Kontynuujemy podróż w świat Hannibala Lectera tym razem w książce "Milczenie owiec".
Główna bohaterka (Clarice Starling) nie budzi głębszych uczuć. Ani sympatii, ani szczególnej antypatii. Może dlatego, że niekiedy wydaje się, jakby sama nic nie czuła. Jest ona sfrustrowaną postacią, której wydaje się, że jest ważna. Do tego niczym szczególnym się nie wyróżnia i książka to dość często podkreśla. Ale to właśnie ją wybrano, aby spotkała się z Lecterem. Dość trudno utożsamić się z Clarice. Całą książkę ma się wrażenie, że uczestniczymy we wszystkim z boku, akcja nas nie wciąga. Wszystkie odniesienia do przeszłości bohaterki czy sugestie, tego co ona czuje, nie dodają jej wcale charakteru. Z jednej strony autor chciał chyba pokazać, że taką Clarice mógłby być każdy, a z drugiej jest to jednak postać mało realistyczna.
Za to doktor Lecter jest dużo bardziej realistycznie wykreowany niż Clarice. Może dlatego, że jak wspominałam, pomimo pisania o jej uczuciach jej się nie czuje. Natomiast Hannibal zachwyca. Błyskotliwością, chytrością. Przeraża oczywiście też, jak że by inaczej. Ale właśnie o to chodzi, on wywołuje jakieś uczucia. Bo to czy sam coś czuje to już inna sprawa. On się lubi bawić.
W sumie przez 3/4 książki jedynymi ciekawszymi momentami są spotkania z Lecterem, oraz podążanie za tym co on mówi. Prawie wszystko co policja czy FBI chce zrobić samodzielnie niezbyt dobrze im wychodzi. Późniejsze zamieszanie też oczywiście jest spowodowane Hannibalem. I znów dlatego, że policja nie mogła sobie poradzić. Ta bezradność służb jest dość zaskakująca i niepokojąca, ale to nie główny temat książki, choć z drugiej strony, może to celowe. Wracając do samej książki, nie chce napisać, że 3/4 jest w zasadzie nudne i jedynie doktor Lecter zapewnia nam rozrywkę. I robi to nawet siedząc za kratkami.
W Milczeniu owiec dostajemy za to lepszą zagadkę niż w Czerwonym smoku. A przynajmniej bliżej przyglądamy się jej rozwiązywaniu. Do tego dodajmy ambicje Hannibala, aby pomóc w rozwiązywaniu, czytaj dobrze się bawić i zagrać paru osobom na nosie i śledztwo od razu jest bardziej skomplikowane. Albo zabawniejsze, zależy jak na to spojrzeć. A zagadka się rozwiązała, bo dla Hannibala nie była zagadką, a on postanowił pomóc głównej bohaterce.
A morderca, podobnie jak w Czerwonym smoku, to nie jest jakiś tam sobie zwykły przestępca. Choć mamy dużo mniej rozdziałów, w których jest opisany, to jego postać jest niezwykle interesująca. Ale dlaczego napisać nie mogę, bo to jeden z najważniejszych tropów śledztwa. Sama jednak kreacja i pomysł na zbrodnie jest niezwykle oryginalny. A postać zasługuje na jakieś dogłębne padania psychologiczne.
Znów powtarza się schemat, że cała akcja rozgrywa się pod koniec książki. Wszystkie tragiczne wydarzenia, rozwiązanie zagadki. wręcz zostajemy z jeszcze większą. A nawet sam sposób trafienia do mordercy też był dość ciekawy. A nawet zabawny.
Na szczególną uwagę zasługuje Jack. Z nim najprościej się utożsamić. Autor daje nam też, niewielki, ale zawsze wgląd, w jego życie prywatne. A nie jest ono usłane różami. Jednak temu jesteśmy jednak w stanie uwierzyć, że to postać z krwi i kości. Do tego jest zwyczajnie najsympatyczniejszy. A, że czytelnik potrzebuje postaci, którą może polubić, może jej współczuć i ją zrozumieć więc dostaje Jacka.
Pozdrawiam, M
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jesteście dla mnie największą motywacją.
Dziękuję.
<3