Dziś anime obejrzane z polecenia brata i jak się okazuje pod pewnymi względami, wszystkie są do siebie dość podobne.
"Ao no exorcist"
Nastoletni Rin dowiaduje się, że jest synem Szatana. Mimo to chłopak postanawia zostać egzorcystą.
(filmweb.pl)
Ciekawe i całkiem zaskakujące momentami anime. I prawdę powiedziawszy trudno mi coś więcej o nim napisać. Chociaż podobało mi się podobnie jak wszystkie pozostałe. Ale nie było aż tak ładnie narysowane i w sumie niczym niezwykle szczególnym się nie wyróżniało.
"Black Bullet"
W roku 2021, ludzkość została zdziesiątkowana przez epidemię pasożytniczego wirusa, który przemienia zainfekowanych w potwory zwane Gastrea. Ci, którzy przeżyli, zostali zmuszeni do życia w obszarze chronionym przez Monolity, struktury utworzone z Veranium, jedynego metalu mogącego ranić potwory. Wirusem można się zarazić tylko przez płyny ustrojowe, jednak matki mogły przekazać jego geny swojemu dziecku. Tak narodziły się przeklęte dzieci - czerwonookie dziewczęta z wrodzoną odpornością na wirus i nadludzkimi zdolnościami.
W celu walki z Gastrea utworzono wyspecjalizowaną grupę znaną jako Obrona Cywilna. Tworzą się tam pary składające się z Inicjatora, którym jest przeklęte dziecko i Promotora mającego wyszkolić swojego Inicjatora. Po 10 latach do lokalnej jednostki zostaje przypisany Rentarou Satomi, szesnastoletni uczeń Liceum Magata. Wraz ze swoim inicjatorem, Enju Aiharą, rozpoczynają tajną misję, która może uchronić przed zniszczeniem całego Tokio. (shinden.pl)
Naprawdę cudowne anime, odrobinkę infantylne, ale ciekawe. W sumie jedyną rzeczą, która mi się nie podobała, był fakt, że twórcy często porzucali wątki, nie wyjaśniając ci, albo wycofywali się z jakiś gdy wyraźnie zaczynało robić się zbyt poważnie. Albo pokazywali coś ważnego, ale potem nie potrafili pokazać konsekwencji. Czasami też trochę jak by zapominali, co działo się w poprzednich odcinkach. Po prostu było nieco niedopracowane, ale naprawdę urocze.Chociaż momentami smutne.
"Hataraku Maou-sama!"
Król Demonów wraz ze swoim sługą trafia do współczesnego Tokio. Pozbawieni magicznych mocy rozpoczynają życie pośród zwykłych śmiertelników. (filmweb.pl) A w ślad za nimi podąża Bohaterka, mająca za zadanie zająć się Królem Demonów, z tym, że podobnie jak on sama także traci moce.
Wyglądają jak ludzie i w świecie ludzi będą musieli zmierzyć się z ludzkimi problemami. Oto seria, w której między innymi zobaczycie, jak potężny władca demonów pracuje w McRoland’s, robiąc najlepsze frytki w okolicy. (shinden.pl)
Najbardziej ze wszystkich argumentów brata przemówił do mnie ten o pracy głównego bohatera w McRoland. A potem się okazało, że to nie taka głupia bajeczka i parodia, jak się wydawało. Poważne też to nie jest, ale na pewno pokazuje, że podział na dobro i zło, wcale nie jest taki oczywisty, jak by się wydawało. We władcy demonów można się zakochać, a jemu samemu bardzo zależy na pracy. Zaskoczyła mnie całkiem przemyślana wewnętrzna budowa tego anime, bo początek i koniec bardzo ładnie ze sobą korespondują.
"Mirai Nikki"
Psychologiczny thriller, opowiadający historię chłopaka o imieniu Yuki (Misuzu Togashi) - samotnika, stroniącego od ludzi. Jego ulubionym zajęciem jest pisanie pamiętnika w telefonie. Każda notatka jest jednak zapisem obserwacji zachowań ludzi wokół niego. Ponadto Yuki posiada dwóch wyimaginowanych przyjaciół - słodką Muru Muru oraz Boga Czasu i Przestrzeni, Deus Ex Machina. Yuki pewnego dnia przekonuje się o tym, że są oni czymś więcej niż tylko wytworami jego wyobraźni... Co więcej, wpisy w komórkowym pamiętniku Yukiego nagle zaczynają dotyczyć wydarzeń z przyszłości. (shinden.pl)
Dość długo zabierałam się za oglądanie i podchodziłam do "Mirai Nikki" jak pies do jeża. Ale jak już zaczęłam, to nie spodziewałam się tego co zobaczę, chociaż brat ostrzegał i mówił. W sumie jest dość straszne, a thriller psychologiczny to chyba najdokładniejsze słowa jakimi można go opisać.
Główny bohater jest nieco porąbany, ja śledząc jego poczynania non stop zastanawiałam się czy on tak na poważnie, jednak udaje, a może jest zwyczajnie głupi, albo może w drugą stronę: jest tak zdolnym manipulatorem. Nie byłoby tego problemu gdyby nie Yuno jego dziewczyna, chociaż to zdecydowanie bardziej skomplikowana relacja, a ona sama jest po prostu psychiczna. Także nie tylko akcja jest dynamiczna, ale powiązania między postaciami również. Z tym, że, co zaskakujące, zakończenie i odcinek specjalny, pięknie to wszystko, może nie niszczą, ale ujawniają, że z jakiegoś powodu, pewne rzeczy muszą zostać złagodzone. Nie rozumiem dlaczego, skoro twórcy zdecydowali się na tak ciężkie anime, nie udźwignęli tego do końca.
"Yahari Ore no Seishun Love Come wa Machigatteiru"
Anime, które skończyłam oglądać całkiem niedawno temu. A zaczęłam, bo jednocześnie brat mi o nim powiedział, a wcześniej tego samego dnia, sama je sprawdzałam po zobaczeniu jakiegoś obrazka na tumblr. I jest to anime z najdłuższą nazwą, jakie widziałam.
Z nieprzeciętnością często w parze idzie wyobcowanie. Ludzie o odmiennym światopoglądzie, własnej, odbiegającej od reszty tłumu opinii na większość spraw, myślący poza schematami, mają też często kłopoty z odnalezieniem się w społeczeństwie i zdobyciem przyjaciół. Taką osobą zdecydowanie jest główny bohater - Hikigaya Hachiman. Ponadprzeciętnie inteligentny, a jednocześnie leniwy i niesystematyczny, przepełniony cynizmem uczeń liceum o sarkastycznym podejściu niemal do wszystkiego, co go otacza. Gdyby chciał, z pewnością mógłby być popularny i cieszyć się młodością, jednak, jak mawia, nie chce utożsamiać się z "bandą kłamców", czyli, jak twierdzi, tylko udającymi szczęśliwych rówieśnikami. Olewackie podejście do edukacji i integracji sprawia, iż szkolna wychowawczyni zmusza go do dołączenia do klubu ochotników, w którym do tej pory była tylko jedna osoba - chodząca doskonałość skryta za grubą maską pozorów - Yukinoshita Yukino. Razem tworzą duet nie z tej ziemi, a ich przesączone jadem dialogi to istny raj dla fanów potyczek słownych. Jeszcze ciekawiej bywa, gdy od czasu do czasu tej dwójce zdarzy się współpracować pomagając innym, a tym właśnie zajmuje się ich klub. (shinden.pl)
Prawie, prawie utożsamiam się z głównym bohaterem, ale pomimo samotniczego trybu życia, jednak jest parę istotnych kwestii, w których się różnimy. Natomiast bohaterka jest ciekawą postacią jednak momentami niesamowicie irytującą. W sumie często jest tak, że i ona i on robią/mówią coś podobnego, ale jemu się obrywa, a jej nie. Śledzenie losów tej niezwykłej pary jest jednak zaskakująco ciekawe.
Trzymajcie się, M
Syn Szatana, hm... coś w moim klimacie :D
OdpowiedzUsuńJedyne anime, które z ogromnymi wypiekami na twarzy, oglądałam w dzieciństwie, kolekcjonując figurki, naklejki, karty, to seria Dragon Ball i Son Gohan, w którym się podkochiwałam :D Nie mam pojęcia, dlaczego nie zaglądam do innych, skoro fabuła brzmi naprawdę ciekawie i oryginalnie.
OdpowiedzUsuńNigdy nie lubiłam oglądać anime, tym bardziej teraz czuję się za stara na tego typu produkcje.
OdpowiedzUsuńKażdy lubi co innego, a anime faktycznie jest charakterystyczne i trzeba się do niego przekonać :) Ale jest także tyle anime, że jeśli da mu się szansę, każdy powinien znaleźć coś dla siebie.
UsuńNominowałam Cię do TAG-u Moje fikcyjne oblicze: http://cordragon.blogspot.com/2016/02/tag-twoje-fikcyjne-oblicze.html :)
OdpowiedzUsuńKiedyś oglądałam anime ale to było dawno temu w gimnazjum teraz już jestem na to za stara ;D
OdpowiedzUsuńNajbardziej zaciekawiło mnie pierwsze anime - to o egzorcyście :)
OdpowiedzUsuń"Hataraku Maou-sama!" również wydaje się być w moich klimatach. Jakoś nigdy nie ciągnęło mnie do anime, jednak coraz bardziej zaczynam się do tego przekonywać :)
Anime raczej nie dla mnie, ale kto wie :)
OdpowiedzUsuńWychodzi na to, że naprawdę mało znam anime... Nawet tytuły nic mi nie mówią! A myślałem, że jak naoglądałem się filmów Hayao Miyazaki'ego to już ze mnie jakiś wielki znawca...
OdpowiedzUsuń