Nie ma zbyt wielu książek, które czytam na studia i o których mogłabym napisać na blogu. Wydaje mi się wręcz, że oprócz sytuacji, gdy sama sobie stworzyłam możliwość pisania licencjatu o tym, o czym chciałam pisać na blogu, nie pisałam za bardzo o moich lekturach. Chociaż pisałam o książce Jak rozmawiać o książkach, których się nie czytało, ale to nie jest typowa lektura na filologii polskiej.
Gdy mieliśmy wybierać moduły czy zakresy tematyczne, z których będziemy zdawać egzamin z literatury współczesnej, zdecydowałam się na moduł o podróżach i reportażach. O ile symbolika podróży nieszczególnie mnie interesuje, to reportaże już owszem i trzeba wykorzystywać na studiach okazje, aby czytać o tym, co nas naprawdę interesuje. I takim sposobem przeczytałam trzy reportaże Ryszarda Kapuścińskiego. Ale to, co przeczytacie poniżej to nie będą żadne filologiczne wywody - te zostawiam na egzaminy. Tutaj znajdziecie tylko bezpośrednie wrażenia z lektury.
Cesarz (1978)
Z tym reportażem spotkałam się tak naprawdę już na pierwszym roku polskiego, ale nie pamiętam, czy przeczytałam go wtedy w całości. Omawialiśmy fragmenty na poetyce, bo prowadząca (a teraz promotor mojej pracy magisterskiej) badała (i chyba dalej bada) twórczość Kapuścińskiego. W sumie od tamtego momentu przeczytałam Cesarza w całości chyba dwa razy, we fragmentach zdecydowanie więcej, bo to niesamowicie fascynująca lektura. A im więcej wiesz o okolicznościach wewnętrznych i historii - tym bardziej.
Heban (1998)
Pierwsza rzecz jaka się rzuca w oczy w trakcie czytania tej książki to fakt, że autor bardzo uogólnia Afrykę i wie, że to robi, bo pisze to wprost, a jednocześnie - nic z tym nie robi. Przy czym w Hebanie są rozdziały z różnych krajów na kontynencie - ale nie znaczy to, że można zaobserwowane w jednej wiosce zachowania przenosić na stan mentalny wszystkich ludzi w Afryce. Gdyby stopniować tożsamość autora w książce to najpierw byłby on białym człowiekiem, potem dziennikarzem, dopiero dużo później reportażystą. Początkowo relacje zapisane w książce są bardzo autobiograficzne i literackie - wyraźnie czerpiące z poetyki.
I może przekonałoby mnie to, że ten początek ma pokazać zaangażowanie autora w temat i to jak bardzo zależało mu na byciu w Afryce, gdyby nie to, jak często autor pisał, że tam jest upał i gorąc, parzy i wszystkie inne możliwe określenia na ciepło - pięćdziesięciokrotne powtarzanie oczywistości w niczym jej nie zaszkodzi i w niczym jej nie pomoże, a tylko prowokuje do pytania: "A czego się spodziewałeś na pustyni?" Jest też parę innych uwag, natury bardziej ogólnej, które autor powtarza w kilku rozdziałach i które każą się zastanawiać, czy książka powstawała na raty i pojedyncze rozdziały (które są dość krótkie) były publikowane gdzieś wcześniej czy było to pisane jako spójna całość.
Najbardziej ogólne wrażenie, jakie wyniosłam z lektury jest takie, że to najlepsza antyreklama podróżowania do wspominanych w niej krajów.
Drugie wrażenie - że z czasem autor postanowił się trochę ukryć i dać przemawiać historii. Krwawej, pełnej przewrotów i rebelii. Można odnieść wrażenie, że to odrobinę litania krajów do odhaczenia - tu wszędzie byłem. A rozdziały to urywki, strzępy albo informacji o zamachu stanu, albo opisu miasta, podróży, refleksje na tematy metafizyczne.
Gdyby nie to, że czytałam tę książkę na egzamin to nie wiem, czy nie zostawiłabym jej w połowie niedoczytanej, bo zasadniczo nie jest ona szczególnie wciągająca.
Imperium (1993)
Podobało mi się zdecydowanie bardziej niż Heban. Imperium jest ciekawsze, lepiej się je czyta. Jest mniej nachalne i pretensjonalne. Ogólnie - wydaje się być bardziej naturalne. Albo swobodne. Ta książka napisana jest tak, jak dopiero końcówka Hebanu - bez wątpienia jest to osobista relacja z podróży, niekiedy nawet dwóch podroży do tych samych miejsc, ale po długim czasie - ale nie jest to męczący autobiografizm. Nawet pomyślałam, że jest to książka osobista, ale przekazuje niewiele emocji. Bądź przekazuje je tylko w jednym podsumowującym wywód zdaniu.
W Imperium zamiast upału mamy mróz - bo podróż obejmuje między innymi Syberię. Zimno okazuje się straszniejsze niż upał i narracyjnie ciekawsze. Można je stopniować i dotyka człowieka w inny sposób niż ciepło. Z drugiej strony, w obu książkach przeczytamy, że najważniejszą rzeczą w życiu jest woda.
Obok lektur do egzaminów czytamy także opracowania. Skoro wybrałam Imperium, wybrałam też opracowanie z Imperium - Od empirii do narracji - Imperium Ryszarda Kapuścińskiego. Gdy je czytałam okazało się, że wiele z moich intuicji dotyczących tego tekstu było trafnych i upewniłam się, że warto pisać o wrażeniach z lektury.
Szachinszach (1982)
Gdy skończyłam przygotowywać się się z pierwszego modułu, z którego pochodzą dwie powyższe książki, przygotowywałam się z mojego drugiego modułu i przeszłam do trzeciego. Gdzie okazało się, że wpisałam sobie jeszcze jeden reportaż Kapuścińskiego - Szachinszach. O czym oczywiście zapomniałam. Nie będę pisała o tej książce, tyle że podobała mi się bardziej niż i Heban, i Imperium. Kolejność podobania się byłaby więc taka: Cesarz, Szachinszach, Imperium, Heban.
Pozdrawiam, M
Wow. Widzę, że jesteś bardzo ambitna. To dobrze, życzę powodzenia.
OdpowiedzUsuńTrzeba podnosić swoje oczekiwania wobec literatury, podziwiam! :)
OdpowiedzUsuń