sobota, 13 listopada 2021

Wszystko, o co chciałam zapytać składacza [wywiad z Natalią Patorską]

 Hello!

Dziś na blogu coś, czego jeszcze nie było! Coś niesamowitego i z powodu czego jestem bardzo podekscytowana. Oto wywiad z Natalią Patorską! Teraz kilka słów wprowadzenia: na Natalię wpadłam na Instagramie, szukając inspiracji do prowadzenia bullet journala na początku tego roku. I zostałam, bo okazało się, że Natalia studiowała ten sam kierunek, na tym samym roku i... składała książki. Możecie nawet zobaczyć jej portfolio! To chyba dobra okazja, aby napisać, że od pewnego czasu możecie zobaczyć także moje - o tu! Z tą różnicą, że Natalia zajmuje się składem książek oraz wprowadzaniem poprawek korektora (czyli powiedzmy moich), a ja - no właśnie - zajmuję redagowaniem tekstów i korektą. I zawsze, gdy zostawiałam komentarze do osoby składającej, zaznaczałam usterki w pliku pdf, nawet częściej, gdy czytałam książki, w których usterki zostawały, chciałam zadać kilka pytań składaczowi. Więc zadałam je Natalii!

Wszystko, o co chciałam zapytać składacza

M: Jesteś składaczką, graficzką? Może jeszcze inaczej określasz to, czym się zajmujesz? A może pod tymi hasłami kryje się więcej zajęć niż można przypuszczać? 

Natalia: Tu, gdzie obecnie pracuję, moje stanowisko to młodsza specjalistka ds. wydawniczych i produkcji, czyli zajmuję się nie tylko składem, ale i wieloma innymi rzeczami, od szukania praw do książek, które fajnie byłoby wydać, po uzupełnianie setek komórek w Excelu związanych z ich drukiem.

Kiedy tłumaczę komuś, na czym polega skład i łamanie i jaki był mój wkład w powstanie danej książki, najczęściej mówię „robię tak, żeby z dokumentu Worda powstało coś, co czyta się lepiej niż dokument Worda”. :) Myślę, że to, co robię w zakresie składu najlepiej określa pojęcie „składaczka”, ale przyznam, że na przestrzeni lat nie raz i nie dwa przydawała mi się wiedza z zakresu grafiki, jak chociażby przy tworzeniu ozdobnych małych obrazków/wektorów rozpoczynających kolejne rozdziały czy np. podkręcaniu jakości skanów.

Ostatnio zauważyłam ogromną liczbę przeniesień typu “li”, “fi” w książkach. Korektorów uczy się, aby takich przeniesień nie zostawiać, ale czasami widać, że nie za wiele da się zrobić, bo końcówka wiersza wygląda “i li-” a “i” na końcu też zostać nie może. Mam dwa pytania: czy składacze zwracają uwagę na przeniesienia i jakie mają możliwości, aby takie przeniesienia się nie pojawiały? 

Będę mówić o specyfice przeniesień w Adobe Indesign, bo na nim pracuję, a zapewne inne oprogramowania mają inne algorytmy. Jak ja to lubię mówić: „można czarować” w przypadku tego typu przeniesień i tak manipulować światłem, by te wyrazy były inaczej przenoszone. Przy krótkich tekstach – kilka, maks kilkanaście stron – można przelecieć wzrokiem, jak układa się tekst i jak wspomniałam, manipulować światłem, tu zwęzić, tu je poszerzyć, by przeniesienia (które pierwotnie są generowane przez algorytm programu) ułożyły się inaczej. Przy dłuższych rozwiązaniem jest użycie GREPów, czyli, uproszczając, bardzo zaawansowanej wyszukiwarki, która znajdzie wyrazy z li- i fi- i nada im właściwość „bez dzielenia”. To może powodować dziury w tekście, więc nadal trzeba przejrzeć tekst pod kątem jego wyglądu, ale łatwiej znaleźć taką dziurę niż wyraz.

Jako że przenoszeniem wyrazów zajmuje się algorytm, jedynym wyjściem jest nieustanne go ulepszanie – ja za każdym razem, gdy korektor zwróci mi uwagę na to, że Id nieprawidłowo coś przeniósł, poprawiam przeniesienie (wstawieniem tzw. „miękkiego dywizu”, który wymusza dzielenie wyrazu tam, gdzie jest wstawiony, a nie w żadnym innym miejscu), a przy kolejnym składzie mam takie przeniesienie dodane do słownika w programie, więc pozostaje mieć nadzieję, że program bierze to pod uwagę i już takich zbitek głosek dzielić nie będzie. :) Niestety nie działa to w przypadku nazw własnych pochodzących z języków innych niż polski – tu już trzeba liczyć na korektora, bo choć można zablokować dzielenie wyrazów rozpoczynających się wielką literą (typu nazwiska), to czasem zapożyczenia z angielskiego są dzielone w cały świat i trudno to wyłapać.

No właśnie czasami, gdy sama zostawiam komentarz do składacza, widzę, że może być kłopot, aby dany problem poprawić. Z Twojego doświadczenia - jakie są kłopoty z ułożeniem tekstu, które naprawdę trudno przeskoczyć?  

Wszystko da się poprawić, ale ręcznie – dla mnie problem jest zawsze z wyłapaniem tych błędów. Dlatego bardzo doceniam pracę korektorów i redaktorów, którzy zauważają takie drobiazgi. Największe problemy zawsze sprawiają mi dwie rzeczy.

Pierwsza – kiedy mam jedno zdanie na dwa wersy, ale jest za dużo światła między wyrazami, zdanie jest za bardzo rozciągnięte, nijak nie da się podzielić w nim wyrazów, by te przestrzenie zmniejszyć (i nie mieć zdania w jednym wersie + trzech liter w drugim, co wytknąć może korektor), a jednocześnie ściśnięcie go do jednego wersu zaburza jego czytelność. Zdarzyło mi się tak kilka razy i za każdym razem trzeba było wybierać między mniejszym złem.

Druga – kiedy mam wszystko ułożone, ale wpada dodatkowy akapit albo wypada kilka akapitów. Generalnie zmiany w tekście, które zmieniają jego objętość, już na końcowym etapie składu. W przypadku składu e-booków dla klientów, gdzie liczba stron nie robi różnicy, to jest nic, kolejna poprawka, ale w przypadku książek drukowanych w dużym nakładzie, które muszą mieć konkretną liczbę stron (podzielną przez 16), to dodatkowa praca, aby tak manipulować światłem, by te dziury zapchać i liczba stron się nie zmieniła, lub odwrotnie, tak ścisnąć tekst, by wszystko się zmieściło.

Co jest w takim razie najtrudniejsze w Twojej pracy? 

Dla mnie to strach, że nie zauważyłam jakiegoś błędu i z takim błędem tekst poszedł do druku, na szczęście jednak zazwyczaj nad plikiem czuwa przynajmniej jedna osoba poza mną i sprawdza, czy wszystko gra. I szukanie złotego środka między moją wizją jakiejś książki, a wizją autora. To wymaga dużo cierpliwości, researchu, maili i dziesiątek projektów. :)

A co być może najbardziej upierdliwe albo zasadniczo proste, ale nieproporcjonalnie czasochłonne? 

Nie obraź się, że właśnie to wymienię, ale… wprowadzanie poprawek korektora. Najnowsze aktualizacje (chyba od 2018 roku? W każdym razie ja wtedy tę opcję poznałam) Adobe Indesign mają taką fantastyczną opcję automatycznego wprowadzania komentarzy z korekty robionej na .pdf – dla mnie to genialny wynalazek i oszczędność czasu, bo kiedyś korektę taką wprowadzałam ręcznie, komentarz po komentarzu, kopiuj-wklej w nieskończoność. Ale to program jak program, nie każdy komentarz załapie, więc i tak pozostaje mi zawsze kilkanaście do kilkudziesięciu zmian do ręcznego wprowadzenia.

Jest pewna rzecz, która bardzo mnie zastanawia. Czasami, bardzo rzadko, widzi się w książce, w środku tekstu, wyrazy, które nie powinny mieć łącznika, ale go mają. Wygląda to jakby dany wyraz miał być przeniesiony, ale ostatecznie tekst ułożył się inaczej i wyraz został z łącznikiem. Czy przesunięcia tekstu mogą być tak duże i czy wiesz, dlaczego te łączniki zostają? Pomijając to, że tekstowi przydałaby się w takim przypadku kolejna korekta... 

Do niedawna nie wiedziałam, bo w takich przypadkach używałam zawsze miękkiego dywizu, którego nie widać w druku, jeżeli wyraz nie jest przeniesiony do drugiego wersu, więc nie ma ryzyka, że się zagubi w środku tekstu, ale ostatnio parę razy spotkałam się z ręcznym dzieleniem wyrazów (które algorytm Indesigna nie dzieli tak, jak należy, miękki dywiz też nie zawsze pomaga), gdzie właśnie ten łącznik jest po prostu wstawiony „z palca” razem z wymuszonym łamaniem wiersza. Potem niestety się zdarza, że np. w reszcie tekstu jest mnóstwo wymuszonego łamania wiersza, bo jest źle zredagowany, więc chce się to usunąć hurtem, a jak się usuwa hurtem, to to łamanie przy dywizie też znika. To zwykły błąd i przeoczenie, dlatego właściwie w ogóle tego nie robię, wolę pomajstrować przy świetle.

Mówi się, że dobry skład trudno docenić, natomiast zły łatwo ocenić - jak odniesiesz się do tych słów?  

Zgadzam się z nimi! Mam wrażenie, że osoby, które mają styczność ze składem bezpośrednio czy pośrednio, są w stanie doceniać dobre, porządne składy, bo wiedzą, na czym to polega, ale kiedy mówimy o kimś, kto jedynie chce przeczytać książkę, to w przypadku beletrystyki największym komplementem jest chyba brak komentarzy na temat składu, bo to znaczy, że udało się tak przygotować książkę, że się czytelnik zaczytał i nie zwracał uwagi na nic. :) Oczywiście trochę inaczej jest w przypadku książek bardziej skomplikowanych, przewodników czy albumów, bo tam warstwa wizualna jest bardzo ważna i często zwraca się na nią uwagę.

Porozmawiałyśmy o trudach pracy, ale wróćmy do początku i tego, jak to się stało, że zainteresowałaś się składem i wciąż to robisz?  

Zacznijmy od tego, że będąc w gimnazjum już bardzo chciałam pracować w branży wydawniczej, ale nie wiedziała, jak, gdzie, na jakim stanowisku ani jak to ugryźć. A chciałam, bo prowadziłam wtedy blog z recenzjami książek, który już nie istnieje, i książki to była moja miłość. To środowisko mnie przyciągało. Pamiętam, że był wtedy taki wymóg w podstawie programowej, by zrobić „projekt gimnazjalny” i ja wraz z dwiema koleżankami, pod opieką polonistki, miałyśmy projekt „Jak wydać książkę?”. Wydałyśmy wtedy niskim nakładem, sfinansowanym przez szkołę albo urząd, nie pamiętam już, króciutką książeczkę z tekstami literackimi uczniów naszej szkoły. Ale wtedy jedyne, co ze składu się dowiedziałam, to to, że istnieje, bo zajęła się nim koleżanka polonistki znająca się na rzeczy, więc w sumie nie ruszyła mnie wtedy ta kwestia.

W liceum nadal uparcie marzyło mi się pracowanie wśród książek i literek, i fajnych ludzi (bo mi się ta branża kojarzyła z samymi fajnymi ludźmi!), więc podjęłam szaloną wtedy decyzję, że idę na polonistykę, bo mają specjalizację edytorską. Myślałam wtedy, że zostanę po niej korektorem, bo nic innego nie przychodziło mi do głowy. Ale już na pierwszych zajęciach z komputerowego składu tekstu się zakochałam, bo od lat hobbystycznie bawiłam się w grafikę komputerową i to było jak połączenie dwóch rzeczy, które bardzo lubię – dłubania w programie, żeby uzyskać pożądany efekt, i pracy z tekstem, której efekt mogę namacalnie zobaczyć, kiedy książka jest już wydrukowana.

No i poszło szybko, bo złapałam smykałkę – po praktykach zaproponowano mi skład, jeden, drugi, trzeci, potem zaczęto mnie polecać innym, a teraz siedzę sobie w wydawnictwie, robię składy  i przede wszystkim – uczę się nowych rzeczy, które związane są z produkcją książki.

Jak jest najlepszy, najprzyjemniejszy aspekt tej pracy?   

Zadowolony autor, kiedy składam projekt dla kogoś z Polski, a nie np. tłumaczenie zagranicznej powieści. Ta radość, że ktoś widzi swoje dzieło w takiej formie, jaką sobie wymarzył, napędza mnie do działania. I oczywiście samo zobaczenie „swojej” książki w księgarniach czy czytanie opinii, które podkreślają jakość wydania. Pamiętam, że praktycznie rozpłynęłam się jakoś niedawno, bo w recenzji jednej z książek, którą akurat projektowałam, było zdanie o tym, że jest bardzo fajnie zrobiona pod względem wizualnym – to było akurat wznowienie, które trzeba było na nowo zaprojektować. Ale może to kwestia tego, że ja jestem strasznie łasa na bycie docenianą. :)

Z bardziej technicznych rzeczy – lubię działać na GREPach, bo widzę, ile czasu mi oszczędzają, a i niejednokrotnie są dla mnie jak łamigłówka, bo trzeba wpisać odpowiednią komendę, by uzyskać oczekiwany efekt. A ja lubię takie łamigłówki.

Czy masz swoje ulubione rozwiązanie, które najchętniej zastosowałabyś do składu każdej książki? Mi na przykład bardzo podobają się książki bez wcięć akapitowych.

Wszystkie książki, zawsze i wszędzie, składałabym fontem szeryfowym – mówię oczywiście o tekście głównym, nie tytułach i śródtytułach. Nie znoszę dłuższych niż zdanie czy dwa tekstów, które są złożone jakimś Arialem. A fe. Jestem zdania, że fonty szeryfowe ułatwiają czytanie, bo szeryfy utrzymują nasz wzrok w jednej linii.

Z bardziej graficznych rzeczy, kocham, jak książka jest czarno-biała, ale ma jeden akcent kolorystyczny, np. tytuły rozdziałów i numery stron są niebieskie/żółte/czerwone...

Czasami wiem, że ktoś inny też będzie robi korektę lub redakcję książki, przy której ja pracuję, ale niekiedy dowiaduję się o tym ze stopki redakcyjnej. Czy w składzie występują takie sytuacje? Jak wygląda lub może wyglądać współpraca składaczy?  

Zdarzyła mi się taka współpraca jedynie w jednej konfiguracji – jedna osoba zajęła się ułożeniem tekstu, nadaniem mu wszystkich właściwości, po czym szedł on do korekty. Korektę wprowadzała już druga osoba i to ona wykańczała skład do druku, zmieniając ewentualnie graficzne elementy czy pojedyncze rzeczy.

Ale miałam też współpracę z graficzką autorki książki, którą składałam – ja zajęłam się książką z perspektywy składaczki, osoby działającej bardziej z tekstem niż grafiką, a graficzka dodała dużo elementów, które były bardziej wizualne niż tekstowe, jakieś dodatkowe strony, grafiki, etc. Dość powiedzieć, że wiele razy plik Indesigna był przesyłany między nami, ale bardzo sympatycznie się współpracowało. :)

Składanie książek - czy ogólnie praca zdalna – to wiele godzin przed komputerem. Masz może jakieś rady, co robić, aby się nie zasiedzieć i odpocząć od ekranu?  

Ja chętnie takie rady przyjmę, zamiast dawać, bo jestem okropnym przykładem pracoholika, który żeby odpocząć od dużego ekranu (komputera) będzie zerkał do małego ekranu (smartfona). :) Wiosną i latem ratowały mnie spacery czy chociaż wygrzewanie się co jakiś czas na balkonie, ale jesienią i zimą poza regularnym ruszaniem tyłka po kolejną kawę/herbatę niestety nic nie wymyśliłam.

A może masz jakieś rady dla osób, które chciałby się zająć składem w przyszłości?  

Żeby zaczynać już teraz. Niekoniecznie od nauki Indesigna, bo to droga zabawa (choć dość opłacalna dla uczniów lub studentów), ale programów graficznych w ogóle, bo interfejs jest bardzo podobny, a wtedy bardziej intuicyjnie będzie się pracowało na kolejnych, nowych programach. Ważne jest wyczucie estetyki, które każdy indywidualnie musi wykształcić, znajomość zasad edytorskich (do poczytania w Internecie!), a potem pozostaje… próbować. Można na początek w Canvie, choć to nie najlepszy wybór, ale zawsze jakiś początek! Myślę, że skład to nie jest coś, do czego koniecznie są studia, wystarczy Internet, dostęp do programów i dużo praktyki. :)  

Jestem ogromnie wdzięczna Natalii za odpowiedzenie na moje pytania. Nawet nie wiecie, pod jak wielkim wrażeniem byłam, gdy dostałam odpowiedzi - mogłam tylko wymarzyć sobie, że będę tak długie i szczegółowe. I ciekawe. Gdy do mnie dotarły, miałam je tylko przejrzeć, ale zaczęłam czytać i wciągnęłam się niczym w najlepszą książkę. Poza tym - byłam naprawdę zwyczajnie ciekawa odpowiedzi! Jeszcze raz zachęcam, aby sprawdzić social media i portfolio Natalii!

LOVE, M

13 komentarzy:

  1. Bardzo ciekawa i wartościowa rozmowa.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo interesujący i rzetelnie przygotowany wywiad. Dowiedziałam się dzięki niemu wielu ciekawych rzeczy :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo ciekawy wywiad, przyjemnie się go czytało :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo ciekawy wywiad, sporo rzeczy się dowiedziałam (chociaż niektóre to dla mnie nadal czarna magia np. Indesign. Raz próbowałam to ogarnąć, ale z marnym skutkiem)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Interesująca i przyciągająca uwagę rozmowa. Dziękuję :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Genialny wywiad, z którego można dużo się dowiedzieć. Fajnie, że go przeprowadziłaś :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Ciekawy i wyczerpujący wywiad ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Dzięki za możliwość "podsłuchania" rozmowy dwóch ekspertek. Uwielbiam takie konwersacje, bo można się z nich wiele dowiedzieć, szczególnie że temat dotyczy czegoś bardzo mi bliskiego, tj. książek. Dzięki wam zyskałem sposobność, by znacznie bliżej przyjrzeć się fizycznemu aspektowi książki, na który na co dzień nie zwracam aż tak dużej uwagi.

    OdpowiedzUsuń

Jesteście dla mnie największą motywacją.
Dziękuję.
<3