sobota, 17 kwietnia 2021

Raczej na plus niż na minus - Republika Samsunga

Hello!

Ależ ja się obawiałam tej książki. Bardzo. Gdyby nie to, że zaplanowałam sobie datę tego wpisu, to nie wiem, kiedy bym ją przeczytała. Miałam nadzieję, że moje obawy będą płonne... Ale szybko się przekonałam, że pod wieloma względami treść tej książki jest kłopotliwa. 

Republika Samsunga

Tytuł: Republika Samsunga. Azjatycki tygrys, który podbił świat technologii
Tytuł oryginalny: Samsung Rising. The Inside Story of the South Korean Giant That Set Out Beat Apple and Conquer Tech
Autor: Geoffrey Cain
Tłumacz: Jakub Michalski
Wydawnictwo: Wydawnictwo SQN
Rok: 2021

Najpierw jednak w największym skrócie: części dotyczące bezpośrednio Samsunga - zostawić. Całą resztę: anegdotki od autora, wszystkie zdania oceniające i komentujące z jego perspektywy oraz jego dane biograficzne - wykasować. I wtedy to byłaby bardzo dobra książka. Bo informacje o Samsungu są ciekawe. Trzeba też przyznać, że nawet z całym tym obciążeniem osobą autora, książkę czyta się bardzo dobrze i szybko. I mam wrażenie, że po części jest to zasługa składu (chociaż nie wiem, kto zadecydował o miejscu, w którym pojawia się życiorys autora, byłam pewna, że w ogóle go w książce nie ma, aż odkryłam go na samiusieńkim, samiusieńkim końcu książki) oraz ogólnego logicznego jej ułożenia i dość krótkich, całkiem zgrabnych rozdziałów. Jeśli interesują Was szczegóły z czytania, to na Instagramie jest zapisana moja relacja z czytania, nazywa się RepublikaSamsung. 

Mam taką teorię, że istnieje coś takiego jak "amerykańskie pisanie" i odznacza się nieco aroganckim podejściem i że wie się wszystko lepiej. Republika Samsunga jest trochę tego przykładem, szczególnie w liczbie określeń "typowo koreański sposób" i podobnych. I autor posługuje się nawet koreańskimi słowami, ale z ich rozumieniem czy przeniesieniem znaczenia kulturowego na angielski (a potem na polski) są / mogą być / często bywają kłopoty. Mądrzejsi ode mnie o tym mówili, na przykład w kontekście Japonii Karolina Bednarz w podkaście Tajfunowe przypisy, szczególnie informacje z trzeciego odcinka mają tu przełożenie. 

Ogólnie za dużo skrótów myślowych, za dużo uogólnień, zbyt wiele niefortunnych sformułowań, które chyba nie wzięły się z jakiś niemiłych intencji, ale z ignorancji lub niedoinformowania. Może warto by nie próbować budować kontekstu kulturowego, jeśli nie ma się o nim pojęcia. Zastanawiam się, czy naprawdę nie ma jakiejś książki napisanej przez na przykład byłego pracownika Samsunga, którą można by przetłumaczyć na polski, a nie musimy sięgać po amerykańskiego dziennikarza. ... Uwaga jest. Mniej więcej, autor przywołuje są trzy razy, ma tytuł Think Samsung (chociaż w książce jest Thinking of Samsung).

Trochę nie wiadomo, czy Republika Samsunga to książka o marce, historii, marketingu, rodzinie Lee, konkurencji z Applem.  A i tak jest dość obszerna, ale im bliżej końca, tym bardziej ma się poczucie, że jeszcze o bardzo wielu rzeczach warto byłoby napisać. Trochę inny problem, to fakt, że książce brakuje konkluzji. Podsumowania. Ponieważ jej układ jest głównie chronologiczny to narracja urywa się w 2020 roku. Można by przyjąć, że konkluzją, jest to zapowiedź Jaya Lee, że nie przekaże Samsunga swoim dzieciom. Ale to jest zakończenie akcji, a nie podsumowanie książki.

Ale powtórzę pomimo narzekania - te części, które dotyczą bezpośrednio Samsunga są naprawdę, naprawdę ciekawe i nie chciałabym, aby ta informacja przepadła. Aczkolwiek byłam trochę zawiedziona, gdyż druga połowa książki to głównie opowieść o rywalizacji pomiędzy Samsungiem a Applem (i angielski tytuł nawet to wyjaśnia, ale zwróciłam na niego uwagę, dopiero pisząc recenzję)  i akcja książki przenosi się do Ameryki. Ponadto autor się chwali, że przeprowadził ponad 400 wywiadów do reportażu - prosto to ujmując, nieszczególnie to widać w treści, bo w wielu miejscach - owszem jest to ciekawe, ale wydaje się bardzo powierzchowne.  Przydałoby się więcej wyjaśnień. Szczególnie funkcjonowania czeboli.

„(…) uciekł na południe kraju, do portowego miasta Pusan (…)” (s. 56)
„(…) linii produkcyjnej w znajdującym się na południu kraju portowym mieście Pusan.”
(s. 157)
„(…) pochodził z południowego, portowego miasta Pusan (…)”
(s. 195)

Przejdę teraz do stylu autora. Który oprócz tego, że w wielu miejscach jest przykładem "amerykańskiego pisania" także niesamowicie się powtarza. Książka Thinking of Samsung przywoływana jest co najmniej 3 razy, co najmniej 3 razy możemy przeczytać "południowe, portowe miasto Pusan". W pewnym rozdziale na 10 stronach, co najmniej 5 razy pojawia się tytuł/stopień zawodowy pewnej osoby. Ale ogólnie powtarzanie zawodów osób, które występują na kartach książki jest ciągłe. Nie trzeba za każdym razem pisać "dyrektor ds. w marketingu", wystarczy dwa. Tym bardziej, że na początku Republiki Samsunga jest spis postaci z biografiami. Wiem, że to powtarzanie może wynikać z prostej przyczyny - autor pisze tak, jakby pisał do osoby, która pierwszy raz styka się z tymi wszystkimi informacjami i dba o to, aby czytelnik je zapamiętał. Co nie zmienia faktu, że robi się to irytujące.

Wiem, że ten tekst może nie przekonywać, że oceniam tę książkę raczej na plus niż na minus. Tym bardziej, że przypominał mi się jeszcze jeden element do narzekania. A nawet dwa. Po pierwsza, zastanawiam się rozprzestrzenianiem się informacji na temat tego, jak skorumpowanym krajem jest Korea Południowa i powiązaniach pomiędzy firmami i rządem, bo nie wiem, na ile przeciętna osoba w Polsce o tym wie i czy to kojarzy się jej z Koreą Południową. Z każdą kolejną książką, która te sprawy porusza, może się w Polsce budować obraz bardzo skorumpowanej Korei. W tych przemyśleniach przejawia się moja praca magisterska. Druga rzecz, dotycząca Republiki Samsunga zdecydowanie bardziej bezpośrednio - to fakt, że autor dużo pisze o prezydent Park Geun-hye i jej powiązaniach z Samsungiem oraz o spadającym poparciu społeczeństwa, ale jakimś sposobem nie wspomniał o katastrofie promu Sewol. Może zwróciłam na to szczególną uwagę, bo katastrofa miała miejsce 15 kwietnia 2014 roku i dosłownie dwa dni temu była jej rocznica. 

Jeszcze nie napisałam, że autor wykorzystuje okazję i chwali się, że bywał w Korei Północnej. Uważam, że wzmianki o KRLD - a przynajmniej o wycieczkach autora tam - są zbędne w książce, bo informacje, które tam uzyskuje nie są unikatowe, mógłby je zdobyć skądś indziej. Ponadto, powołując się na pracowników Samsunga, autor przyrównuje kulturę korporacyjną tej firmy do dyscypliny panującej w KRLD. Jeśli sami pracownicy tak stwierdzili, to zgaduję, że można tak stwierdzić. 

Wbrew wszystkim zarzutom, jakie mam wobec tej książki (i nawet wbrew temu, ile przeniesień "li" było w niej zostawione i tego, że na jednej stronie pewna osoba miała zapisane imię na dwa sposoby) i tego że styl i praktycznie każde ujawnienie się autora w tekście było irytujące, nie napiszę Wam, idźcie, kupujcie i czytajcie koniecznie, ale jeśli temat (tak Korea Południowa, jak i Samsung) Was interesuje, to uważam, że warto się z książką zapoznać.

A w poniedziałek będzie dodatkowy wpis, bo sprawdziłam, ile punktów w koreańskim bingo zdobywa Republika Samsunga.


LOVE, M

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jesteście dla mnie największą motywacją.
Dziękuję.
<3