisać, bo miał ogromny potencjał na naprawdę intrygującą postać, ale jednak Alice in Borderland w 6 odcinkach to nie jest typ serialu, w którym można zbudować złożoną postać i sprawić, aby widzowie poczuli z nią emocjonalną więź. Tak naprawdę największym osiągnięciem Matsuyamy w tym serialu jest fakt, że Arisu mu przywalił, bo sprowadził Usagi do tego świata. Matsuyama ma swoją motywację, swoją historię, swój konflikt wewnętrzny, ale trudno mieć wobec niego jakieś inne emocje niż ma Arisu (bo przecież to jednak jego oczami poznajemy większość świata gier).
Poza tym, co za koincydencja, że zarówno w drugim/trzecim sezonie Squid Game oraz w trzecim sezonie Alice występuje motyw z ciążą i dziećmi. Nie uważam, że to było jakoś zaplanowane (wydaje mi się, że to niemożliwe, aby scenarzyści znali swoje zamiary), ale niestety w przypadku Alice in Borderland dokłada się to do tego poczucia powtarzalności. Aczkolwiek może i Netflix kazał im, aby te serie były podobne, bo wygląda na to, że i Alice ma globalne ambicje... Tyle że, nawiązując do poprzedniego akapitu, tutaj główni bohaterowie przeżyli.
Najprościej oceniając ten sezon, można napisać, że to znów więcej tego samego, więcej Alicji w Alicji - tylko tyle (i nie aż tyle, bo jednak ze wszystkich trzech, drugi sezon wypada najlepiej - także dlatego, że wtedy najlepiej znamy bohaterów).
Zapraszam na blogaskowego Facebooka oraz moje Instagramy (bookart_klaudia) oraz redaktorskie_drobnostki!
LOVE, M