sobota, 16 października 2021

Kłopoty rodzinne - Shang-Chi i legenda dziesięciu pierścieni

 Hello!

Nie dość, że w moim mieście zaczęli grać ten film miesiąc po premierze, grali go tylko przez tydzień i tylko na małej sali kinowej, to jeszcze tylko w 2D i z dubbingiem. Na szczęście, ponieważ wszyscy inni już film recenzowali i oceniali według być może nieco bardziej obiektywnych kryteriów, ja pozwalam sobie napisać po prostu wrażenia z filmu. 

Shang-Chi i legenda dziesięciu pierścieni plakat

Zaczynając od tego, że oglądanie tego filmu z dubbingiem mija się z celem, jest doświadczeniem strasznym i dosłownie surrealistycznym. Głównie dlatego że bohaterami filmu są Chińczycy i Amerykanie chińskiego pochodzenia, co oznacza, że zdarza im się mówić po chińsku. A dokładnie film zaczyna się długim fragmentem narracji całym po chińsku. Wtedy są w filmie polskie napisy. A potem nagle jesteśmy w San Francisco i mamy dubbing! A jak bohater postanowił powiedzieć jedno zdanie po chińsku a drugie po polsku? Głosem polskiego aktora? Surrealistyczne przeżycie, bardzo wybijało mnie z filmu.

Kolejna rzecz, dużo mniejsza, ale z jakiegoś powodu bardzo dokuczała mi  w czasie oglądania. Czasami specom od castingów naprawdę udaje się tak dobrać aktorów, że można bez problemu uwierzyć, że ich bohaterowie są spokrewnieni. To nie jest przypadek tego filmu. Najbardziej można uwierzyć w to, że matka Shang-Chi i jego ciotka grana przez Michelle Yeoh są sistrami (chyba tak wynikało z filmu). Natomiast reszta rodziny - każdy wygląda zupełnie, zupełnie inaczej. 

Zostając w rodzinie - najciekawszym bohaterem, który w tracie filmu przechodzi jakieś rozterki, choć jest ucieleśnieniem ogólnego zła oraz villianem filmu, jest ojciec Shang-Chi. Tylko on jest interesującą postacią i szczerze kibicowałam mu bardzo, aby się opamiętał. A może aktor, który go grał, jest z zupełnie innej ligi i nawet dubbing mu nie przeszkodził. (Sprawdziłam i tak, to aktor z innej ligi) Poza tym  często zwyczajnie wygląda dużo lepiej niż nasz główny bohater. Szczególnie pod koniec filmu: porównanie jego czarno-granatowego stroju a stroju Shang-Chi w żadnym razie nie może wypaść na korzyść Shang-Chi.

Najmłodsze osoby na sali to było czterech chłopców z podstawówki, którzy akurat siedzieli obok mnie. Wyszli przed scenami po napisach (na marginesie, wyjątkowo nie podobała mi się animacja napisów, miała sens w kontekście filmu, ale była wyjątkowo brzydka), ku rozczarowaniu osób siedzących za mną, którym było chyba szczerze przykro, że chłopcy nie wiedzą, co tracą. Byli oni także jedynymi osobami na sali, które niemalże wyszły na samym początku filmu, gdy trwała ta narracja tylko z napisami po polsku. 

Wracając do bohaterów, nie powiedziałabym, abym zawsze potrzebowała, aby bohater przeszedł jakąś drogę, ba, zwykle to ja nawet tego nie dostrzegam, czy przeszedł czy nie. Ale tutaj po dwóch godzinach filmu bohaterowie swoimi decyzjami kończą dokładnie (dokładnie!) w tym samym miejscu, w którym zaczynali. Zmiany w ich życiu, to nie są ich decyzje, tylko okoliczności i sytuacja wymuszają, aby się zmienili. I jakoś mnie to sfrustrowało. Nie twierdzę, że bohaterowie od razu musieli iść spełniać społeczne oczekiwania i oczekiwania ich rodzin, ale odrobinę, odrobinę odpowiedzialności z ich strony chętnie bym zobaczyła. 

Człowiek-Cytrus i Morris naprawdę mnie bawili, chociaż czasami ich sceny wydawały się takie wklejone na siłę. Ogólnie, gdyby ten film był tak dosłownie 10-15 minut krótszy, to byłby cudnym seansem. 

Jakoś nie odnotowałam wcześniej, że Michelle Yeoh w ogóle gra w tym filmie, więc gdy ją zobaczyłam moje serduszko, które kocha film Przyczajony tygrys, ukryty smok (oraz Dom latających sztyletów) było bardzo ucieszone.

Gdy pod koniec filmu, Shang-Chi powiedział: "Siostra zamyka biznes ojca", pomyślałam - I kto niby ma w to uwierzy. Dziewczyna była właścicielką nielegalnej areny walk i miałaby przepuścić taką okazję. I miałam rację, nie miała zamiaru przepuścić. Z tą areną walk była jeszcze druga sprawa - czy nie można było wymyślić czegoś bardziej oryginalnego niż pokazać prawie to samo, co w Thor: Ragnarok, ale w mniejszej skali? Poza tym miałam wrażenie, że rola siostry głównego bohatera była odrobinę napisana na siłę, aby Katy - przyjaciółka Shauna (bo takim imieniem w Ameryce się posługuje Shang-Chi) - nie była jedyną kobietą w filmie.

Co do skojarzeń z innymi filmami - jeśli ktoś mi powie, że bardzo charakterystyczne ujęcie z zewnątrz w czasie walki w autobusie (i gdy autobus przejeżdżał przez tunel) nie było inspirowane filmem Oldboy, to mu nie uwierzę. 

Inna sprawa - są momenty animacji, efektów specjalnych podczas tego autobusowego starcia, które wyglądają tak niesamowicie sztucznie, że zastanawiałam się, czy budżet im się tak gdzieś przestał stykać. Są momenty świetne, ale są kadry jak wyjęte z filmu animowanego. 

Uzupełniając narzekania na kino w moim mieście - biletomat wydawał bilety na ten film z błędem ortograficznym. Zamiast "Chi" w imieniu bohatera było "Hi".

Podsumowując, to bardzo przyjemny do ogladania film - chociaż na początku niezbyt wiadomo, o co w nim chodzi , a ja nieszczególnie uważnie oglądałam jego zwiastuny - nic specjalnego, ale można być ciekawym występów Shang-Chi w kolejnych filmach Marvela. 

 Pozdrawiam, M

5 komentarzy:

  1. Jacyś inni recenzowali ten film. Ja go w ogóle nie kojarzę ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiesz, że zupełnie zapomniałam o tym filmie? Znajomi byli na premierze, wrzucili foty na fejsa i tyle :P Jestem za to umiarkowanie ciekawa "Eternals" :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Tym razem to kompletnie nie dla mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zaciekawiłaś mnie tym filmem :)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń

Jesteście dla mnie największą motywacją.
Dziękuję.
<3