sobota, 14 marca 2015

"Nieśmiali rządzą światem" ("Yves Saint Laurent" i "Saint Laurent")

Hello!
Nie raz i nie dwa pisałam, że lubię biografie. Niestety ostatnio nie mam do nich szczęścia. Dwie koleje, które obejrzałam, a dotyczące tego samego człowieka- projektanta Yves Saint Laurenta- to ani wybitne biografie, ani nawet ciekawe filmy. A zapowiadały się intrygująco: wyszły w tym samym roku, zdobyły mnóstwo nominacji do Cezarów, choć każdy tylko po 1 nagrodzie, a do tego pierwszy "YSL" był "autoryzowany", drugi natomiast nie miał wsparcia marki. Koniec końców jednak wyszły z tego nieprawdopodobnie wręcz nudne filmy.
"Yves Saint Laurent"
Ponieważ w "SL" główną rolę gra Gaspard Ulliel, aby się nie uprzedzać, postanowiłam jako pierwszy obejrzeć "YSL". I dobrze zrobiłam. Bo chociaż film z jednej strony rzuca nas przed fakt dokonany- oto jestem i projektuję u Diora- to wszystko układa się w nim dużo bardziej logicznie niż w "SL" i dla osoby, która wcześniej nie miała styczności z życiorysem tej postaci całkiem sporo wyjaśnia i tłumaczy. Jeśli ktoś ma ochotę obejrzeć oba filmy to polecam właśnie w takiej kolejności. Bo "SL" z czasem, a ma go dużo, trwa 2 godziny 15 minut, zaczyna przypominać chaos, ciąg prawie, że niezwiązanych ze scen. Wszystko się miesza i nie sposób tego poukładać. Trudno zrozumieć jaki był zamysł pokazywania niektórych rzeczy. Bo film ten opisuje się jako odważny. I z jednej strony jest, dużo pokazuje, ale z drugiej chyba nie przekracza granic tego co już widzieliśmy. Zaszokować dzisiejszych widzów to trudna sztuka. A narkotyki i nagość jest i w jednym i drugim filmie. Tylko w tym pierwszym trochę mniej.

"Yves Saint Laurent" Gdyby ktoś miał wątpliwości to ten po lewej.  

Co jednak sprawia, że filmy są tak nudne? "YSL" to właściwie nawet nie do końca biografia projektanta, ale bardziej historia zmagań jego partnera Pierra Bergé z rozchwianym i niestabilnym psychicznie Saint Laurentem. I to właśnie on zasługuje na większą uwagę. Oraz Victoire Doutreleau jedna z modelek. Ale nawet nie to, że główny bohater jest co najmniej nieprzyjemny i porywczy stanowi główny problem. Jest nim atmosfera. A chyba najlepiej oddaje to muzyka na pierwszym albo drugim pokazie. Wszyscy się cieszą, są wręcz zachwyceni, a w tle muzyka jak by to była stypa, a nie pokaz mody. I tak jest cały film. Ciężko, przytłaczająco i ciemno. A muzyka tylko potęguje to uczucie. O ile jakaś jest. Zawiodą się też osoby, które liczyły na "ładne sukienki". Są oczywiście, ale stanowią trzeci plan. I miłą odskocznię, bo przynajmniej widać, że coś się dzieje.

  "Saint Laurent"   
Z drugim filmem jest nieco lepiej. Reżyser wykorzystał swoją wolność, ale się nie popisał. Tyle, że "SL" jako całość wypada trochę pogodniej, a sam film nie jest taki ciemny. Dosłownie, pracowania jest biała, pomieszczenia też raczej w jasnych barwach i gdzieniegdzie złoto. Ale na mnie dwie rzeczy zrobiły największe wrażenie. Sposób przedstawienia wybranych projektów z różnych kolekcji, gdzie ekran został podzielony na dwie części i po lewej widać było czarno-białe obrazy z wojny, a po prawej schody, z których schodziły modelki i prezentowały ubrania. Drugi fragment to końcówka filmu i pokaz, ale to trzeba zobaczyć.
 "Saint Laurent"

Obraz Yves Saint Laurenta, czy też jego charakter, jaki pokazują oba filmy jest delikatnie rzecz ujmując niesympatyczny. Zdaję sobie sprawę, że projektanci to ekscentrycy, ale tego się nie spodziewałam. Całokształt generalnie jest po prostu rozczarowujący.  Co do nagród, to jeśli się nie mylę zarówno Gaspard jaki i Pierre byli nominowali w kategorii Najlepszy aktor, nagrodę dostał ten drugi, ale powinien dostać ten pierwszy. Ale  "Saint Laurent" dostał za kostiumy. Jak widać na powyższym obrazku- słusznie.

Pozdrawiam, M

2 komentarze:

  1. Filmy na pewno ciekawe, fajnie jest sobie czasem coś obejrzeć o ludziach wybitnych. Pozdrawiam!
    indywidualnyobserwator.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Nudnych filmów to ja nie lubię :)
    Oglądałaś może serial "One upon a time"?

    OdpowiedzUsuń

Jesteście dla mnie największą motywacją.
Dziękuję.
<3