Hello!
Mam wrażenie, że o książce 27 śmierci Toby'ego Obeda słyszał już każdy. A jeśli nie o niej samej - to o temacie szkół z internatem w Kanadzie, grobach dzieci przy nich znajdowanych i odpowiedzialności kościoła. Mi przypomniało się o tym, że napisałam trochę o tej książce, gdy słuchałam relacji z pokutnej pielgrzymki papieża Franciszka, który poleciał do Kanady, aby przeprosić ludność rdzenną (pierwsze narody).
Tytuł: 27 śmierci Toby'ego Obeda
Autorka: Joanna Gierak-Onoszko
Wydawnictwo: Dowody na Istnienie
Myślałam, że jestem przygotowana na temat tej książki - czytałam wiadomości, słuchałam podcastów, sprawdzałam nowe doniesienia. Ale nie. Momentami opisy i ogólny klimat poszczególnych fragmentów książki sprawiają, że człowiekowi skręca się żołądek. W moich notatkach dotyczących 27 śmierci jest wiele takich kolokwialnych i mało krytycznoliterackich określeń - doszłam do wniosku, że temat dotyka tak przerażających sytuacji i konceptów, z których te sytuacje się wzięły, że w czytelniku budzi się jakaś pierwotna złość na niesprawiedliwość świata. Człowiekowi włosy stają dęba na głowie. Po prostu. Wszystko opisane jest prosto, zero zbędnych słów, ale samo funkcjonowanie szkół z internatem jest nie do wyobrażenia. Nie powinniśmy potrzebować słów ani znaleźć się w sytuacji, gdy trzeba coś takiego opisywać, bo tego nie powinno być.
A teraz sprawy formalne. Narracja oraz momentami budowa czy wybór rozdziałów 27 śmierci jest wyjątkowo chaotyczna. Czasami doceniałam oddzielanie fragmentów rozdziałów gwiazdeczkami, a czasami zupełnie tego nie rozumiałam, bo rozbijało jedną opowieść. Na przykład rozdział 4 jest taki od Sasa do Lasa. Im dalej w książkę, tym bardziej odchodzimy od tematu szkół z internatem (chociaż oczywiście się do niego powraca), a zbliżamy się do poczucia, że autorka chciała opowiedzieć za dużo i próbowała łapać wiele srok za ogon.
Historie kobiet i historie pracy Komisji Prawdy i Pojednania są ważne, obrazują kolejne poziomy tego, jak europejscy kolonizatorzy zatruwali rdzenne społeczności i jakie ma to obecnie przełożenie na to, co się dzieje w Kanadzie. Jednocześnie miałam dziwne wrażenie, że bohaterowie, na których skupia się autorka książki, są tacy jednostkowi. Zabrakło mi nieco poczucia, że oni są przedstawicielami swoich społeczności - nawet nie rdzennych, tylko tej społeczności "osób po szkołach z internatem". Z jakiegoś powodu te historie wydawały się bardzo od siebie oderwane. Ale może one takie są i ludzie po tych szkołach wcale nie mają ochoty tworzyć "społeczności". Może też zabrakło jakiejś chronologii, na pewno w książce brakuje mapy Kanady.
Wracając
jeszcze na moment do chaosu. Autorka w pewnym miejscu wspomina, że
obraziła użyciem pewnego słowa swoją nauczycielkę. Nie wyjaśnia, co
oznacza to słowo, dlaczego nauczycielka zwróciła jej uwagę. Nie
spodziewałam się, że autorka do tego wróci, ale wraca - prawie 50 stron
dalej i w końcu je wyjaśnia. Czasami natomiast powtarzają się podobne
fragmenty, na przykład ten dotyczący używania słowa Indianie w Europie.
Inną rzeczą, na którą zwróciłam uwagę, są fragmenty na końcu rozdziałów,
które mają łączyć jeden rozdział z drugim. Wydawały się dopisane na
siłę, ale raczej mnie to bawiło, bo doskonale to rozumiem - nie znoszę sztucznie
łączyć wątków.
Zapraszam na blogaskowego Facebooka oraz mojego Instagrama (bookart_klaudia)!
Pozdrawiam, M
Szkoda, że książka jest taka chaotyczna. Ja jednak spasuję.
OdpowiedzUsuńJeszcze zastanowię się nad lekturą tej książki.
OdpowiedzUsuńNie znam, ale bardzo mnie zaintrygowałaś tą książką...
OdpowiedzUsuńNie byłam w stanie czytać tej książki jednym ciągiem. Za mocny kaliber...
OdpowiedzUsuńOd niej zaczęła się moja miłość do reportaży. Cudowna publikacja!
OdpowiedzUsuńOj, ta książka robi zawrotną karierę w blogosferze, bo wyłania się dosłownie z każdego kąta i przyznaję, że ta nadmiarowość to chyba jedyny czynnik, dla którego po "27 śmierci Toby'ego Obeda" jeszcze nie sięgnąłem. Poczekam, aż kurz i emocje nieco opadną i dopiero wtedy zanurzę się w tę niełatwą materię :)
OdpowiedzUsuń