niedziela, 30 kwietnia 2017

Olać tę książkę ("Magia olewania" Sarah Knight)

Hello!
"Magia olewania" kusiła mnie swoim tytułem, odkąd zobaczyłam pierwsze przedpremierowe recenzje na blogach, więc gdy blogowa koleżanka ogłosiła konkurs, szybciutko się do niego zgłosiłam i takim sposobem książka trafiła w moje ręce.

Pierwszą rzeczą jaką zrobiłam, jeszcze zanim zaczęłam czytać, było sprawdzenie, czy oryginalny tytuł "Magii olewania", także stanowi bezpośrednie nawiązanie do książki Marie Kando "Magia sprzątania". Odpowiedź jest twierdząca. Trzeba też przyznać, że wydawnictwo bardzo ładnie poskracało te tytuły, bo oba angielskie są raczej długie. Po drugie zastanawiałam się, czy "Magia olewania" to tytuł nie tyle nawiązujący do wcześniej wspomnianej książki, co będący w jakiś sposób anty. W tym wypadku odpowiedź jest negatywna. Po lekturze wstępu dowiadujemy się, że "Magia sprzątania" była inspiracją dla Sarah, a jej książka jest jak gdyby drugą częścią, dotyczącą nie materialnego, a bardziej mentalnego sprzątania. 

Podchodziłam do tej książki z entuzjazmem. Po przeczytaniu wstępu byłam gotowa na zmiany w życiu. Jeszcze czytając część pierwszą liczyłam, że wszystkie poruszone w niej zagadnienia, które nie zostały dostatecznie wyjaśnione, zostaną poruszone w dalszej części książki. Część kwestii jest opisana jasno i klarowanie, ale część powierzchownie. I prawdę powiedziawszy, te które są wyjaśnione, są mało odkrywcze. W części drugiej mamy podjąć decyzję, że coś olewamy i zwizualizować te rzeczy, pracę, znajomych i przyjaciół, rodzinę. Przy rzeczach autorka podaje kilkanaście przykładów, tego co ona sama olewa więc dość łatwo stworzyć swoją listę. Liczyłam, że rozdział dotyczący pracy będę mogła, w jakiś sposób przełożyć na studia, ale nie było to możliwe. To jednak zupełnie inne światy. W tym momencie pierwszy raz napisałam notatkę na marginesie, że autorka się powtarza.

To chyba zwykła literówka, nawet zabawna. Notatki robiłam, jadąc autobusem, dlatego mogą być lekko nieczytelne, ale mam nadzieję, że można mnie rozczytać.

Pomijam fakt, że książka zaczęła być zwyczajnie nudna. Uogólnione przykłady zachowań ludzi, które można olać, a które, jak przypuszczam, są powszechne w Ameryce, w Polsce są rzadkością. Inną sprawą jest to, że autorce zdarza się rozwlekać 'problemy', które można opisać jednym zdaniem, na kilka stron. Niepotrzebnie, bo znów nie pisze nic odkrywczego.  Poza tym pozuje na eksperta w olewaniu (tak jakby ona je wymyśliła), a z drugiej strony zachowuje się, bo tak to można określić, jak nieprofesjonalista. Autorka zdaje sobie sprawę, że jej metoda nie jest idealna, bo sama porusza tę ewentualność, ale zamiast się do tego przyznać, to daje odpowiedź na zasadzie "najwyraźniej to z tobą/twoją rodziną jest coś nie tak, nie z moją metodą". Daje też tego wyraz, w co najmniej kilkakrotnym reklamowaniu swojej książki w swojej książce. Czemu nikt tego nie powstrzymał? W wielu problematycznych momentach autorka też, tak owija w bawełnę, że czytelnikowi wydaje się, że przeczytał dużo i  zostało mu wyjaśnione, jak powinien się zachować, ale tak nie jest.


Albo to słowo nie zostało wcale przetłumaczone albo ktoś uznał, że jest w tym stanie poprawne w języku polskim. Nie jest. W słowniku jest hejter i są hejterzy.

Część trzecia - Odpuszczanie sobie. Mimo całego powyższego narzekania, które dotyczy całej książki, początek tego rozdziału na nowo rozbudził mój entuzjazm. Trochę dlatego, że autorka wspomina o przestawaniu obserwowania ludzi na Facebooku, a jestem w tym mistrzem. Jednak udowadnia to jeszcze jedną wadę tej książki i chyba metody Zero Żalu także - mianowicie nie wydaje mi się, że przy trudniejszych, bardziej złożonych sprawach wykorzystanie jej w praktyce, jest tak łatwe, jak utrzymuje autorka. Natomiast podaje naprawdę dobre przykłady z życia dotyczące takich spraw, jak olewanie głupich programów telewizyjnych, "Gry o tron", czy tego, kto naprawdę napisał sztuki Szekspira. Podobnie przy pracy. Niestety podrozdziały dotyczące osób znów okazały się rozczarowujące. Ale jeśli interesują Was wesela i spadki, to możliwe, że te znajdziecie tam coś dla siebie. Ostatni rozdział jest ładnym i dobrym podsumowaniem, po prostu.

 Wydawnictwo MUZA się nie popisało.

Mi ta książka magicznie nie odmieniła życia, ale dość szybko zauważyłam, że  zasadniczo jej nie potrzebuję. Przynajmniej w kwestii rzeczy. Sprawy ludzi nie zostały przedstawione w satysfakcjonujący sposób. A praca mnie nie dotyczy. Może za 10 lat ta książka będzie bardziej adekwatna. Ale znalazłam w niej 3 błędy, które widzicie na zdjęciach.

Pozdrawiam, M



2 komentarze:

  1. Absolutnie ta książka mnie nie kusi. Miałam okazji,ę ją mieć, ale nie chce tracić cennego czasu :)

    OdpowiedzUsuń
  2. To chyba taka książka, która zawiera w sobie takie bardzo oczywiste prawdy. No i ja bardzo nie lubię takich literówek czy pomyłek w książkach, które nie są korygowane. :)

    OdpowiedzUsuń

Jesteście dla mnie największą motywacją.
Dziękuję.
<3