czwartek, 7 kwietnia 2016

Falowanie i spadanie ("Shadowhunters")

Hello!
Od 13 tygodni uważnie śledziłam poczynania Nocnych Łowców w serialu "Shadowhunters", nawet popełniłam notkę na temat przewidywań po obejrzeniu pierwszego odcinka więc mam całkiem niezły punkt odniesienia. Jaki więc jest ten serial? (spoileruję, zarówno serial jak i książki)


Książki
Nie przeczytałam ponownie "Miasta kości" ani żadnej innej książki z serii przed rozpoczęciem oglądania serialu, ale sporo z nich pamiętam. Bawienie się w porównywanie serialu do pierwowzoru w tym wypadku jest bezcelowe i bez sensu, co jednak nie zmienia faktu, że książka jest, bez wątpienia, oczywistym punktem odniesienia  i nie da się napisać o serialu bez odnoszenia się do pierwowzoru. Do tego jestem osobiście przekonana, że liczba osób, które zaczęły (i, co ważniejsze, skończyły) oglądać serial a nie czytały "Miasta kości" jest znikoma i uzasadnia to nawiązywanie do książki/ek.
Szalony scenarzysta
Wyłapywanie dziur w scenariuszu znudziło mi się po mniej więcej 3 odcinkach, ale trzeba przyznać, że w finale scenarzysta przeszedł samego siebie. Ale nie to najbardziej mnie uderzyło, w tym jak rozwijana była fabuła, a to jak wykorzystano czy raczej nie wykorzystano materiału z książki. Ikoniczna wręcz scena z opowiadaniem Jace o sokole została skopana (przepraszam za kolokwializm, lepsze to niż wulgaryzm). Podobnie jak pocałunek Jace i Clary, i wiele innych. A z drugiej strony wiele, nawet bardzo wiele rzeczy dodanych, bądź bardzo zmienionych wypada ciekawie, a co ważniejsze zaskakująco. Przynajmniej w pierwszym momencie, bo z drugiej strony wszyscy wiedzą, że to nie może się tak rozwinąć, jak sugeruje to 'zaskoczenie'.




Zaskoczenie
Zdrada Hodge zrobiłaby dużo większe wrażenie, gdyby faktycznie to on prowadził Instytut, a nie Lighwoodowie. A ponieważ jest tylko nauczycielem i chociaż powtarzają, że rodziną, to z jego zdradą przechodzi się do porządku dziennego i nic się wobec tego zdarzenia nie czuje. Poza tym, żeby cokolwiek poczuć potrzeba by więcej tej postaci na ekranie, a pojawia się na oko może w 4 do 5 odcinków i to w scenach 3-5 minutowych.

Instytut
Rzeczą, która najbardziej zaskoczyła mnie w pierwszym odcinku był wygląd Instytutu. Nie było to przytulne miejsce, dom, tylko wyposażone w różnego rodzaju technologiczne udogodnienia, centrum dowodzenia. I to akurat był jeden z ciekawszych pomysłów i choć wolę bardziej staroświeckie wnętrza, to mnie przekonało. Natomiast nie rozumiałam jednej rzeczy: skąd tam ludzie. A w dalszej kolejności: czemu nikt nie zwraca uwagi na to co robią bohaterowie. Zatrudnianie statystów tylko po to by się przechadzali po planie jest bez sensu, a w książkach było wyraźnie napisane, że Instytut był raczej pustym miejscem. 
Lighwoodowie
Jak wspominałam wyżej to Lighwoodowie kierują Instytutem nie Hodge. I wynikają z tego same problemy. Wiedziałam, że mają oni obsesję na punkcie honoru, rodziny i innych podniosłych haseł, ale momentami przypominało to bardziej obsesję. I muszę przyznać, że trochę nie łapałam pewnych elementów ich rodzinnych problemów. Jakieś dziwne poświęcenie i oddanie, stawanie się poważnymi, odpowiedzialnymi ludźmi. Znów, zasadniczo nic z tego nie wynikało. Oprócz tego, że Izzy zaczęła się ubierać przyzwoicie na pewien czas.


Postaci nie mają charakteru. 
A przynajmniej większość, na czele, z uwaga, Jacem. W pierwszych odcinkach nie było jeszcze źle, ale później stało się coś całkiem zaskakującego i z postaci, która powinna być arogancka i sarkastyczna, stał się pieskiem ze smutnymi oczami. I jak już raz zaczął, to postanowił nie zmieniać wyrazu twarzy do końca sezonu. Patrzenie na takiego nieporadnego Jace to była katorga. Jace jako postać ogromnie boi się bycia słabym. A właśnie taki jest. Ale Dominic przynajmniej aktorsko miał kilka lepszych momentów i jestem pewna, że reżyser/scenarzysta tak mu po prostu kazał grać. Natomiast Clary/Katherine, bo naprawdę ciężko stwierdzić czy to wina tego jak postać jest napisana, czy tego jak jest zagrana, jest niewypowiedzianie wręcz irytująca. Wręcz chwilami nie do zniesienia.
Jednak najbardziej zaskakującym odkryciem jakie poczyniłam w trakcie oglądania, było to jak bardzo nie 'kibicuje' i jak jest mi zupełnie obojętne to czy Clary i Jace będą razem.
Alec, Jace i Magnus
To chyba jedne z najsilniej rozwijanych wątków w całym serialu. I chyba najbardziej udany, chociaż scenarzysta, jak to scenarzysta szalał. Było wszystko: zdrady, oszustwa, kłamstwa, pocałunek. nawet małżeństwo, kłótnie i godzenie się, naprawdę dużo rzeczy tam upchnięto. Wiadomo też, że relacja Magnusa i Aleca nigdy nie należała do najłatwiejszych, ale po tym co przeszli w tym sezonie, pokonają wszystko. Napięcie pomiędzy tymi trzema postaciami z Aleksandrem w środku było jedną z raczej nielicznych rzeczy, które w tym serialu zadziałały.


Izzy i fearie
W wątkach z Meliornem scenarzysta sięgał naprawdę daleko, bo praktycznie aż do "Miasta niebiańskiego ognia". I delikatnie rzecz ujmując, można by to spokojnie wyciąć, bo to jeden z większych wątków-zapychaczy, z których nic potem nie wynika, a tylko utrudniają sprawę. Natomiast w trakcie sezonu diametralnie zmieniał się mój stosunek do postaci Izzy i obecnie jest ambiwalentny. Okazała się nad wyraz inteligentna i mądra, i ujawniła kilka innych ukrytych talentów. Jednocześnie nie mogę znieść tego jak wygląda, bo nie ma to nic wspólnego z byciem kobietą wyzwoloną i niezależną, a jest zwyczajnie wulgarne.
Simon i wampiry
O ile wątek Aleca i Magnusa był  eksploatowany, to wątku Izzy-Simon nie było wcale, może poza drugim czy trzecim odcinkiem i zostało to kompletnie porzucone. Skupiono się na tym, że Simon przemienia się w wampira i tym co z tego wynika. I to także zalicza się do udanych elementów tego serialu, bo postać Simona jest oddana po prostu idealnie. Generalnie wampiry także się udały, a ja nawet zapałałam sympatią do Raphaela.


Dialogi pisane na kolanie i wiek odbiorców. 
 Szczególnie na początku sezonu, bardzo dużo w serialu obściskiwania się (a jakże w wykonaniu głównie Izzy) a jednocześnie większość dialogów, szczególnie pomiędzy Jacem a Clary, pisana była na kolanie,  bo brzmią jak wyjęte z serialu dla 13 latek.Trzeba być dość naiwnym by te rozmowy były przekonujące, do tego zupełnie nie ma chemii pomiędzy Jacem a Clary. Praktycznie każda relacja jest napisana lepiej niż ich.
Równość
Jedną z wielu rzeczy, które rzucają się w oczy w trakcie oglądania serialu jest kolor skóry Izzy i Aleca. To znaczy oboje są śniadzi. Sprawdziłam co nieco i Emeraude Toubia jest córką Meksykanki i Libańczyka, i czuje się Amerykanką. Natomiast z aktorem grającym Aleca sprawa jest nieco dalsze, bo według Wikipedii jego dziadek ze strony ojca miał włosko-irlandzko-węgiersko-angielskie pochodzenie. Przypuszczam, że w Matthew obudziła się włoska krew. Magnus z założenia jest nieco egzotyczny, natomiast co ciekawe Luka gra aktor o jeszcze ciemniejszym odcieniu skóry. Jednak nie udało mi się za wiele ustalić w kwestii jego pochodzenia oprócz tego, że wywodzi się z muzułmańskiej rodziny, ale urodził się w Ameryce, ale imię i nazwisko ma charakterystyczne- Isaiah Mustafa. A w ramach ciekawostki: w czasie poszukiwań okazało się, że to właśnie on występuje w słynnych reklamach Old Spice. Kolejny przykład, grający Simona Alberto Rosende jest kubańsko-kolumbijskiego pochodzenia. I jeszcze jeden, ale jest ich zdecydowanie więcej, z tym, że aktorzy grający w serialu są powiedziałabym średnio znani i choć wyraźnie widać, że mogą mieć ciekawe pochodzenie, trudno dokładnie to ustalić. Udało mi się jeszcze w przypadku grającej Camille Kaitlyn Leeb: chińsko-irlandzkie. Troszkę za bardzo się rozpisałam, a chciałam jeszcze w wspomnieć, że w jednym odcinku następuje zjednoczenie Nocnych Łowców, wampirów i wilkołaków, a Clary biega i krzyczy, że wszyscy są równi. Zastanawiałam się czy to akcja, scena nie miała na celu przekazania czegoś więcej i czy nie była jedną z ważniejszych w serialu.

Pozostałe 
W serialu pojawiają się nawiązania do "Infernal Devices", które są bardzo miłe, niektóre mniej, a niektóre bardziej subtelne, ale za każdym razem usłyszenie i skojarzenie jest satysfakcjonujące. Innym lokowaniem produktu było nawiązywanie do Disneya, szczególnie do nadchodzącej "Alicji po drugiej stronie lustra".
Podsumowując
Prostym podsumowaniem tego serialu byłoby stwierdzenie, że to jest nierówny. Ale jego "równość" znajduje się gdzieś pod poziomem morza. Dlatego, gdy wychyla się na powierzchnię, daje tyle radości, ale gdy sięga dna i wodorostów trudno uwierzyć, że coś takiego powstało.  Odrobinę przedramatyzowałam, ale naprawdę w tym serialu wszystko się waha, raz jest lepiej, raz gorzej i to chwianie jest denerwujące.

 Trzymajcie się, M

6 komentarzy:

  1. Seria przede mną, więc i serial także :P
    http://ksiazkowa-przystan.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawa historia, choć nie dla mnie - nie lubię seriali;/

    OdpowiedzUsuń
  3. Może kiedyś skuszę się na książki :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Książki czytałam, ale były dla mnie na tyle nijakie, że nie mam ochoty na serial :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wow... nie znam się na tym ale ciut mnie zaciekawiłaś... może przeczytam albo obejrzę... Pozdrawiam, melodylaniella.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie czytałam i nie oglądałam, ale nie wykluczam w przyszłości. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń

Jesteście dla mnie największą motywacją.
Dziękuję.
<3