Hello!
Uwielbiam dostosowywać
to co piszę do jakiejś okazji. Nie zawsze mi się udaje, ale
czasami jak sobie coś wymyślę, to temat będzie czekał rok (na
przykład ten z piątkowej notki) aż o nim napiszę. „Anna
Karenina” roku czekać nie musiała, tylko 7 miesięcy. I to
dlatego, że wcale nie miałam o niej pisać Ale przeglądając
kalendarz i ustalając notki o Hannibalu, okazał się, że skończę
je idealnie przed Dniem Kobiet, a postać Anny Kareniny idealnie
nadaje się by opisać ją przy takiej okazji.
Moi rodzice posiadają
kolekcję filmów na DVD, w której znajduje się między innymi „Anna
Karenina” z 1997 roku. Od zawsze mnie ten film interesował, ale
wiedziałam, że jest na podstawie książki więc go nie oglądałam.
Aż do ubiegłorocznych wakacji w czasie, których przeczytałam
książkę. Później obejrzałam pierwszy film, a następnie ten z
2012 roku. Dziś napiszę o wszystkim po trochu.
Od razu zaznaczam, że
nie lubię Anny. Próbowałam ją zrozumieć w książce, nie udało
się. Potem liczyłam, że może w filmach przedstawią ją tak, że
będę w stanie przyjąć jej punkt widzenia i rozeznać się w
motywach jej działań. Nie pomogło. Jednak sama książka mi się
podobała. Trochę za dużo w niej było zagadnień rolniczych w
wykonaniu Lewina i polityki, rzeczy, których nie byłam w stanie
zrozumieć. I w porównaniu z filmami wątek Lewina generalnie był dużo
bardziej rozbudowany. Podczas czytania było to denerwujące, bo w
pewnych momentach zastanawiałam się czemu ta książka ma tytuł
„Anna Karenina”. Ale później przy oglądaniu byłam trochę
zawiedziona, bo jednak to co się u niego działo miało wpływ na
bohaterów. A tych też było całkiem sporo wbrew pozorom. Ale
samolubna Anna ukradła tytuł, powodując moje podwójne
rozczarowanie. Udowadnia swój egoizm, a jednocześnie wywołuje
oczekiwanie poznaia jej historii. Jak już wspominałam bohaterów
jest jednak spora ilość. Przewijają się członkowie rodzin, ale
także księżne czy hrabiny, mniej lub bardziej ważne. Bardzo
światowe towarzystwo. I sprawca całego zamieszania Wroński. Ze
wszystkiego co związane z tą postacią, w pamięć najbardziej
zapadły mi wyścigi konne. I konieczność zastrzelenia konia,
któremu złamał kręgosłup. Bo niestety postać Anny była tak
irytująca, że przyćmiła wszystkie inne.
W filmie z 1997 roku
Annę gra Sophie Marceau, Wrońskiego Sean Bean, a Lewnia Alfred
Molina. Spodziewałam się, że ekranizacja będzie nieco dłuższa,
to sugeruje objętość książki, ale film trwa niecałe dwie
godziny. Anna była odrobinę mniej irytująca, ale dalej jakoś nie
wzbudzała współczucia. Chociaż w jednym momencie, gdzie zmieniono
fakty z książki i bohaterka zamiast z dzieckiem bawiła się z
lalką. Jednak główną siłą filmu są obrazy. Absolutnie
najlepsza scena to ta, w której Anna wyłania się z dymu na stacji
kolejowej, a patrzy na nią jak zahiponotyzowany Wroński.
Fantastyczny jest także bal, a szczególnie moment gdy Karenina goni
Kitty. A jak bal to i muzyka, która, nie tylko w czasie tańców,
była cudowna.
Drugi film odznacza się
wyjątkowo ciekawą koncepcją- teatralną. Postaci poruszają się
nie tylko po scenie, ale także po zapleczu. Ale nie ma to wiele
wspólnego z przedstawieniem teatralnym i nie jest to nagranie
takowego. Chociaż określenie spektakl jak najbardziej do filmu
pasuje. Nawet wspomniane wyżej wyścigi konne odbywały się na
scenie. Jednak aby dokładnie te różne aspekty techniczne zrozumieć
to trzeba to zobaczyć. Pomysł jednak może się albo bardzo
podobać, albo nie podobać wcale, jego zastosowanie zamyka drogę
półśrodków. Ale koncepcja nie jest poprowadzona dość
konsekwetnie, a momentami może irytować jeszcze bardziej niż Anna.
Zaleta tego filmu to Wroński, którego w końcu można zauważyć.
Nie ukrywam, że świecące oczy Aarona Taylora-Johnsona,
paradującego w białym bądź niebieskim mundurze, bardzo
przyczyniły się do napisania tej notki. Z tą uwagą, że osoba,
która kazała mu nosić wąsy powinna dostać zakaz pracy przy
filmach. Ja wiem, że moda epoki i tak dalej, ale te wąsy to było
więcej niż krzywdzące. No i mam pytanie: aktorki się skończyły
czy co?, kto mi może wyjaśnić Carę Delevingne w tym filmie. Prawie
jej nie ma, a i tak pozostawia niesmak. Ale żeby znaleźć coś
dobrego to twórcom fenomenalnie wyszła scena balu.
Moja mama nie rozumie
mojej niechęci do postaci Anny. Twierdzi, że nie biorę pod uwagę
epoki i konwenansów. Do tego pani od polskiego powiedziała mi, że
to postać tragiczna. Nie mam pojęcia czy wisiało nad nią fatum
czy co innego, ale to nie zmienia faktu, że, chociaż na początku
się wzbraniała, to ona sama się doprowadziła do własnego końca.
Zachorowała z zazdrości, nie była w stanie zaufać Wrońskiemu, do
tego kochała przecież swojego syna, ale gdy już dokonała wyboru
nie była w stanie znieść konsekwencji.
Teraz zastanawiam się,
czy to był dobry pomysł pisać o tej książce i filmach dzisiaj.
Ale porzucając moje zdanie, to miłość Anny i Wrońskiego to
podobno jedna z najromantyczniejszych i najtragiczniejszych historii
w literaturze. I dlatego jeśli planujecie się z nią zapoznać, bo
jeszcze tego nie uczyniliście to koniecznie przeczytajcie książkę.
LOVE, M
Anna Karenina z 2012 roku bardzo przypadła mi do gustu. Świetny film. Muszę przeczytać książkę :).
OdpowiedzUsuńKsiązka niestety mi sie nie podobała. Sprobuje z filmem.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam;)