niedziela, 8 marca 2015

Trzy razy "Anna Karenina" na Dzień Kobiet

Hello!
Uwielbiam dostosowywać to co piszę do jakiejś okazji. Nie zawsze mi się udaje, ale czasami jak sobie coś wymyślę, to temat będzie czekał rok (na przykład ten z piątkowej notki) aż o nim napiszę. „Anna Karenina” roku czekać nie musiała, tylko 7 miesięcy. I to dlatego, że wcale nie miałam o niej pisać Ale przeglądając kalendarz i ustalając notki o Hannibalu, okazał się, że skończę je idealnie przed Dniem Kobiet, a postać Anny Kareniny idealnie nadaje się by opisać ją przy takiej okazji.


Moi rodzice posiadają kolekcję filmów na DVD, w której znajduje się między innymi „Anna Karenina” z 1997 roku. Od zawsze mnie ten film interesował, ale wiedziałam, że jest na podstawie książki więc go nie oglądałam. Aż do ubiegłorocznych wakacji w czasie, których przeczytałam książkę. Później obejrzałam pierwszy film, a następnie ten z 2012 roku. Dziś napiszę o wszystkim po trochu.


Od razu zaznaczam, że nie lubię Anny. Próbowałam ją zrozumieć w książce, nie udało się. Potem liczyłam, że może w filmach przedstawią ją tak, że będę w stanie przyjąć jej punkt widzenia i rozeznać się w motywach jej działań. Nie pomogło. Jednak sama książka mi się podobała. Trochę za dużo w niej było zagadnień rolniczych w wykonaniu Lewina i polityki, rzeczy, których nie byłam w stanie zrozumieć. I w porównaniu z filmami wątek Lewina generalnie był dużo bardziej rozbudowany. Podczas czytania było to denerwujące, bo w pewnych momentach zastanawiałam się czemu ta książka ma tytuł „Anna Karenina”. Ale później przy oglądaniu byłam trochę zawiedziona, bo jednak to co się u niego działo miało wpływ na bohaterów. A tych też było całkiem sporo wbrew pozorom. Ale samolubna Anna ukradła tytuł, powodując moje podwójne rozczarowanie. Udowadnia swój egoizm, a jednocześnie wywołuje oczekiwanie poznaia jej historii. Jak już wspominałam bohaterów jest jednak spora ilość. Przewijają się członkowie rodzin, ale także księżne czy hrabiny, mniej lub bardziej ważne. Bardzo światowe towarzystwo. I sprawca całego zamieszania Wroński. Ze wszystkiego co związane z tą postacią, w pamięć najbardziej zapadły mi wyścigi konne. I konieczność zastrzelenia konia, któremu złamał kręgosłup. Bo niestety postać Anny była tak irytująca, że przyćmiła wszystkie inne. 


W filmie z 1997 roku Annę gra Sophie Marceau, Wrońskiego Sean Bean, a Lewnia Alfred Molina. Spodziewałam się, że ekranizacja będzie nieco dłuższa, to sugeruje objętość książki, ale film trwa niecałe dwie godziny. Anna była odrobinę mniej irytująca, ale dalej jakoś nie wzbudzała współczucia. Chociaż w jednym momencie, gdzie zmieniono fakty z książki i bohaterka zamiast z dzieckiem bawiła się z lalką. Jednak główną siłą filmu są obrazy. Absolutnie najlepsza scena to ta, w której Anna wyłania się z dymu na stacji kolejowej, a patrzy na nią jak zahiponotyzowany Wroński. Fantastyczny jest także bal, a szczególnie moment gdy Karenina goni Kitty. A jak bal to i muzyka, która, nie tylko w czasie tańców, była cudowna. 


Drugi film odznacza się wyjątkowo ciekawą koncepcją- teatralną. Postaci poruszają się nie tylko po scenie, ale także po zapleczu. Ale nie ma to wiele wspólnego z przedstawieniem teatralnym i nie jest to nagranie takowego. Chociaż określenie spektakl jak najbardziej do filmu pasuje. Nawet wspomniane wyżej wyścigi konne odbywały się na scenie. Jednak aby dokładnie te różne aspekty techniczne zrozumieć to trzeba to zobaczyć. Pomysł jednak może się albo bardzo podobać, albo nie podobać wcale, jego zastosowanie zamyka drogę półśrodków. Ale koncepcja nie jest poprowadzona dość konsekwetnie, a momentami może irytować jeszcze bardziej niż Anna. Zaleta tego filmu to Wroński, którego w końcu można zauważyć. Nie ukrywam, że świecące oczy Aarona Taylora-Johnsona, paradującego w białym bądź niebieskim mundurze, bardzo przyczyniły się do napisania tej notki. Z tą uwagą, że osoba, która kazała mu nosić wąsy powinna dostać zakaz pracy przy filmach. Ja wiem, że moda epoki i tak dalej, ale te wąsy to było więcej niż krzywdzące. No i mam pytanie: aktorki się skończyły czy co?, kto mi może wyjaśnić Carę Delevingne w tym filmie. Prawie jej nie ma, a i tak pozostawia niesmak. Ale żeby znaleźć coś dobrego to twórcom fenomenalnie wyszła scena balu.


Moja mama nie rozumie mojej niechęci do postaci Anny. Twierdzi, że nie biorę pod uwagę epoki i konwenansów. Do tego pani od polskiego powiedziała mi, że to postać tragiczna. Nie mam pojęcia czy wisiało nad nią fatum czy co innego, ale to nie zmienia faktu, że, chociaż na początku się wzbraniała, to ona sama się doprowadziła do własnego końca. Zachorowała z zazdrości, nie była w stanie zaufać Wrońskiemu, do tego kochała przecież swojego syna, ale gdy już dokonała wyboru nie była w stanie znieść konsekwencji.

 







Teraz zastanawiam się, czy to był dobry pomysł pisać o tej książce i filmach dzisiaj. Ale porzucając moje zdanie, to miłość Anny i Wrońskiego to podobno jedna z najromantyczniejszych i najtragiczniejszych historii w literaturze. I dlatego jeśli planujecie się z nią zapoznać, bo jeszcze tego nie uczyniliście to koniecznie przeczytajcie książkę. 

LOVE, M 

2 komentarze:

  1. Anna Karenina z 2012 roku bardzo przypadła mi do gustu. Świetny film. Muszę przeczytać książkę :).

    OdpowiedzUsuń
  2. Ksiązka niestety mi sie nie podobała. Sprobuje z filmem.
    Pozdrawiam;)

    OdpowiedzUsuń

Jesteście dla mnie największą motywacją.
Dziękuję.
<3